– To była raczej swego rodzaju grzeczność, usłużność, że ten egzamin praktyczny nie jest potrzebny, bo wiadomo, że Grabarczyk potrafi posługiwać się bronią – mówi w "Bez autoryzacji" mecenas Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
Zbigniew Ćwiąkalski: Myślę, że nie. Minister podał się do dymisji w odpowiednim momencie, a poza tym on nie ma żadnych zarzutów i według oświadczenia prokuratury, na tym etapie postępowania nie ma żadnych powodów, żeby stawiać jakiekolwiek zarzuty.
Niektórzy mówią, że ten moment przyszedł bardzo późno. Również w sensie godzinowym - późnym wieczorem.
To jest kwestia związana z nasileniem kampanii ze strony opozycji, a także mediów, która była skierowana przeciwko ministrowi. W pewnym momencie uznał, że dalsze kontynuowanie tego tematu i zainteresowanie mediów nie przysłuży się Platformie Obywatelskiej, jemu osobiście ani wymiarowi sprawiedliwości, który reprezentuje.
Stanowisko ministra sprawiedliwości to gorące krzesło.
Tak, bo minister Grabarczyk był 26 ministrem sprawiedliwości, a żaden nie przetrwał na tym stanowisku czteroletniej kadencji. Najdłużej była pani premier Suchocka bo prawie 3 lata. Akurat jest to ministerstwo takie, które wymaga kontynuacji i tutaj nie da się niczego zrobić w dwa tygodnie czy w miesiąc. To wymaga rzetelnej, długotrwałej pracy i odpowiedniego przygotowania. Większe reformy wymiaru sprawiedliwości to w praktyce 3-4 lata.
Kogo pan widzi, jako następcę Grabarczyka? Wymienia się głównie Marka Biernackiego i Ryszarda Kalisza.
Uważam, że powinien to być pan minister Biernacki. Dlatego że niedawno się tym resortem zajmował, rozpoczął pewne reformy, a zostaje zaledwie parę miesięcy kadencji. Nie można sobie pozwolić na to, aby ktoś nowy przyszedł i przez półtora miesiąca lub dłużej wchodził w problemy wymiaru sprawiedliwości. Biernacki to najbardziej racjonalne rozwiązanie.
Ryszard Kalisz to inna opcja polityczna, wiec nie wyobrażam sobie, aby nagle został ministrem rządu Platformy Obywatelskiej i PSL-u.
A jak pan ocenia sprawę odsunięcia prokuratora, który chciał postawić Grabarczykowi zrzuty?
Nie przesadzałbym z tym, bo ja też podejmowałem decyzje tego typu. Na przykład w sprawie Krzysztof Olewnika, gdzie przekazywałem ją do innej prokuratury i też spotykałem się z zarzutami zamiatania pod dywan. Jak się później okazało, decyzja była słuszna. Podobnie jak decyzja Krzysztof Kwiatkowskiego, który przeniósł śledztwo ws. zabójstwa gen. Papały do Łodzi. Sam fakt, że przejmuje to inny prokurator nie jest niczym nadzwyczajnym. Zdarza się, że prokurator ma błędne kierunki postępowania, błędne tezy, błędną kolejność gromadzenia dowodów. Jak słyszę, że prokurator proponował przeszukanie gabinetu czy biura ministra Grabarczyka, to jako praktyk nie bardzo potrafię zrozumieć, co tam chciał znaleźć. Jeśli zarzuty dotyczą kwestii egzaminu praktycznego, to co mógł znaleźć? Egzaminu praktycznego na pewno nie.
Minister Siemoniak próbował dziś tłumaczyć swojego kolegę, ministra Grabarczyka, że mógł nie wiedzieć o konieczności zdania egzaminu praktycznego. Dopuszcza pan taką możliwość?
Myślę, że sytuacja była nieco inna. Z tego co wiem, minister Grabarczyk przerzedł przeszkolenie wojskowe, więc z bronią potrafi się obchodzić. To była raczej swego rodzaju grzeczność, usłużność, że ten egzamin praktyczny nie jest potrzebny, bo wiadomo, że Grabarczyk potrafi posługiwać się bronią. Gdyby przedłużyć przeszkolenie o strzelanie, to pewnie zajęłoby z godzinę więcej. To nie miało praktycznego znaczenia. Odbyło się to raczej na zasadzie, że przyszła znana osoba która potrafi posługiwać się bronią, więc ktoś postanowił zrezygnować z egzaminu praktycznego, bo to dla niego nie pierwszyzna. To typowa urzędnicza pseudo-grzeczność.
Czy takie załatwianie spraw na skróty, gdy w urzędzie państwowym pojawia się VIP, jest dużym problemem w Polsce?
To nie jest tak, że VIP-y masowo nadużywają procedur, grzeczności czy uprzejmości. Absolutnie nie. Znam jednego z wiceministrów finansów, który mimo, że zarządzał urzędami skarbowymi, lubił ustawiać się w kolejkę, aby zobaczyć jak są załatwiani petenci. Nie jest to powszechne zjawisko, ale czasami uważa się, że takie skrócenie procedury będzie mile widziane przez VIP-a, i choć nie ma praktycznego powodu do takiego zachowania, to jak w tym przypadku, może to kogoś wpędzić w kłopoty.