
– Długów mam wciąż kilka tysięcy, a wszytko i tak się posypało o pieniądze – mówi mi 28-letni Krzysztof. – Wiem, że narzeczona kocha mnie nie tylko dla pieniędzy, ale czasem panicznie boję się, że odeszłaby, gdyby nie było nas stać na pewne zakupy, wyjazdy i drobne przyjemności. Profile mam więc na dwóch serwisach z chwilówkami – stwierdza 32-latek Robert. Obaj moi rozmówcy to jedni z wielu polskich mężczyzn, którzy ukrywają przed partnerkami prawdę o grubości swojego portfela.
Najpierw udawanie bogatszego to dobry sposób, by zabłysnąć. Później okazuje się jedynym wyjściem w walce o zachowanie pozorów, bo przez wcześniejsze drobne finansowe kłamstewka można wyjść na kłamcę, czy nawet oszusta. – U mnie spirala prawdziwych kłopotów finansowych zaczęła się, gdy zwykła weekendowa przygoda niespodziewanie ewoluowała w normalny związek – wspomina Krzysztof.
Od stawiania najdroższych drinków z karty kredytowej szybko pozmieniał się profil takich wydatków na prawie cotygodniowe wyjazdy, dobre wakacje zagraniczne. Normalnie miałem wykorzystaną zaledwie małą cześć limitu. Po pół roku wnioskowałem o podwyższenie go.
Przegiąłem i żyję w ciągłym strachu, że czegoś nie zapłacę wreszcie. Bo spłacam te pożyczki całą pensją i zaraz zaciągam kolejne pensję rekompensujące. Do tego te zżerające odsetki. Planujemy ślub dokładnie za rok. To będą kolejne wydatki, łapię się każdej fuchy jak mam wolny czas, bo muszę wyjść "na czysto". Ale związek na tym zaczął tracić, bo ona ma pretensje, że znikam i nie mam czasu. A o tym, że pracuję jej nie powiem, bo się domyśli, że coś jest nie tak skoro pracuję, a nie mam więcej pieniędzy.
– Niektórzy mężczyźni prowadzą takie życie odruchowo, stereotypowo. Pokutuje bowiem wciąż w nas "efekt zaskórniaka". Czyli przekonanie, że prawdziwy mężczyzna powinien mieć taki zasób finansowy, by w pewnych okolicznościach móc po niego sięgnąć, znaleźć pieniądze. W powszechnej świadomości w tym względzie nic nie zmienia się od dekad. Wierzymy, że to świadczy o zaradności mężczyzny, wręcz o jego męskości – komentuje specjalizujący się problematyce finansowej psycholog dr Leszek Mellibruda.
Osoby, które są w sprawach finansowych bardzo szczere nierzadko wywołują tą szczerością kłopoty w związkach. Bardziej emocjonalnie myślące kobiety często mają bowiem żal o to, że ich partner nie ma tego zaskórniaka akurat wtedy, gdy dodatkowe środki na jakiś wydatek przydałyby się. Nie zawsze finansowa szczerość jest więc najlepszym pomysłem, bo może zupełnie niepotrzebnie wywoływać problemy między partnerami. Otwartość do bólu często bardziej rani, niż jest godna uznania. Należy jednak pamiętać, że prawa do skorzystania z tej zasady nie można nadużywać.
– Jeśli zachodzi taka sytuacja w związku, że któryś z partnerów musi pokazywać się w lepszym świetle finansowym niż w rzeczywistości, to już jest to mocny sygnał ostrzegawczy. Świadczy to o tym, że nawet wbrew wszelkim pozorom, jesteśmy traktowani przez drugą stronę w nie do końca dobry dla nas sposób. Prędzej czy później, taki związek zacznie się psuć – ostrzega specjalista.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
