Trzy miasta, trzy historie, jeden samochód. Jeep Grand Cherokee to auto, obok którego nie można przejść obojętnie, o czym przekonałem się podczas kilkudniowego testu. Nawet gdyby ktoś próbował, raczej nie da rady – jest po prostu zbyt dominujący, by go przegapić. Kierowca, który miał okazję go prowadzić, zaczyna rozumieć, że rozmiar naprawdę ma znaczenie.
Z Jeep’em jest podobnie jak z adidasami: inne firmy robią podobne, ale to od tej konkretnej marki wzięło się określenie dla całej kategorii. To nieco odległe porównanie, ale idealnie oddaje istotę rzeczy. Po ulicach może jeździć masa „dżipów”, producenci mogą prześmigiwać się w tworzeniu kompaktowych SUV-ów, ale oryginał jest tylko jeden. Siadając za kierownicą Grand Cherokee, wiesz, że to wrażenie bardzo ciężko powtórzyć w innych autach.
Ten test to trzy, nie do końca typowe dla moto-recenzji historie, które przydarzyły mi się w trzech miastach: Gdańsku, Warszawie i Szczytnie na przestrzeni kilku dni. Na pytania, które podczas nich padły, odpowiem tutaj. To dobra klamra, która zepnie w całość wrażenia z jazdy i odda charakter samochodu w najważniejszych kategoriach: wnętrze, osiągi, wygląd.
Historia numer 1 – Warszawa
Późny wieczór, osiedlowy parking. – Ej, ale powiedz mi tak szczerze, dobra? – zaczął bez zbędnych wstępów na oko 35-letni mężczyzna, który podszedł do mnie, gdy wysiadałem z auta. Czułem, że będę musiał tłumaczyć „skąd stać mnie na taki samochód”, bo – bądź co bądź – nie wyglądam jak typowy klient i kierowca Grand Cherokee. Na szczęście spotkanie potoczyło się inaczej.
– Wielki jest w środku, nie? Czasami sprowadzam z ojcem samochody, ale takie cacka to już wyższa półka – zapytał po chwili, zerkając do wnętrza samochodu.
Nie sposób zaprzeczyć, siedząc na miejscu kierowcy można poczuć się po królewsku. Siedzi się wyżej niż w większości samochodów poruszających się po polskich drogach. Popularne SUV-y, które od lat zdobywają w Polsce popularność, z perspektywy kierowcy Grand Cherokee w większości wyglądają jak młodsi bracia. Po odpaleniu silnika, to wrażenie tylko się potęguje.
Na pytanie, jak jest w środku, można – upraszczając – odpowiedzieć: po amerykańsku. Duże gabaryty auta daje się odczuć wewnątrz. Hasło „przestronne wnętrze” nabiera tutaj innego znaczenia, miejsca nie zabraknie ani na fotelu kierowcy, ani na żadnym innym. Byłem zaskoczony, wskakując na tylną kanapę. Jeśli do tego pierwszy rząd siedzeń nie zostanie rozłożony za bardzo do tyłu, można to porównać do lotniczej klasy biznes. Na komfort podróży nikt nie będzie mógł narzekać (tak, ci z długimi nogami również).
Tysiąc kilometrów za kierownicą Jeepa Grand Cherokee minęło szybko i wygodnie. Fotele można regulować elektrycznie na wszystkie możliwe sposoby. Za pomocą jednego przycisku można sterować także położeniem kierownicy w dwóch płaszczyznach. To o tyle wygodne, że można regulować ją w każdym momencie jazdy, nie trzeba szukać ręką przełącznika, który ją „zwolni”. Sama kierownica jest masywna, w większości obszyta skórą ze sporym drewnianym przerywnikiem na górze. Trzeba się do tego przyzwyczaić – na początku ręka po tym fragmencie nieco „lata.
Samochód konsekwentnie utrzymuje charakter modelu premium. Środek testowanego modelu wykończony w nie do końca typowym kolorze brązowym, który producent nazywa Natura Plus. To miły dla oka przerywnik na tle wszechobecnego w autach czarnego. Duże auto nie musi jednak iść w parze z masą przycisków. Przedni panel jest stonowany, nie przytłacza i oferuje dokładnie to, czego potrzeba. Szczegółem, na który zapewne nie wszyscy zwróciliby uwagę, są zegary. Te w testowanym samochodzie były po prostu… zwyczajne. Bez tego pierwiastka X, który można znaleźć w niemal każdym fragmencie Grand Cherokee.
To dla oka, a co dla ucha? Tutaj prawdziwa gratka dla fanów muzyki, bo dostępny w wersjach Summit i STR 19-głośnikowy system audio firmy Harman Kardon był jednym z najlepszych, z jakimi miałem do czynienia w ostatnim czasie. Czysty dźwięk, dobry bas i – co ważne – bez straty jakości przy większej głośności.
– Droga sprawa, co? – dopytywał mój rozmówca.
Nie da się ukryć, to jeżdżące mieszkanie. Najtańsza wersja Laredo to wydatek rzędu 228 000 zł. Za prestiżowe SRT trzeba zapłacić już więcej: 359 900 zł. Testowany model to Overland Summit z ceną pomiędzy tymi dwoma: 307 500 zł.
Jeśli ktoś sądzi, że to sporo lub zastanawia się nad zakupem, powinien się przejechać. Wtedy wątpliwości się rozwieją (o ile już mamy taką sumę) lub w wolnym czasie zaczną się uzależniające myśli o tym, jak ją zebrać (jeśli jeszcze jej nie mamy).
Historia numer 2 – Szczytno
Już zjeżdżając w stronę parkingu pod sklepem widziałem, że grupka chłopców pokazuje sobie samochód. Chwilę później byli już obok. – Jaki gigant, jak ciężarówka. Ciężko się jeździ, proszę pana? – to stwierdzali, to pytali.
Nie da się ukryć. Jeep Grand Cherokee to auto, które wyróżnia się z setek samochodów mknących polskimi ulicami. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Do ciężarówki mu co prawda daleko, ale potężna sylwetka luksusowej terenówki połączonej z autem rodzinnym nie jest codziennym widokiem.
A już na pewno nie w opakowaniu, jakie Jeep zaserwował po liftingu nowemu Grand Cherokee. Z przodu naszym oczom ukazuje się podzielony na siedem chromowanych części grill. Obok charakterystyczne, wydłużane reflektory biksenonowe otoczone światłami do jazdy dziennej LED. Patrząc na auto od frontu, można porównać je nieco do „zmrużonych oczu”. Niech nikogo nie zwiedzie wrażenie, bo święcą wyjątkowo mocno, a także w nocy doświetlają trasę na krętych odcinkach. Przód auta wręcz emanuje mocą, a zderzak z chromowaną listwą (obecną także z tyłu i boku) tylko potęguje to wrażenie. Całość domyka niepozorne logo producenta.
Sylwetka Jeepa Grand Cherokee jest na swój sposób majestatyczna, ale to właśnie przód dodaje mu agresywnego i silnego charakteru. Nieczęsto zdarza się, by to właśnie ten fragment całości nadwozia tak bardzo dominował w ogólnym wrażeniu. Warto zatrzymać się chwilę przy słowie „dominował”, bo jest to właśnie to, co Grand Cherokee robi na drodze.
Mimo że często podkreślam potężny charakter tego Jeepa (4875 mm długość, 2915 mm rozstaw osi, 1792 mm wysokość), Grand Cherokee to wyjątkowo udane połączenie masywnego wyglądu ze smukłą sylwetką. Brzmi nietypowo, ale tak jest.
Po raz kolejny sięgnę po lekko sportowe porównanie: nie jest napompowany i okrągły, ale duży i wyrzeźbiony. Nie bez znaczenia jest tu ostra, boczna linia, po której aż miło przeciągnąć dłonią. Wisienką (a raczej wiśnią) na torcie są 20-calowe chromowane alufelgi. Auto najlepiej podziwiać z przodu lub boku, bo z tyłu jest po prostu… normalne. Na pierwszy rzut oka nie widać zmian po liftingu (światła, zderzak), a sam tył nie wydaje się być tak duży jak reszta.
Na szczęście szybko się o tym zapomina, bo w głowie cały czas pozostaje to, co widać z przodu. Prawda?
Historia numer 3 – Gdańsk
Ostatnia, ale moja ulubiona, bo i najbardziej nietypowa. Jedno z większych rond w Gdańsku. Widzę, że kilka pasów dalej jedzie czerwony bus załadowany ekipą budowlaną popijającą sobie piwo. Za chwilę ze środka patrzy na mnie 5-6 par oczu, wskazując na auto palcami. Ruszamy, kilkaset metrów dalej bus podjeżdża na czerwonym świetle i staje specjalnie tuż obok. Drzwi się otwierają, ze środka wychodzi jeden z mężczyzn z butelką piwa w dłoni i puka w szybę.
– Chłopie, jaka rakieta, ile to ma kucyków? – pyta.
– Czego? – dopytuję, bo nie usłyszałem przez gwar z ulicy.
– No kucyków ile, szybko jeździ?
Testowany Jeep Grand Cherokee w wersji Overland Summit „kucyków” miał 250. Wystarczająco, choć wygląda na więcej. Do tego 3-litrowy silnik diesla, 8-biegowa skrzynia biegów, moment obrotowy 570 Nm i w połączeniu z rozmiarami auta mamy przepis na wyjątkowe wrażenia z jazdy, których długo nie zapomnimy.
Jeździ tak jak wygląda: mocno. Choć 8,2 s do setki na papierze nie powala, to wciskając pedał gazu do dechy można się poczuć, jakby były to co najmniej dwie sekundy mniej. Startuje jak z procy, momentalnie na liczniku mamy 70km/h. Kolejne 30 km nie są już tak ekspresowe, ale pierwsza część takiego odcinka dosłowne wciska w fotel, zostawiając innych daleko w tyle.
Podobny efekt daje się odczuć także przy większych prędkościach, płynna redukcja automatu o dwa biegi w dół i auto rwie się do przodu wyprzedzając, co tylko potrzeba. To ważne, świadomość, że na drodze zdążymy minąć bez większych problemów inne auta/przeszkody, daje kierowcy poczucie bezpieczeństwa.
A te jest wyjątkowo duże, bo Jeepa Grand Cherokee prowadzi się pewnie i stabilnie. Auto z napędem na cztery koła obsługiwanym przez system Quadra Drive II mocno trzyma się drogi, przy większych prędkościach nie ma efektu „płynięcia” na boki. W każdej chwili kierowca może wybrać jeden z pięciu trybów dotyczących nawierzchni tak, by zapewnić najlepszą przyczepność: piasek, błoto, śnieg, skały, auto.
Jest w nim oczywiście już swoisty obowiązkowy zestaw systemów zwiększających bezpieczeństwo i wspomagających kierowcę na wszelkie możliwe sposoby: stabilizacja toru jazdy, przeciwdziałanie wywróceniu się, adaptacyjny tempomat, osuszanie hamulców, detektor ruchu, kamery cofania, czujniki parkowania - to tylko niektóre z nich.
Ciekawie wyróżnił się jeden: system monitorowania martwego pola, który delikatną diodą sygnalizował auta na pasach obok. Gdy włączyliśmy kierunkowskaz, sygnalizując zamiar zmiany pasa, wtedy dodatkowo dochodził do tego delikatny, lecz słyszalny, sygnał dźwiękowy. To udane połączenie, co nie zawsze się udaje np. brak dźwięku lub odwrotnie: jego nadmiar.
Dodatkowo istnieje także możliwość regulacji wysokości zawieszenia zależnie od aktualnych potrzeb w pięciu różnych wariantach. Maksymalny prześwit może wynieść nawet 287 mm, co znacznie ułatwia poruszanie się po wymagającym terenie.
Spalanie deklarowane przez producenta to w cyklu mieszanym 7,5l, w miejskim 9,3l, a na trasie 6,5l/100km. Takie deklaracje mają do siebie to, że nie tak łatwo powtórzyć je na własnej skórze. Po tygodniu jazdy w trasie oraz mieście komputer pokazywał mi nieco poniżej 10l/100km. Nie ma tragedii, choć da się odczuć po kieszeni. Na szczęście 93,5-litrowy bak pozwala rzadziej odwiedzać stacje benzynowe.
Podsumowanie
Jeep Grand Cherokee to ten rodzaj samochodu, którym warto przejechać się przynajmniej raz w życiu. Problem w tym, że po rozstaniu wcale nie tak łatwo o nim zapomnieć. Wyjątkowo udane połączenie ekskluzywnego auta z terenówką, którą - choć sobie radzi - aż żal brać w teren. Potężna sylwetka, pewne prowadzenie i spora przestronność wnętrz sprawiają, że Grand Cherokee powinien lądować na górze listy moto-marzeń. Nawet jeśli trzeba będzie trochę poczekać. Warto.