Nie jest żadną tajemnicą, że wielu najbogatszych Polaków – tych znanych i tych mniej znanych – ma swoje konta na Cyprze. Przez lata czerpali z tego korzyści. Teraz karta się odwróciła, a na Cypr spada karząca ręka Unii Europejskiej. Czy nasi przedsiębiorcy stracili na cypryjskim kryzysie?
Sytuacja na Cyprze i kwestia opodatkowania tamtejszych depozytów finansowych wzbudziła ogromne kontrowersje na całym świecie. Ale w Europie i Unii Europejskiej cypryjski kryzys szczególnie wystraszył zarówno obywateli, jak i świat biznesu. Tych pierwszych dlatego, że okazało się, że politycy – jeśli tylko chcą – mogą położyć łapę na naszej kasie. Tych drugich - bo wielu z nich miało majątki właśnie na Cyprze.
Wielu polskich przedsiębiorców zakładało tam firmy, bo po prostu mieli z tego wymierne korzyści: unikali podwójnego opodatkowania i płacili niższe niż w Polsce podatki. Nasz rząd wyeliminował to dopiero w zeszłym roku, i to też nie całkiem. Nic więc dziwnego, że kilku najbogatszych Polaków, w tym Jan Kulczyk, Ryszard Krauze i Zygmunt Solorz-Żak, miało związki z cypryjskimi spółkami.
Kto na Cyprze?
Cyfrowy Polsat na przykład kontrolowany jest przez cypryjskie Pola Investments. Firma ta posiada 50,2 proc. akcji Cyfrowego Polsatu. Kolejne 7,3 proc. akcji ma z kolei Sensor Overseas – również cypryjska spółka kontrolowana przez Hieronima Rutę, współpracownika Zygmunta Solorz-Żaka. Akcjonariusze "z Cypru" posiadają też akcje m.in. Biotonu i Petrolinvestu – dwóch spółek należących do Ryszarda Krauze. W Biotonie 11,8 proc. akcji ma Troqueera Enterprises, a w Petrolinveście największym akcjonariuszem jest Masashi Holdings, posiadające 16,9 proc. akcji. Z Cypru jest też firma Luglio Limited, jeden z akcjonariuszy Kulczyk Investments, funduszu inwestycyjnego najbogatszego Polaka.
Poprzez Cypr swoje biznesy prowadzi też po części właściciel J.W. Construction Janusz Wojciechowski (spółka EHT) czy Jerzy Starak – pakiet akcji w należących do niego Zakładach Tłuszczowych Kruszwica SA ma spółka Windstorm Trading & Investments Limited. Oprócz tych gigantów, na Cyprze zarejestrowanych w 2012 roku było aż 5 tysięcy polskich spółek.
Nikt nie stracił?
Nic więc dziwnego, że na informacje o tamtejszym kryzysie żywo zareagowała też polska giełda. Oczywiście, niewidzialna ręka rynku po prostu wzięła pod uwagę nastroje
inwestorów w związku z kontrowersyjnym podatkiem od depozytów, ale konkretne spółki mogły też stracić na domysłach – jak na przykład Cyfrowy Polsat.
Rzecznik Zygmunta Solorz-Żaka poinformował dziś jednak, że "ani finanse pana prezesa, ani Polsatu nie ucierpiały z powodu wydarzeń na Cyprze". Podobnej odpowiedzi udzielił nam Bioton, gdy spytaliśmy o jego ewentualne straty. Jak oświadczyła nam rzeczniczka Biotonu: "Spółka nie poniosła strat w związku z tzw. kryzysem cypryjskim". Chociaż trzeba podkreślić, że na kursie Biotonu i tak bardzo ciężko jest zarobić, więc tutaj nie ma to aż takiego znaczenia, jak w przypadku Cyfrowego Polsatu.
Inne spółki bądź odmawiają komentarza albo odpowiadają podobnie: nic nie straciliśmy, prosimy nie siać paniki – z niektórymi, jak np. Kulczyk Investments, nie udało nam się skontaktować.
Pieniądze-widmo
Znamienne jednak jest, że dopiero dzisiaj rzecznik Zygmunta Solorz-Żaka wydał takie oświadczenie. Bo dopiero dzisiaj doszło do kompromisu w sprawie Cypru i okazało się, że opodatkowania depozytów jednak nie będzie, a straty poniosą jedynie klienci banków: Laika i Bank of Cyprus, największego cypryjskiego banku.
Jasne więc stało się, że jeśli ktoś nie ma tam pieniędzy, to nie ucierpi. Rynki finansowe nie zareagowały na to rozwiązanie jakimś hurraoptymizmem, ale wielu biznesmenów – również polskich – na pewno odetchnęło z ulgą wiedząc, że ich pieniądze są bezpieczne. A jak mówi nam Jakub Salwa, prawnik z kancelarii Tomczak & Partnerzy, biznesmeni jeśli już zakładali konta na Cyprze, to raczej w renomowanych, dużych bankach, jak np. angielskim Barclay's, który również jest obecny na Cyprze.
Pamiętać też trzeba, że mając spółkę na Cyprze, wcale nie trzeba trzymać pieniędzy w tamtejszych bankach. – Wielu biznesmenów, by było im łatwiej zarządzać finansami,
ma spółkę zarejestrowaną na Cyprze, ale pieniądze lokuje w polskich bankach – podkreśla Salwa. Korzyści bowiem przedsiębiorca odnosi, gdy ma spółkę zarejestrowaną w raju podatkowym, ale nie ma to nic wspólnego z faktem posiadania tam konta.
Cwani uciekali już wcześniej
Czy gdyby jednak cypryjski parlament zgodził się opodatkować depozyty bankowe, to polskie firmy by na tym ucierpiały? Te, które swoje finanse trzymały także na Cyprze, pewnie tak – chyba, że zdążyły uciec. Już w 2012 roku bowiem Cypr prosił Unię Europejską o pomoc. Wtedy też, w tekście dla "Gazety Prawnej", zarządzający majątkiem w private bankingu w BRE Banku Michał Parkowski mówił: – Klientom, którzy liczą na optymalizację podatków, odradzamy zakładanie tam rachunków.
Specjaliści wiedzieli więc, co się święci. Jak mówi nam anonimowo osoba odpowiedzialna za rachunki najbogatszych klientów w jednym z największych banków w Polsce: – Jeden z naszych klientów miał tam rachunek i już w 2012 roku, patrząc na rosnący kryzys, po prostu wycofał swoje środki i przeniósł je do Polski.
(Nie)bezpieczny raj podatkowy
Wątpliwe więc, by polscy biznesmeni stracili na kryzysie w Cyprze. Istniała taka groźba, póki UE forsowała opodatkowanie depozytów bankowych, ale teraz już praktycznie to zagrożenie minęło. I raczej już się nie pojawi, bo jak zaznacza nasz informator z banku: – Ci, którzy mieli tam konta, już dostali nauczkę i teraz szybko przenoszą pieniądze gdzie indziej. Niektórzy wracają do Polski, inni wyprowadzają finanse do pozostałych rajów: na Seszele albo Kajmany. Ale Cyprowi raczej nikt już nie zaufa.
Nasz informator dodaje, że niektóre banki dla najlepszych klientów oferowały "nieoficjalną klauzulę o nietykalności prywatnych kont". Oczywiście, gdyby UE postanowiła jednak opodatkować wszystkie depozyty, owe klauzule byłyby niewiele warte.
Na razie więc wszyscy ci, którzy nie tylko chcieli unikać wyższych podatków, ale i ingerowania w ich konta, są bezpieczni. Przynajmniej teraz, bo przecież nikt nie zdziwi się, jeśli za rok Cypr poprosi o kolejne 10 miliardów euro. A wtedy Unia Europejska może już nie być tak wyrozumiała, chociaż gdyby ponownie próbowała opodatkować depozyty, byłby to wizerunkowy strzał nie w kolano, a prosto w brzuch.
Bankructwo Cypru to skomplikowana operacja, która ma drugie, trzecie, a może i czwarte dno. Jedno jest pewne: nikt już nie uwierzy w gwarancje depozytów, które okazały się na Cyprze fikcją. Taką samą fikcją mogą okazać się wszędzie, a ten eksperyment może skończyć się tragicznie. CZYTAJ WIĘCEJ