Drobne przyjemności, prezenty, finansowanie zachcianek - to główne powody, dla których mężczyźnie decydują się na zadłużenie i udają bogatszych niż są w rzeczywistości.
Drobne przyjemności, prezenty, finansowanie zachcianek - to główne powody, dla których mężczyźnie decydują się na zadłużenie i udają bogatszych niż są w rzeczywistości. Fot. Jack Frog / Shutterstock.com

– Długów mam wciąż kilka tysięcy, a wszytko i tak się posypało o pieniądze – mówi mi 28-letni Krzysztof. – Wiem, że narzeczona kocha mnie nie tylko dla pieniędzy, ale czasem panicznie boję się, że odeszłaby, gdyby nie było nas stać na pewne zakupy, wyjazdy i drobne przyjemności. Profile mam więc na dwóch serwisach z chwilówkami – stwierdza 32-latek Robert. Obaj moi rozmówcy to jedni z wielu polskich mężczyzn, którzy ukrywają przed partnerkami prawdę o grubości swojego portfela.

REKLAMA
Bo miłość kosztuje
Najpierw udawanie bogatszego to dobry sposób, by zabłysnąć. Później okazuje się jedynym wyjściem w walce o zachowanie pozorów, bo przez wcześniejsze drobne finansowe kłamstewka można wyjść na kłamcę, czy nawet oszusta. – U mnie spirala prawdziwych kłopotów finansowych zaczęła się, gdy zwykła weekendowa przygoda niespodziewanie ewoluowała w normalny związek – wspomina Krzysztof.
Krzysztof
zadłużył się, by utrzymać związek

Od stawiania najdroższych drinków z karty kredytowej szybko pozmieniał się profil takich wydatków na prawie cotygodniowe wyjazdy, dobre wakacje zagraniczne. Normalnie miałem wykorzystaną zaledwie małą cześć limitu. Po pół roku wnioskowałem o podwyższenie go.

Pracujący w dobrze płatnym zawodzie informatyka 28-latek dziś jest więc wciąż zadłużony na ponad 8 tys. zł. Jak wylicza, udawanie przed partnerką człowieka bogatszego niż jest, w rzeczywistości łącznie kosztowało nawet kilkanaście tysięcy. Których nigdy nie wydałby, gdyby przez ponad rok nie żył w finansowym kłamstwie.
– Z perspektywy czasu widzę, jak głupie było to zachowanie. Wtedy wmawiałem sobie jednak, że inwestuję. Naprawdę mi na tej kobiecie zależało, a ona wyraźnie dawała do zrozumienia, że interesuje ją określony poziom życia. Sama wydawała niemało swoich pieniędzy i podobne oczekiwania miała wobec mnie. Chciała żyć z rozmachem, a ja z nią – wyznaje mój rozmówca.
Dziś ze związku, który Krzysztofa kosztował aż tyle nerwów i pieniędzy, zostały jednak tylko wspomniane długi. Co gorsza, rozpadł się on po tym, gdy wreszcie wydał się prawdziwy status finansowy mężczyzny. – To, że wiele naszych większych wydatków pokrywam dzięki zapożyczaniu się, wyszło przy okazji planów, by wreszcie wspólnie zamieszkać. Nie mogłem już wtedy udawać, że zarabiam więcej niż naprawdę i że mam jakieś oszczędności. Pokłóciliśmy się jednak nie o to, że nie miałem ich więcej, a że tak długo żyłem ponad stan. Moja dziewczyna uznała, że nie ma zamiaru żyć z kimś tak zadłużonym, kto długo niczego większego nie odłoży – stwierdza.
Panicznie takiego momentu obawia się Robert, który przyznaje, że notorycznie okłamuje swoją już narzeczoną na temat grubości swojego portfela. – Moja partnerka nie oczekuje ode mnie nie wiadomo czego. Nigdy tak nie było, żeby groziła mi odejście, jeśli na coś nie będzie nas stać. Ale też ja chcę jej zapewnić jakiś tam poziom życia. No i nie martwić jej, gdy są momenty, że przy całkiem skromnym, normalnym życiu, nie wystarcza mi pensji do końca miesiąca – opowiada 32-letni zawodowy kierowca.
Ostatnio główne zajęcie łączy jednak z licznymi pracami dorywczymi, dzięki którym próbuje spłacić zadłużenie u parabanków oferujących tzw. chwilówki. Dzięki temu, że instytucje te nie pytają o zdolność kredytową, Robert ma po kilka tysięcy złotych długu na kontach w dwóch najpopularniejszych firmach tego typu.
Robert
ukrywa przed narzeczoną prawdziwy status finansowy

Przegiąłem i żyję w ciągłym strachu, że czegoś nie zapłacę wreszcie. Bo spłacam te pożyczki całą pensją i zaraz zaciągam kolejne pensję rekompensujące. Do tego te zżerające odsetki. Planujemy ślub dokładnie za rok. To będą kolejne wydatki, łapię się każdej fuchy jak mam wolny czas, bo muszę wyjść "na czysto". Ale związek na tym zaczął tracić, bo ona ma pretensje, że znikam i nie mam czasu. A o tym, że pracuję jej nie powiem, bo się domyśli, że coś jest nie tak skoro pracuję, a nie mam więcej pieniędzy.

Stereotypy, stereotypy...
– Niektórzy mężczyźni prowadzą takie życie odruchowo, stereotypowo. Pokutuje bowiem wciąż w nas "efekt zaskórniaka". Czyli przekonanie, że prawdziwy mężczyzna powinien mieć taki zasób finansowy, by w pewnych okolicznościach móc po niego sięgnąć, znaleźć pieniądze. W powszechnej świadomości w tym względzie nic nie zmienia się od dekad. Wierzymy, że to świadczy o zaradności mężczyzny, wręcz o jego męskości – komentuje specjalizujący się problematyce finansowej psycholog dr Leszek Mellibruda.
Zdaniem dr. Mellibrudy, to rodzaj gry społecznej, obciążonej tradycyjnym stereotypem męskości. Jak tłumaczy psycholog, ten stereotyp buduje inny, który nakazuje kobietom myśleć o tym, by związać się z kimś takim, kto będzie w stanie zapewnić im byt nawet w najtrudniejszej sytuacji.
dr Leszek Mellibruda
psycholog

Osoby, które są w sprawach finansowych bardzo szczere nierzadko wywołują tą szczerością kłopoty w związkach. Bardziej emocjonalnie myślące kobiety często mają bowiem żal o to, że ich partner nie ma tego zaskórniaka akurat wtedy, gdy dodatkowe środki na jakiś wydatek przydałyby się. Nie zawsze finansowa szczerość jest więc najlepszym pomysłem, bo może zupełnie niepotrzebnie wywoływać problemy między partnerami. Otwartość do bólu często bardziej rani, niż jest godna uznania. Należy jednak pamiętać, że prawa do skorzystania z tej zasady nie można nadużywać.

Sygnał ostrzegawczy
– Jeśli zachodzi taka sytuacja w związku, że któryś z partnerów musi pokazywać się w lepszym świetle finansowym niż w rzeczywistości, to już jest to mocny sygnał ostrzegawczy. Świadczy to o tym, że nawet wbrew wszelkim pozorom, jesteśmy traktowani przez drugą stronę w nie do końca dobry dla nas sposób. Prędzej czy później, taki związek zacznie się psuć – ostrzega specjalista.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl