Pierwszy salon fryzjerski dla bezdomnych w Sopocie działa od miesiąca. Chętnych nie brakuje, a usługa cieszy się wzięciem. I pokazuje, że dla bezdomnych brudne włosy w nieładzie są przykrym następstwem sytuacji, w której się znajdują, a nie niedbalstwem.
Z Watykanu do Sopotu
Prekursorem usług fryzjerskich dla bezdomnych jest papież Franciszek. Na początku roku hierarcha otworzył zakład fryzjerski i łaźnie w Watykanie i to nie byle gdzie, bo pod kolumnadą na placu św. Piotra.
Kiedy ks. Janusz Steć, dyrektor Caritas Archidiecezji Gdańskiej usłyszał o inicjatywie papieża, doznał olśnienia i już nie miał wątpliwości, na co przeznaczyć jedno z pomieszczeń. Zaraz po świętach wielkanocnych w Sopocie ruszył zakład fryzjerski dla tych, którzy na co dzień zdają się zupełnie nie dbać o wizerunek. Na to, że jest inaczej, są już pierwsze dowody – fryzjer przy Caritas działa od miesiąca, trzy razy w tygodniu po dwie godziny, ale już po krótkim okresie można stwierdzić, że przedsięwzięcie wypaliło.
Duże zainteresowanie wśród bezdomnych nie idzie jednak w parze z zapałem fryzjerów do świadczenia takiej usługi. W niewielkim punkcie fryzjerskim pracują na zmianę tylko dwie fryzjerki - wolontariuszki. Mimo ogłoszeń, kolejka do pracy w nietypowym zakładzie się nie ustawiła i ciągle poszukiwane są osoby gotowe podjąć się zadania. Fryzjerów nie zachęca nawet to, że przed wizytą, bezdomny musi zaliczyć obowiązkową kąpiel.
– Brakuje nam rąk do pracy. Mamy nadzieję, że wkrótce się to zmieni i znajdziemy osoby gotowe do podjęcia się takiego zadania, choćby przez parę godzin w miesiącu – mówi naTemat Małgorzata Niemkiewicz, sekretarz Caritas Archidiecezji Gdańskiej.
Mężczyźni i kobiety odwiedzający zakład, najczęściej proszą o krótką fryzurę, bo, jak twierdzą, jest praktyczna, a na dłuższych włosach robią się kołtuny, a bywa i tak, że stają się siedliskiem uciążliwego robactwa.
Jak pomagamy?
Szacuje się, że w Polsce żyje ok. 30 tys. bezdomnych. Dla porównania, u naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech, bez dachu nad głową pozostaje 24 tys. osób, a w całej Europie, to już ponad 4-milionowa grupa. Przykładów tego, że problem jest realny, a jego skala niemała, nie trzeba szukać daleko.
Wystarczy wyjść na krótki spacer, a na pewno gdzieś po drodze spotkamy człowieka bezdomnego: śpiącego na ławce na przystanku, proszącego o "szluga" pod sklepem, albo zakopanego pod stertą kartonów. Takie obrazki utrwalają w nas zazwyczaj przekonanie, że bezdomny to leniwy brudas, który sam zgotował sobie taki los.
Tymczasem bezdomny każdego dnia przechodzi prawdziwą szkołę przetrwania. Musi zdobyć pożywienie i znaleźć bezpieczny nocleg – to podstawowe potrzeby, ale dla człowieka mieszkającego na ulicy, to często nie lada wysiłek. Takiej pomocy może szukać w schroniskach dla bezdomnych i jadłodajniach – z badania przeprowadzonego w 2013 wynika, że ok. 22 tys. osób korzystało z takiej formy, a tylko 8, 5 tys. radziło sobie na własną rękę.
Noclegownia i jadłodajnia to nie wszystko
Człowiek, który trafił na ulicę, pukając do odpowiednich drzwi, może się więc najeść i wyspać. Gorzej z utrzymaniem higieny, kąpielą, praniem odzieży – tutaj trzeba nieraz bardzo kombinować, bo nie wszystkie placówki oferują taką możliwość.
Pomoc udzielana bezdomnym oficjalnymi kanałami – od państwa i instytucji z nim powiązanymi, to kawał dobrej roboty, ale to stanowczo za mało, żeby bezdomny poczuł się po prostu jak człowiek. Jeden zakład fryzjerski tego nie zmieni, ale inicjatywa zwraca uwagę na to, co na co dzień nie jest wcale takie oczywiste:
Przywracanie godności bezdomnym to sprawa, którą warto poruszyć. Tłumaczenia, że "na pewno coś zmajstrowali, a teraz za to płacą", "wybrał butelkę i nocleg pod chmurką", to nic innego, jak uciszanie własnego sumienia. Tak samo jak wrzucanie bezdomnemu kilku groszu.
Sopocka inicjatywa to świetny przykład tego, jak sensownie pomagać. Wielu pewnie będzie się śmiać do rozpuku, ale przywrócenia bezdomnym statusu człowieka, to nie tylko napełnianie mu brzucha i podarowanie "piątaka". Ładnie uczesane włosy i ubranie to w tej sprawie też rzecz drugorzędna. Ale na pewno pomocna, bo wydarzenie ma też praktyczną stronę – nikt przecież nie wyobraża sobie pójść np. na rozmowę o pracę w brudnych, poczochranych włosach.
Wizyta u fryzjera być może nie odczaruje fatalnej sytuacji bezdomnych, za to na pewno, chociaż na chwilę poprawi ich samopoczucie, wzmocni pewność siebie i być może da impuls do tego, żeby podjąć trud powrotu do normalności, a razem ze ściętymi kołtunami, polecą także obawy przed wyjściem do ludzi.
Małgorzata Niemkiewicz, sekretarz Caritas Archidiecezji Gdańskiej
Tu nie chodzi tak naprawdę o fryzjera, tylko o to, że trzeba ludziom w trudnej sytuacji życiowej pomóc przywrócić godność. Każdego dnia są narażeni na pogardę i szykany. Zwykła wizyta u fryzjera to początek, początek przywracania im statusu człowieka.