W 2008 roku przeczytałem zupełnie idiotyczny poradnik amerykańskiego publicysty o tym, jak nie szastać pieniędzmi. Zawierał tylko jedną pożyteczną radę. Jeśli chcesz naprawdę wiedzieć, gdzie przeciekają pieniądze w domowym budżecie, spisuj dokładnie wszystkie wydatki. Tak mnie wciągnęło, że prowadzę buchalterię od ponad 5 lat.
Od lata ubiegłego roku żyjemy w kraju coraz niższych cen – donoszą statystycy Głównego Urzędu Statystycznego. Deflacja – spadek cen wyniósł już 1,5 proc., a napędzają ją niskie ceny paliw oraz żywności. Co na to Polacy? 74 proc. osób w ogóle nie odczuło spadku cen – wynika z najnowszego badania Grupy IQS na zlecenie „Pulsu Biznesu". 40 proc. obawia się kolejnych podwyżek.
Jest to o tyle zaskakujące, że głównym źródłem deflacji są spadające ceny ropy naftowej i surowców rolnych. Kowalski powinien więc odczuć w kieszeni, że mniej płaci na stacji benzynowej oraz w sklepach spożywczych.
Poczuć 1,6 proc.?
Z odnotowaniem spadku cen podczas własnych zakupów maja problem nawet ekonomiści. Ryszard Petru odczuł deflację tankując na stacji benzynowej paliwo za blisko 4 zł za litr. – Ale jak wiemy szybko się skończyło – dodał, nawiązując do polityki producentów paliw, którzy podnieśli ceny hurtowe i cieszą się z wysokich marż.
W ogóle trudno jest zauważyć spadek cen o 1,6 proc. Bo skoro przeciętne wydatki na członka rodziny to ok. 1000 zł, to musielibyśmy dostrzec oszczędność rzędu 16 zł. Niezależnie od tego, jak dokładnie swoje dane o taniości opracowuje Główny Urząd Statystyczny, mój prywatny GUS podpowiada mi co innego.
Otwieram więc zielony segregator, a tam: wieczyste użytkowanie mieszkanie w Warszawa Ochota, rok temu 115 zł, w tym roku 231 zł. Podatek od nieruchomości w 2013 roku 45 zł, rok później 46 zł. Opłaty dla administratora budynku - podwyżka z 380 do 396 (zdrożał wywóz śmieci po słynnej ustawie). PGNiG dostarczył mi ostatnio gaz za 31 zł za 2 miesiące. 10 zł drożej niż poprzednio. RWE i prąd 235 zł za okres rozliczeniowy. Rok wcześniej 193 zł – a kupiłem i wkręciłem dwie energooszczędne żarówki.
Mój styl życia się nie zmienił, apetyt także, nie zmienił się zestaw sklepów, w których robię zakupy, a jednak na 33 kategorie produktów nie ma takich, które jak twierdzi GUS tanieją. Staniało paliwo, ale w działce transport obniżkę skonsumował wzrost cen biletów ZTM od stycznia 2014 roku oraz podwyżka cen usług w autoryzowanych i nieautoryzowanych serwisach. Lekko zdrożało ubezpieczenie, gaśnica do auta, i nawet pachnące wunderbaum.
Sięgam po paragony: śledź Lisnera za 3,50-4 zł - po zmianie pudełek przez producenta na mniejsze ta sama ilość produktu kosztuje 5 zł. Jogurty Danone kupowałem po 99 groszy, teraz 1,18 zł. Kapsułki do ekspresu Nescafe (a Nestle akurat pilnują równych cen w sklepach) – były po 19,99, teraz są po 21, 99. Można upolować złotówkę taniej. Jabłka w Biedronce 3 zł – po drodze było rosyjskie embargo i miały stanieć. Bułki w Lidlu w zeszłym roku były po 49 groszy, teraz kosztują 65. Tanieje piwo, bo browary konkurują. W tej samej cenie Żywiec dolewał do powiększonej puszki 50 ml.
W dziale rozrywka i sport podrożały m.in. bilety do kin sieciowych. Składka roczna w Klubie Wysokogórskim w Warszawie podniesiona z 70 do 90 zł.
Machina statystyczna
GUS broni się, twierdząc, że dane o inflacji konsumenckiej tworzone są w oparciu o ceny około 1800 produktów. Każdej grupie towarów przypisuje się pewną statystyczną wagę w zakupach. Przyjmując, że na żywność i napoje bezalkoholowe, koszty mieszkaniowe i energię, a także transport ,polskie gospodarstwa wydają 54 proc. dochodów.
Problem w tym, jakie produkty GUS monitoruje, a jakie nie. Ujawnia to niezwykle rzadko. W 2009 roku na listę produktów wpisał filety z ryby panga, kiedy kosztowały one 17-22 zł za kilogram. Od tamtego czasu stały się jednak bardzo popularnym produktem w wiecznej przecenie np. za 7,99 zł/kg. Pojawienie się na liście napoju Actimel miało być dowodem, że Polacy wydają pieniądze nie tylko na niezbędne rzeczy, ale również na żywność funkcjonalną.
Reprezentatywna grupa gospodarstw domowych stale ankietowana jest przez pracowników GUS. Ze średnimi cenami jest jak ze średnią krajową. Kiedy zapytamy znajomych, niemal nikt nie zarabia średniej, tylko albo znacznie mniej, a niektórzy znaczenie więcej. Eksperci GUS twierdzą, że podobnie jest z widmem deflacji. W zależności, czy jesteśmy bogaci, biedni czy przeciętnie zarabiający, odczuwalne przez nas drożyzna lub taniocha mogą się różnić od tych oficjalnie publikowanych przez GUS.
Tyle teorii. Śmiem wątpić w rzetelność tych badań, bo jako dziennikarz na działalności zostałem rzekomo wylosowany do badania na temat innowacyjności małych firm. Ankieterka z GUS przekonywała mnie, że pod tą innowacyjność można właściwie podczepić wszystko co nowe w mojej pracy. No i stałem się awangardą innowacji w branży mediów, bo piszę teksty w chmurze, a nawet wysyłam z iPada.