Płacą rodzinom, by zrezygnowali z obrzezania córek. Akcja wsparta przez Wojciechowską rodzi pytania
Płacą rodzinom, by zrezygnowali z obrzezania córek. Akcja wsparta przez Wojciechowską rodzi pytania dziendobry.tvn.pl

Co 11 sekund na świecie jedna dziewczynka zostaje obrzezana. To poważny problem, z którym od lat walczy fundacja "Kwiat pustyni", założona przez modelkę Waris Dirie. Włączyła się w nią polska dziennikarka i podróżniczka – Martyna Wojciechowska. Szlachetna akcja budzi jednak kontrowersje, bo metodą walki z tym okrutnym zjawiskiem jest płacenie rodzinom za zaniechanie zabiegu. – To tak, jakby płacić mężom za to, że nie będą bić swoich żon – komentują internauci.

REKLAMA
Martyna Wojciechowska bardzo często angażuje się w akcje charytatywne. Tym razem ona, oraz Omenaa Mensah, Justyna Kowalczyk oraz Michał Piróg chcą zwrócić uwagę na dramat afrykańskich dziewczynek, które są poddawane zabiegowi obrzezania. Przy czym słowo "zabieg" jest nieco mylące, bo dziewczynki są krzywdzone kawałkiem szkła, żyletką, ewentualnie za pomocą noża.

Obrzezanie kobiet

Klitoridektomia (zwana też obrzezaniem kobiet oraz wyrzezaniem) – częściowe lub całkowite usunięcie łechtaczki (łac. clitoris), czasem również warg sromowych mniejszych. Praktykowane ze względów religijnych lub estetycznych u Egipcjan oraz wśród niektórych ludów afrykańskich, a także wśród irackich Kurdów i część ludności Jemenu. W ekstremalnych przypadkach klitoridektomia polega na usunięciu łechtaczki, warg sromowych i skóry ze ścianek pochwy oraz zaszyciu, co najmniej częściowym, samego wejścia do waginy. Pozostawiony niewielki otwór umożliwia jedynie wydostawanie się moczu i krwi menstruacyjnej. Ten rodzaj obrzezania jest określany według metodologii WHO jako obrzezanie "trzeciego typu". Czytaj więcej

Świat dowiedział się o tym problemie dzięki bestsellerowej autobiografii modelki Waris Dirie której imię oznacza "pustynny kwiat". Wywołała burzę, wyznając, że jako dziecko została za zgodą rodziców rytualnie okaleczona. Od tamtej chwili walkę z tym zwyczajem traktuje jak misję. Poruszająca historia jej życia posłużyła za scenariusz do filmu – "Kwiat Pustyni".
Problem jest przerażający
Wojciechowska zetknęła się z tą kwestią osobiście, bo widziała to na własne oczy będąc w Afryce. – Znalazłam się w wiosce, kiedy obrzezano dziewczynki. Uczucie bezsilności spowodowało, że myślałam, co można zrobić, by takie akty barbarzyństwa nie miały miejsca. Właśnie dlatego zdecydowałam się wziąć udział w kampanii. Będziemy wywierać presję na rządy państw, gdzie proceder jest wykonywany. Kampania polega na oferowaniu rodzinom wsparcia finansowego w zamian za to, że nie zdecydują się okaleczyć dziecka. Około tysiąc dziewczynek ma zapewnioną ochronę. Tysiąc w skali 150 milionów okaleczonych kobiet to mało – mówiła Wojciechowska w programie Dzień Dobry TVN.
I to właśnie pieniądze budzą największe kontrowersje wśród krytyków akcji. Część osób twierdzi, że do afrykańskich rodzin powinno się trafiać za pomocą edukacji, a nie pieniędzy. Internauci porównują pomoc do wizyty w patologicznym domu, gdzie płaci się mężowi za to, by nie bił żony. Wiele osób ma również wątpliwości odnośnie skuteczności tego typu pomocy. Zastanawiają się, w jaki sposób skontrolować rodzinę która przyjmie pieniądze za nieokaleczenie własnej córki. Czy to w ogóle możliwe?
Fundacja podpisuje specjalną umowę z rodziną dziewczynek. Na jej mocy, zapewniają dziewczynkom edukację, pod warunkiem nieobrzezania córek. Aby umowa była skuteczna, rodzice muszą kilka razy w roku przyprowadzać dzieci do lekarza, aby je skontrolować. Rodziny nie dostają bezpośrednio pieniędzy, ale mają zapewnione wyżywienie – ryż, kaszę.
Prezydent Fundacji "Kwiat Pustyni" Joanna Jasik wyjaśnia naTemat, że bardzo dużo organizacji edukuje mieszkańców Afryki, którzy praktykują obrzezanie dziewczynek. Jak mówi, przynosi to efekty, ale nie takie, jakich by się oczekiwało. - Rodzice przyprowadzają dziewczynki cztery razy w roku na kontrole, dzięki czemu wiemy czy zostały okaleczone, ale też badamy ich stan zdrowia - mówi Joanna Jasik.
Obrzezanie to przyszłość?
Małgorzata Łokaj z Fundacji Usłyszeć Afrykę stawia pytanie o przyszłość dziewczynek, które nie są obrzezane. – One mogą nie znaleźć później mężów – zauważa działaczka. Łokaj jest zakoczona akcją i stwierdza, że zupełnie nie tędy droga, choć nie chce oceniać akcji jednoznacznie negatywnie. – Najważniejsza jest edukacja, dzięki której ci ludzie dowiedzieliby się o zagrożeniu życia i zdrowia tych dziewczynek. One umierają w czasie tego typu zabiegów – mówi Łokaj.
Nasza rozmówczyni zauważa jednocześnie, że trudno jest przekładać europejskie spojrzenie na kwestie afrykańskiej rzeczywistości. Mechanizmy edukacyjne, które działają na Starym Kontynencie, nie muszą działać równie silnie w Afryce. – Na pewno warto stawiać na edukację u podstaw, bo to ona otwiera oczy – mówi członkini Fundacji Usłyszeć Afrykę.
Janina Ochojska
Polska Akcja Humanitarna

Dla niewykształconej kobiety, jedyną szansą na godne życie i szacunek otoczenia jest wyjście za mąż. My z tym nic nie zrobimy. Kenijska działaczka z którą rozmawiałam o tym problemie stara się dawać dziewczynkom wykształcenie, aby skończyły szkołę. I choć są już obrzezane, to być może ich dzieci już tego nie zrobią.

Joanna Jasik odpowiada, że w tej chwili nieobrzezana dziewczynka ma bardzo duże szanse na poukładanie sobie życia. - W tej chwili te dziewczynki w ogóle nie chodzą do szkoły, a elementem naszego programu jest obowiązek edukacji. One uzyskują wykształcenie, mimo że zazwyczaj do szkoły wysyła się wyłącznie synów. To wykształcenie da im większą świadomość tego, co chcą robić w przyszłości. Tego, z kim chcą być i będą bardziej niezależne od mężczyzny - mówi Prezydent Fundacji "Kwiat Pustyni".
Pamiętajmy – to inna kultura
Ochojska bardziej wierzy w działanie edukacyjne, niż w "przekupywanie". Zauważa, że rodzina będzie miała co jeść, ale pozostaje pytanie, co dalej. – Jeżeli to dziecko nie jest obrzezane, to nie wyjdzie za mąż, nie założy rodziny i nie będzie miała szacunku społeczności. Co więcej, nie będzie jej miał kto utrzymywać. Kobiety niezamężne są kobietami wyśmiewanymi, ubogimi. Czy my chcemy te dziewczyny na taki los? – pyta Ochojska. I podkreśla, że nie jest specjalistką w dziedzinie obrzezania afrykańskich dziewczynek.
Pełna obaw Ochojska podkreśla, że trzeba myśleć o zapewnieniu dziewczynkom możliwości "wyjścia" ze swoich wiosek, znalezienia pracy, założenia biznesu, czyli niezależności. – Kobieta, żeby móc się utrzymać w Afryce, potrzebuje mężczyzny. Nawet jeśli ona prowadzi jakiś biznes, bo mężczyzna może nie być w stanie, to jest kobietą zamężną. Nawet gdy mąż bierze narkotyki, leży lub śpi, a one są odpowiedzialne za rodzinę. Ale mają tę rodzinę – mówi nam Janina Ochojska.
Szefowa PAH-u podkreśla, że jest zwolenniczką poszanowania lokalnych kultur i zwyczajów lokalnych ludzi, nawet, gdy są dla nas szokujące. – Nie chcę powiedzieć, że jestem za obrzezywaniem dziewczynek. Ale jeśli chcemy wprowadzić jakąś zmianę, to naprawdę trzeba to robić bardzo delikatnie, nie naruszając godności ludzi i myśląc o ich przyszłości. Trzeba zrozumieć powodu i działać tak, by nie zniszczyć czyjego życia.
Ochojska przywołuje przykład noszenia burek. Wielu osobom wydaje się, że wszystkie marzą o tym, aby wreszcie je zrzucić. – To nie jest prawda. Kazanie kobietom zrzucić burkę nie jest czymś właściwym. Natomiast na miejscu jest pozwolenie kobietom, które chcą zrzucić burki, by to zrobiły – mówi Janina Ochojska.
Najważniejsze jest to, że dzięki takim fundacjom, jak "Kwiat pustyni", problem obrzezania dziewczynek jest coraz bardziej nagłaśniany. Zarówno pytania o skuteczność pomocy, jak i o przyszłość dziewczynek, są jak najbardziej na miejscu. Warto przy tym wszystkim pamiętać o różnicach kulturowych, które nie zawsze pozwalają nam zrozumieć ludzi żyjących w innych częściach świata, co wcale nie musi być proste i rządzić się czarno-białymi zasadami.

Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl