Rośnie liczba polskich muzułmanów, a wraz z nią liczba tych, którzy islam wyznają tylko na papierze
Rośnie liczba polskich muzułmanów, a wraz z nią liczba tych, którzy islam wyznają tylko na papierze Fot. Damian Kramski / AG

Szacuje się, że każdego dnia co najmniej jeden Polak przechodzi na islam. Ilu z nich pozostaje w wierze? Takiej statystyki nie ma. Są za to obserwacje "czynnych muzułmanów", którzy coraz częściej mówią o tym, że rośnie liczba "fałszywych konwertytów" i "muzułmanów na pokaz". Bywa, że wizyta w meczecie, podczas której wypowiadają wyznanie wiary (odpowiednik chrztu), jest ich pierwszą i ostatnią.

REKLAMA
Moda na Mahometa
Zostać muzułmaninem nie jest trudno. Nie trzeba znanych np. z Kościoła katolickiego rytuałów, zaświadczeń czy dokumentów potwierdzających przynależność religijną. Wystarczy wyznać swoją wiarę Bogu, czyli wypowiedzieć "szahadę". "Zaświadczam, że nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest Jego Prorokiem" - wypowiadając te słowa dna osoba automatycznie dołącza do grona wyznawców islamu. Jako że najlepiej, by formuła szahady wybrzmiała w obecności świadków, bardzo często taki "chrzest" odbywa się w meczecie, w obecności innych wiernych.
Sądząc po tym, jak powszechny jest w naszym kraju strach przed islamem, można byłoby wnioskować, że polskie meczety raczej nie są oblegane przez kandydatów na muzułmanów. Jest jednak inaczej, a zła prasa, jaką ma w Polsce ta religia, przynosi raczej skutek odwrotny od oczekiwanego. Konwertytów przybywa, więc i islamskie świątynie "chrztów" organizują coraz więcej. Na przykład tylko podczas ostatniego Dnia Otwartego w warszawskim meczecie przy ul. Wiertniczej czterokrotnie padły słowa szahady.
Wspólnoty muzułmańskie w całym kraju mają więc się z czego cieszyć. Problem w tym, że istnieje też druga strona tego zjawiska. Wśród tych, którzy przyjmują nową wiarę, wiele jest osób, które muzułmanami stają się tylko teoretycznie. Częścią z nich kieruje czysta ciekawość i chęć wyróżnienia się. Inni przyjmują wiarę z autentycznej potrzeby, ale szybko przegrywają z nieprzyjazną islamowi polską rzeczywistością. Jedni i drudzy muzułmanami przestają być w mgnieniu oka.
Schabowy zamiast religii
– Przychodzą raz albo kilka razy i nigdy nie wracają. Od jednego z nowych braci, który wypowiedział w meczecie szahadę, usłyszałem, że to przez ataki na islam i dyskryminację muzułmanów poczuł w sercu wiarę. Zrozumiałem to tak, jakby do meczetu przywiodła go wyłącznie awantura o ISIS lub o islamskich imigrantów w Europie. Wyznał wiarę, a potem słuch po nim zaginął – opowiada mi Paweł, muzułmanin z Poznania, który angażuje się w życie tamtejszej muzułmańskiej społeczności.
Takich historii jest wiele i powtarzają się we wszystkich miastach, gdzie wyznawcy islamu zaznaczają swoją obecność. – Zdarzają się osoby, które rzeczywiście początkowo mają duży zapał, a za chwilę im mija. Ja mam nadzieję, że nie na pokaz przyjmują islam. Brakuje im silnej woli – mówi naTemat Agnieszka Amatullah Wasilewska, muzułmanka z Warszawy.
"Na pokaz" to jedna motywacja, ale prawda jest taka, że praktykowanie islamu jest dużo trudniejsze niż decyzja o wypowiedzeniu szahady. Konwertyci, często z rodzinami zakorzenionymi w chrześcijańskiej tradycji, już po "chrzcie" w meczecie zaliczają bolesne zderzenie z codziennością. Problemy zaczynają się już na podstawowym poziomie - obowiązku modlitwy pięć razy dziennie. Potem są kolejne kolizje - związane z pracą czy codziennymi zwyczajami.
– Dziewczyny boją się przyznać bliskim o swojej decyzji, a to wiadomo, że prowadzi jedynie do zboczenia ze ścieżki prostej. Bo nie ma jak się w domu pomodlić, bo nie ma jak odmówić mamie zjedzenia schabowego, bo trzeba iść do kościoła przynajmniej w te ważniejsze święta. Ludzie mówią, że ufają Bogu, a jednak obawiają się o stratę pracy, o niezrozumienie ze strony społeczeństwa – podkreśla Wasilewska.
Agnieszka Amatullah Wasilewska

Są kobiety, z którymi uczestniczyłam podczas ich wyznania wiary, potem nigdy ich już nie widziałam, ale to może też wynikać z tego, że kobieta nie ma obowiązku bywać w meczecie.

Trauma po nawróceniu
Historie "fałszywych konwertytów" można zamknąć w stwierdzeniu "wypowiedział szahadę i nie wrócił", ale problem jest głębszy - nierzadko składają się na nie życiowe tragedie. Konwertyci często od razu próbują udowodnić, że są prawdziwymi i gorliwymi muzułmanami, co oznacza dla nich radykalną zmianę. Ubiór, role kobiet i mężczyzn - wszystko jest inne, a rzeczywistość pozostaje niezmienna. Tak rodzi się trauma, o której mówił w rozmowie z naTemat polski Tatar Selim Chazbijewicz.
– Jest wielu konwertytów, którzy są nastawieni fanatycznie i dla których zetknięcie się z rzeczywistością stanowi dużą tramę. M.in. przez ubiór i inne wymyślone wymogi fundamentalistów – przekonywał.
– Prawda jest też taka, że większość konwertytów tego nie wytrzymuje i po przygodzie z islamem albo wraca do religii katolickiej albo po prostu porzuca wiarę. Jeśli są w islamie, to najczęściej z radykalizmem. Tak jak mówi się o katolikach bardziej papieskich niż papież, tak konwertyci są bardziej muzułmańscy niż kalif – skwitował.
Właściwa droga
Trudno ocenić, jaki odsetek polskich konwertytów stanowią ci, którzy z różnych powodów odchodzą od wiary bądź są "muzułmanami na pokaz". – Nie da się powiedzieć, bo zdarza się, że osoba nie pojawia się długo, a potem wraca ze zdwojoną siłą, pewnością i mocną praktyką. Więc to może być też proces długoterminowy – zaznacza Agnieszka Amatullah Wasilewska.
Można jednak pokusić się o wniosek, że przytłaczająca większość nawróconych pozostaje przy islamie. To takie osoby jak Krystyna Ayah Kalińska, muzułmanka ze stolicy, która szahadę wypowiedziała kilka tygodni temu. Myśl o przejściu na islam pojawiła się u niej po powrocie z kolejnego wyjazdu do Dubaju. Zaczęła czytać, oglądać, pytać i obserwować. Potem była decyzja i strach przed reakcją otoczenia.
– Byłam pewna, że islam to właściwa religia i nie mogłam dłużej tkwić w tym stanie zawieszenia pomiędzy religią, którą nadali mi rodzice a religią, którą sama mnie odnalazła. Najbardziej bałam się powiedzieć o mojej decyzji rodzinie, która się w końcu dowiedziała w samo święto Wielkanocy. Wiedziałam, że dla nich to będzie oznaczało odrzucenie wszelkich tradycji rodzinnych oraz kościelnych, które są u nas obecne. Dla mnie to także bardzo trudny krok, bo to oznacza usunięcie na stałe z mojego życia wszystkich rodzinnych świat chrześcijańskich, które się u nas w Polsce obchodzi, jak Wigilia czy Wielkanoc – opowiada w rozmowie z naTemat.
Krystyna musiała odpowiadać na pytania, czy zdaje sobie sprawę, jak bardzo wiara utrudni jej życie w Polsce. Przekonuje, że zdaje.
Nie wyobrażam sobie, aby presja otoczenia mogła mnie zmusić do odejścia od islamu Jestem muzułmanką, to oznacza, że wiem, iż Bóg ma dla mnie jakiś swój plan i będzie testował siłę i prawdziwość mojej wiary, abym mogła zostać przyjęta do raju w Dniu Sądu. Takim testem może być właśnie otoczenie, które uważa, że powinno mnie ostrzec przed moją własną wiarą i będzie starało się mnie odwieść od islamu.

Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl