PGR w Unieszewie w województwie warmińsko-mazurskim upadł ponad 20 lat temu. Zostały po nim ruiny, malownicze ugory nad jeziorem, chaszcze po pas. Ale tej wiosny znajomy rolnik wprowadził ze stodoły swój najmocniejszy, 115-konny ciągnik, podpiął pług talerzowy i hajda przez ugór. O co chodzi?
Skrawek ziemi 100 na 100 metrów jest jak lokata w banku. Po kolejnej podwyżce dopłat bezpośrednich w tym roku przyniesie minimum 177 euro. Trudno się dziwić, że tysiące rolników rzuciło się do koszenia łąk i orania leżących odłogiem nieużytków. Nawet nie swoich, bo aby dostać dopłaty należy wykazać się jedynie uprawą ziemi, a nie jej własnością.
Do wyścigu postanowiłem przyłączyć się i ja. Rolnik ze mnie jak z koziej d... Nie odróżniam żyta od jęczmienia. Zdziwiłem się, kiedy okazało się, że kolba kukurydzy rośnie nie na czubku, ale w połowie rośliny. Jak coś ma cztery kopyta i rogaty łeb, to dla mnie byk. Jednak i ja mogę czerpać pełnymi garściami z systemu dopłat bezpośrednich. Kiedy składałem wniosek o pieniądze, nikt nie pytał o tak „nieistotne szczegóły” i czy na przykład te pieniądze w ogóle są mi potrzebne.
Kup tani hektar
Przygodę z "rolnictwem" zacząłem w 2004 roku, kupując 1,5 hektara 20 km od Olsztyna na Mazurach. Właśnie wchodziliśmy do Unii Europejskiej, a ja pisałem tekst o tym, czy rolnicy będą sprzedawać ziemię obcokrajowcom. Każdy z rozmówców podkreślał, że ziemia będzie drożeć – hektar kosztował 5 tys. złotych. Kupiłem działkę rolną na pustkowiu, ale z widokiem na jeziorko.
Teraz nawet taki skrawek ziemi to jak niekończąca się lokata w banku. Wystarczy raz w roku wykonać „zabieg agrotechniczny, utrzymujący ziemię w kulturze rolnej” i euro lecą do kieszeni. Kultura rolna to np. łąka, koszona raz w roku. Biznes jest właściwie pozbawiony ryzyka, bo coraz większe dopłaty gwarantuje – i to do 2020 roku – Bruksela ze swoją Wspólną Polityką Rolną.
Organizacją wypłat zajmuje Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Mieszkając w Warszawie mogę załatwiać formalności w dwóch miejscach. Albo w stolicy, gdzie jestem zameldowany, albo tam, gdzie będę „uprawiał dopłaty”. W Olsztynie urzędnicy okazują się autentycznie sympatyczni i pomocni. Kolejek brak. Większość rolników nauczyła się wypełniać wnioski, więc w kolejnych latach teraz tylko elektronicznie potwierdzają chęć otrzymywania dopłat.
Trzy wnioski, 6 kartek
Formalności zaczynają się od wniosku do ARMiR o przydzielenie numeru i wpis do ewidencji producentów rolnych. Łatwizna. Numer otrzymuję listownie, nikt nie pyta o krowy, łąki itp.. Potem potrzebna jest mapka satelitarna z wrysowaną działką rolną. Wniosek do ARMiR i dostaję odpowiedź w 4 dni. Teraz trudniej – wniosek o dopłaty bezpośrednie.
Współczuję rolnikom, którzy sami to ogarniają. Instrukcja wypełniania wniosku jest napisana bardziej bełkotliwym językiem niż e-deklaracje PIT. Czytałem trzy razy, sprawa niby prosta, a i tak doszedłem do wniosku, że lepiej spytać fachowca. W biurze ARMiR w Olsztynie dwie panie prowadzą przez formalności jak za rączkę. Wybieram najprostsze: jednolitą płatność obszarową oraz płatność za zazielenienie – 177,3 euro od hektara. Dowiaduję się, że agencja potrąci kilka procent, bo na działce są też duże drzewa (widać ich cień z satelity). Wniosek trzeba złożyć do 15 maja. Do 7 czerwca jest czas na uzupełnienie ewentualnych błędów. A potem "pieniążki" lecą na konto.
Co uprawiać? Najlepiej same dopłaty
Budżet unijnej wspólnej polityki rolnej 3,5 mld euro uszczuplę o jakieś 247 euro. Zrobię to tylko tylko po to aby pokazać jak głupi jest ten system. Czy moje pastwisko przyczyni się do tańszego lub lepszego mleka w Polsce? Nie. Czy potrzebuję tych pieniędzy do unowocześnienia własnego gospodarstwa? Nie. Wydam na rozrywki miastowych. Na dopłatach do ziemi zyskują nie tylko zwykli rolnicy, ale też gminy, a nawet domy maklerskie, giełdowe spółki i kilku biznesmenów z listy najbogatszych Polaków. Prawie 20 mln złotych zgarnęły dwie spółki Top Farm, za którymi stoi brytyjski fundusz inwestycyjny, a 3 mln pozyskała firma rolnicza Wojciecha Mroza, jednego z najbogatszych Polaków z rankingu "Forbes".
„Pola, na których rośnie złoto” nazywa to serwis Farmsubsidy.org, piętnujący absurdy dopłat. Aż 20 proc. polskich eurodotacji kasuje garstka – mniej niż jeden procent największych firm. Zestawienie największych kosiarzy dotacji ostatnich lat otwiera Krajowa Spółka Cukrowa z monstrualną dotacją 138 mln euro. Za nią trzej zagraniczni producenci cukru: Sudzucker 66 mln euro, Pfeifer&Langen 53 mln i British Sugar Overseas z 39 mln euro. Rolnicy indywidualni są na końcu listy.
Potwierdza to mój sąsiad, hodowca koni, który autentycznie potrzebuje dopłat. Jest permanentnie kontrolowany zarówno z satelity, jak i przez terenowe brygady ARMiR: – Odliczyli mi 10 procent za drzewa. Dopatrzyli się jakichś niezadeklarowanych upraw. Tygodniami to wyjaśniałem – mówi. I denerwuje się, bo wkoło własnych działek ma samych kombinatorów. Pan P. zasadził 40 hektarów sadów ekologicznych. Jabłek nie zbiera, bo bez oprysków rosną tam tylko karłowate i robaczywe psiary, a za takie przetwórnia płaci 20 groszy/kg. Za takie sady ekologiczne kosi się najwięcej dopłat, nawet 2800 zł za hektar. Trzeba ogrodzić ziemię, posadzić drzewka nałożyć na nie osłonkę, żeby zające nie zjadły pędów, podkaszać trawę pomiędzy drzewkami – ot, i cała filozofia.
Czas na chmiel
Kogo przerażają klęski nieurodzaju lub urodzaju, albo ci najbardziej leniwi mogą po prostu „uprawiać dopłaty” - jak mówi się w rolniczym żargonie. – Proboszcz po zwrocie terenów zagarniętych przez PRL dostaję więcej z dopłat niż na tacę – wylicza rolnik. Opłaca się kupić ziemię i zgłosić do ARMiR po dopłaty. Inwestując 100, 200 tys. w najtańsze ziemie dostaniemy więcej niż na lokacie w banku. W dodatku od dopłat nie płaci się podatku dochodowego. Koszty koszenia, orki można dogadać z prawdziwym rolnikiem. Mój znajomy z Warszawy oddał w rozliczeniu mercedesa beczkę, którego miał zezłomować. Na wsi pojeździ jeszcze kilka lat.
Kilka lat temu Polska (a nie Włochy czy Turcja) stała się europejską potęgą w uprawie orzecha włoskiego, bo przy kumulacji kilku dopłat można było wyciągnąć prawie 3 tys. zł z hektara. Przez orzechowych kombinatorów posadzono największe plantacje orzechów. Przekręty ukrócono w 2010 roku po raporcie Najwyższej Izby Kontroli, w którym inspektorzy pokazali wymrożone, karłowate drzewka pośród chwastów, do których Bruksela i polski podatnik tak słono dopłacali.
W nowym sezonie na dopłaty (2015-2020) najwięcej, bo 400 euro do hektara płacą za chmiel. Czuję, że ktoś nawarzy sporo piwa.