Ważnym elementem mobilizacji wyborców przed pierwszą turą (i w planach PO ostatnią) wyborów jest kampania bezpośrednia prowadzona przez działaczy partii. W niedzielne południe towarzyszyliśmy Andrzejowi Halickiemu, szefowi regionu mazowieckiego, który na jednym z osiedli w Piasecznie rozdawał list od Bronisława Komorowskiego.
Kampania bezpośrednia to najtrudniejszy rodzaj kampanii. Polityk nie tylko musi przełamać opory przed naruszaniem prywatnej przestrzeni wyborców, ale i musi być gotowy na starcie z przeciwnikami czy ludźmi niezadowolonymi z rządu. Jak mówi Andrzej Halicki takim terenem jest Piaseczno, które w niedzielę stało się celem grupy działaczy PO agitujących na rzecz Bronisława Komorowskiego.
"Trochę mało..."
Poza ministrem administracji i cyfryzacji byli to lokalni radni, działacze młodzieżówki i były piłkarz Dariusz Dziekanowski, od lat sympatyzujący z Platformą. Po początkowych kłopotach organizacyjnych i konieczności czekania na kilka osób agitatorzy Komorowskiego weszli na jedno z osiedli. – Trochę mało tych listów, szybko nam zejdzie – stwierdził Halicki.
I rzeczywiście, udało mu się odwiedzić tylko połowę mieszkań w klatce, która przypadła mu w udziale. – Wydaje się, że to mało, ale w regionie jest około 300 naszych ekip. W skali kraju to naprawdę duża akcja – tłumaczył polityk.
"Tu Andrzej Halicki"
Minister przyznaje, że po wejściu do rządu ma mniej czasu na działalność partyjną. – Myślę głównie o tym, co u mnie w resorcie – mówi. Niedziela to właściwie jedyny dzień, w którym może włączyć się w kampanię kandydata swojej partii.
Jak przy każdej masowej akcji scenariusz nie był zbyt oryginalny: dzwonek do drzwi i “dzień dobry, tu Andrzej Halicki, w imieniu prezydenta Komorowskiego zapraszam na wybory”. Większość ludzi zapewniała, że pójdzie głosować. Niektórzy dodatkowo deklarowali, że zamierzają głosować na prezydenta.
Bez problemów
O dziwo w żadnym z kilkudziesięciu mieszkań Halicki nie spotkał ostrych przeciwników Komorowskiego czy PO, niektórzy tylko reagowali na jego wizytę dość oschle. Trafiła się też para emerytów, którzy zaciągnęli Halickiego na kawę i ciasto. Zapewniali, że oni i ich dzieci głosują na PO i Komorowskiego, a nawet chcieliby się zapisać do partii.
Minister musiał też odpowiedzieć na kilka pytań. – Dlaczego nie może być tak, że idę do komisji z dowodem i dopisują mnie do listy? – pytał gospodarz. Halicki tłumaczył, że dzisiaj można dopisać się w urzędzie, nawet na kilka dni przed wyborami. Roztaczał też wizje zmian, jakie niesie ze sobą nowa wersja platformy ePUAP, nad którą pracuje jego resort.
Zdecyduje długi weekend
– Tutaj rozmów jest mało, za tydzień chcemy chodzić po mniejszych miejscowościach, Lesznowoli i okolicach, tam właściwie trzeba wejść do każdego domu i odpowiedzieć na kilka pytań – przekonuje szef mazowieckiej Platformy. Dodaje, że na tydzień przed wyborami akcja ma przybrać większą skalę, bo na ten weekend przydział ulotek był stosunkowo niewielki.
Platforma ma trudne zadanie – musi zmobilizować wyborców, przekonać ich, że te wybory coś znaczą i że warto włożyć wysiłek w to, żeby nic się nie zmieniło. Ma do tego narzędzie, którym poza nią dysponuje tylko PiS: ogromne struktury. To one mogą zapewnić Komorowskiemu wygraną w pierwszej turze. Tylko żeby znowu nie zabrakło ulotek