
Jarosław Kaczyński powtarza, że Andrzej Duda ma szansę na wygranie wyborów i zostanie nowym prezydentem Polski. Duda nie jest jednak murowanym faworytem, więc – jak pisze „Newsweek” – w PiS spekuluje się, „czyje głowy mogą polecieć" w razie porażki.
Brudziński od kilku lat pełni funkcję przewodniczącego komitetu wykonawczego PiS, jest kimś w rodzaju sekretarza generalnego. Jako polityk odpowiedzialny za struktury terenowe, który dodatkowo obsadził najważniejsze stanowiska w sztabie Dudy, zbudował sobie pozycję, jakiej przed nim nie miał nikt w partii. Jego wpływy mogą niepokoić prezesa, znanego z przewrażliwienia na punkcie własnego przywództwa. Jeśli więc wynik Dudy będzie niezadowalający, to Kaczyński dostanie pretekst do obarczenia winą Brudzińskiego.
Prof. Gliński nie przepada za Mastalerkiem
Jeśli Duda przegra, zagrożony może być także Marcin Mastalerek, rzecznik prasowy partii, który bierze udział w opracowywaniu strategii wyborczej. Do odsunięcia Mastalerka mogą dążyć skonfliktowani z nim politycy, w tym prof. Piotr Gliński oraz Jacek Kurski, który ma zabiegać o zdobycie miejsca na liście PiS przed wyborami parlamentarnymi.
Z jego pomysłów niezadowoleni są nadworni uczeni prezesa: Piotr Gliński i Waldemar Paruch, a także związany z nimi poseł Maciej Łopiński. Cała trójka wyłączyła się z prac, którymi kieruje Mastalerek, i stworzyła alternatywny sztab zwany profesorskim. Panowie spotykają się z Kaczyńskim na oddzielnych naradach i zgłaszają konkurencyjne pomysły.
„Newsweek” zaznaczył, że jeśli Duda nie wygra wyborów, to uzyskany przez niego wynik zostanie uznany za satysfakcjonujący jedynie wówczas, gdy zbliży się do rezultatu Kaczyńskiego z 2010 roku. Wówczas lider PiS zdobył w drugiej turze 47 procent głosów. Wynik gorszy nie mobilizowałby należycie członków i sympatyków PiS przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi.
