Zbliżające się 70-lecie zakończenia II wojny światowej, konfliktu, który zmienił oblicze znanego ówcześnie świata, skłania nie tylko do refleksji nad milionami ofiar – żołnierzy i cywilów. To też dobra okazja, aby mówić o tym, z czego oraz z kogo jesteśmy dumni. A mieliśmy w tych jakże trudnych czasach wielu bohaterów z prawdziwego zdarzenia.
Wśród nich ci, którzy ofiarnie walczyli o niepodległość z bronią w ręku, na różnych frontach wojny. Ta rzuciła ich na różne kontynenty, a żołnierska tułaczka trwała często lata, jeśli nie dziesiątki lat. Wielu bohaterom po 1945 roku po prostu nie dane było żyć w wolnym kraju, o który walczyli.
Ale nie tylko żołnierze dobrze przysłużyli się Polsce w latach wojny. Trzeba było bowiem niezwykłego hartu ducha, aby przezwyciężyć trudy okupacji, myśleć nie tylko o sobie, ale i innych. Ratować Żydów, których Niemcy skazali na zagładę...
WŁADYSŁAW ANDERS (1892-1970)
Generał Wojska Polskiego, człowiek, który cieszył się niekwestionowanym autorytetem wśród podkomendnych. Zanim jednak zapisał się złotymi zgłoskami w kronikach II wojny światowej, walczył o granice młodego państwa. Brał udział w powstaniu wielkopolskim oraz wojnie polsko-bolszewickiej. Już wtedy dowiódł swego bohaterstwa, za co zresztą otrzymał order Virtuti Militari.
Począwszy od wybuchu wojny, Anders przez ponad 5 lat dzielił ze swymi żołnierzami trudy żołnierskiej niedoli. W czasie kampanii polskiej 1939 roku trafił do sowieckiej niewoli, co w przypadku tysięcy polskich oficerów było równoznaczne ze śmiercią w Lesie Katyńskim. Andersowi się "poszczęściło", bo osadzono go w moskiewskim więzieniu.
Ale polski dowódca nie dał się "przekonać" do wstąpienia w szeregi Armii Czerwonej. Kiedy nadeszła wiadomość o normalizacji stosunków polsko-sowieckich (układ Sikorski-Majski z lipca 1941 roku), mógł wreszcie zacząć organizować własną armię. Do Andersa zdążali z różnych części Związku Sowieckiego, Polacy, którzy opuścili łagry w wyniku amnestii. W końcu armia Andersa osiągnęła stan ponad 100 tysięcy osób, ale Sowieci nie dotrzymali obietnic.
W końcu generał podjął decyzję o ewakuacji rodaków – wśród nich wielu dzieci – z nieludzkiej ziemi. Droga do wolności wiodła przez Iran, Irak i Palestynę. Stamtąd Polaków, przydzielonych już do powstałego właśnie 2 Korpusu, przerzucono do Włoch, gdzie mieli wziąć udział w ofensywie aliantów. Jak się okazało, odegrali w niej kluczową rolę.
W maju 1944 roku żołnierze Andersa po krwawych walkach zdobyli masyw Monte Cassino, później wkroczyli do Ankony i Bolonii. Byli witani jak bohaterowie. Generał Anders stał się żywą legendą. Starości dożył jednak na emigracji, bo w ojczyźnie – rządzonej przez komunistów – dla takich jak on, nie było miejsca.
FRANCISZEK KLEEBERG (1888-1941)
Kolejny dowódca, który żywo interesował się sprawami swych żołnierzy; dzielił z nimi wojenną dolę i niedolę. Zasłynął ze swej nieugiętej postawy we wrześniu i październiku 1939 roku. To on stał na czele Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie", której członkowie, jako ostatni regularny, choć improwizowany związek operacyjny WP, złożyli broń.
Kleeberg, syn powstańca styczniowego, walczył do końca. Miał spore doświadczenie: w czasie I wojny bił się w mundurach austro-węgierskim, a następnie legionowym – walcząc za sprawę polską. Po wstąpieniu do polskiej armii pełnił istotne funkcje w Sztabie Generalnym. W 1939 roku sprawdził się jako dowódca w polu.
Naczelny Wódz nakazał Kleebergowi za wszelką cenę bronić Polesia przed Niemcami. Kiedy 17 września Kresy Wschodnie zaatakowali Sowieci, dowódca nie stracił głowy. Próbował przebić się do oblężonej Warszawy, nie unikając jednocześnie walki z oboma wrogami. Gdy obrona stolicy upadła, Kleeberg - stając na czele SGO - rozpoczął kolejny ryzykowny marsz. Chciał zdobyć magazyny broni i przejść do partyzantki, ale na Lubelszczyźnie natrafił na silny opór wojsk niemieckich.
Od 2 do 5 października 1939 roku pod Kockiem żołnierze gen. Kleeberga stoczyli ostatni bój kampanii. Pokonali liczniejszego wroga, ale nie mogli dalej walczyć wskutek braku amunicji. Ich dowódca z bólem serca wydał rozkaz o kapitulacji, nie chcąc bezmyślnie narażać swych żołnierzy. Razem z nimi powędrował do niemieckiej niewoli.
JAN KARSKI (1914-2000)
Przed rokiem obchodziliśmy okrągłą, 100. rocznicę urodzin legendarnego kuriera i emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego – Jana Kozielewskiego vel. Karskiego. Ten bohater, bo trudno mówić o nim inaczej, ryzykował życiem, aby przedostać się na Zachód z ryzykowną misją.
Zamierzał przekazać największym przywódcom ówczesnego świata m.in. informacje o Holokauście. Nikt nie dał mu wiary, dlatego też Karski uważał się za przegranego. Ale wymagał od siebie zbyt wiele – nie mógł zbawić świata, zdominowanego przez tych, którzy głosili ideę wymordowania milionów ludzi tylko ze względu na ich pochodzenie.
Karski nigdy nie walczył z bronią w ręku. Dorastał w robotniczej Łodzi, w skromnych warunkach. Kto by się spodziewał, że w końcu... trafi do Białego Domu. Żadnemu innemu wysłannikowi Polski Podziemnej taka sztuka się nie udała. Ale kurier i emisariusz nie był byle kim – miał spore przygotowanie dyplomatyczne; przed wojną pracował w MSZ.
We wrześniu 1939 roku trafił do niewoli sowieckiej. Po wymianie jeńców był przetrzymywany przez Niemców, ale udało mu się uciec. Poświęcił się konspiracji. W 1940 roku omal nie zapłacił za to życiem – po tym, jak na Słowacji schwytało go Gestapo, próbował targnąć się na własne życie. Karskiego odbił wtedy... Józef Cyrankiewicz, późniejszy wieloletni premier PRL.
Misją życia emisariusza był wyjazd w 1942 roku do Wielkiej Brytanii, a następnie USA. Karski spotkał się na Wyspach m.in. z polskimi władzami na emigracji oraz szefem brytyjskiej dyplomacji Anthonym Edenem. Za Oceanem był gościem samego Roosevelta. Ten jednak, zamiast uważniej słuchać emisariusza, pytał o to, czy w Polsce dalej jeździ się furmankami... Niestety, świat pozostał głuchy na apele skromnego kuriera z Polski.
WITOLD PILECKI (1901-1948)
Rotmistrz, ofiara dwóch totalitaryzmów, dziś dla wielu wzór bohatera. Brytyjski historyk Michael Foot, autor książki "Sześć twarzy odwagi", uznał Pileckiego za jednego z sześciu najodważniejszych członków ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Niektórzy nawet domagają się wyniesienia bohatera na ołtarze. Czego konkretnie dokonał on dla Polski?
Wsławił się już w czasie walk w obronie Grodna podczas wojny z bolszewikami; brał udział też w Bitwie Warszawskiej oraz wyzwalaniu Wilna. Walczył z Niemcami we wrześniu 1939 roku. Kiedy polski opór został złamany, przeszedł do konspiracji. Działał w Tajnej Armii Polskiej, jej komórkę organizował też w niemieckim obozie Auschwitz, gdzie trafił po tym, jak z własnej woli wmieszał się w tłum w czasie jednej z łapanek we wrześniu 1940 roku. Uciekł po niespełna trzech latach, w kwietniu 1943 roku.
Na wolności Pilecki zabiegał o to, aby zbrojnie zaatakować obóz. Nikt jednak nie przystał na taką propozycję. Rotmistrz walczył później w powstaniu warszawskim, po czym zaciągnął się do 2 Korpusu gen. Andersa. Po wojnie był szykanowany przez władze. Wpadł w ręce UB w 1947 roku; po "osądzeniu", 25 maja 1948 roku, został stracony w więzieniu mokotowskim. Do dziś nie jest znane miejsce spoczynku bohatera.
IRENA SENDLEROWA (1910-2008)
– Tego, że trzeba pomagać potrzebującym nauczyłam się w domu rodzinnym. Dlatego nie jestem żadna bohaterka – mówiła kobieta, która w czasie okupacji niemieckiej ocaliła życie ok. 2,5 tys. żydowskich dzieci z getta warszawskiego. To ponad dwukrotnie więcej od liczby Żydów, którym pomógł znany niemiecki przemysłowiec Oskar Schindler. Oboje są Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata, ale to właśnie Niemiec – nie Polka – jest powszechnie znany na świecie.
Ta jednak o wiele bardziej ryzykowała życiem niż znany niemal każdemu Schindler. Wybuch wojny zastał ją w Warszawie, pracującą na jednym ze stanowisk w miejskim Wydziale Opieki Społecznej.
Sendlerowa zetknęła się z tragicznym losem Żydów niedługo po wejściu do miasta Niemców, ale zabiegała o równe traktowanie wszystkich polskich obywateli jeszcze długo przed wojną. Przeświadczona o tym, że nie pochodzenie czy przekonania decydują o wartości człowieka, podjęła działania na rzecz żydowskich dzieci. Znajomość jidysz ułatwiła jej kontakt z uwięzionymi za murami getta. Wyposażyła się też w przepustkę pielęgniarki, która uprawniała do wejścia na teren zamkniętej dzielnicy.
W 1942 roku, gdy stało się jasne, że Niemcy zamierzają zlikwidować getto, Sendlerowa zaczęła działać bardziej zdecydowanie. W tajemnicy przez strażnikami wywoziła dzieci na tzw. aryjską stronę miasta, skąd najmłodsi byli przydzielani m.in. do polskich rodzin. Bohaterska Polska była już wówczas działaczką Rady Pomocy Żydom "Żegota" – jedynej tego typu organizacji w całej okupowanej Europie.
W 1943 roku Sendlerową aresztowało Gestapo. W czasie tortur nie załamała się, cudem uniknęła śmierci w egzekucji. Zmarła w 2008 roku, jako honorowa obywatelka Izraela, dama Orderu Orła Białego – najwyższego polskiego odznaczenia.
JERZY IWANOW–SZAJNOWICZ (1911-1943)
Syn Polki i Rosjanina, który stał się greckim bohaterem narodowym. Wszystko przez to, że wypowiedział "prywatną" wojnę Niemcom i Włochom, którzy zaatakowali kraj będący kolebką europejskiej cywilizacji.
Do zajętej przez wroga Grecji Iwanow-Szajnowicz przybył w październiku 1941 roku jako brytyjski agent 033B, wyposażony w fałszywe dokumenty na nazwisko Kiriakos Paryssis. Alianci przerzucili go na okręcie podwodnym. Był doskonale przygotowany do swej roli, znał sześć języków obcych.
Świetnie sprawdzał się w roli zwiadowcy, sabotażysty i dywersanta. Do perfekcji opanował sztukę kamuflażu, szybko nawiązał kontakty z greckim ruchem oporu, często "zmieniał" tożsamość, chodził w przebraniach robotnika czy marynarza.
Wysportowany agent pokonywał znaczne odległości pływając, po to, aby zakładać miny na niemieckich okrętach podwodnych. W bardzo poważnym stopniu przez Polaka ucierpiało niemieckie lotnictwo. W lipcu 1942 roku przedostał się do fabryki silników lotniczych w Nowym Faleronie. W ciągu kilku kolejnych miesięcy dziwnym trafem co najmniej kilkadziesiąt samolotów albo nie nadawało się do użytku albo szybko się rozbiło.
Iwanow-Szajnowicz dwukrotnie oszukał śmierć i wymknął się okupantom, przez których został aresztowany. Raz musiał przebrać się w mundur włoskiego karabiniera, którego wcześniej upił. Ostatecznie wpadł za trzecim razem stając się ofiarą zdrady jednego ze współtowarzyszy. Niemcy zatrzymali Polaka w jego własnym, ateńskim domu.
Polak został trzykrotnie skazany na śmierć. Przed egzekucją próbował jeszcze ucieczki, ale nie miał już szans. Został rozstrzelany; pośmiertnie nadano mu order Virtuti Militari. Na jego ateńskim grobie wyryto inskrypcję "Zginął za Polskę".
JÓZEF UNRUG (1884-1973)
Wiceadmirał, współtwórca siły polskiej marynarki wojennej, niestrudzony obrońca polskiego Wybrzeża w czasie kampanii 1939 roku. Polak z wyboru.
Kiedy kraj nad Wisłą powrócił na mapę Europy, on – urodzony w Brandenburgu pod Berlinem – zaciągnął się do służby w raczkującej dopiero flocie. Wcześniej, podobnie jak jego ojciec, zdobywał szlify w niemieckiej marynarce wojennej. Ale przyszedł czas, kiedy musiał wybrać. I wybrał Polskę.
Okres międzywojenny to lata żmudnych starań Unruga o nowe okręty dla rodzimej marynarki. Dowódca piął się po szczeblach kariery, ale nie miał łatwo. Gdy przyznano mu dowództwo nad obroną Wybrzeża, dysponował niewielkimi siłami. Tym bardziej, że trzy polskie niszczyciele we wrześniu 1939 roku ewakuowały się na brytyjskie wody. Ale dowódca wytrwał w nierównej walce aż 31 dni i skapitulował dopiero 2 października. Po nim broń złożył jedynie gen. Kleeberg i jego żołnierze.
Unrug trafił do niewoli, nie skorzystał z możliwości wstąpienia do wrogiej floty. Nie rozmawiał z nieprzyjacielem po niemiecku, choć znał ten język lepiej niż polski. Czuł się Polakiem, dlatego zażądał sprowadzenia tłumacza. Jak mówił, jego znajomość niemieckiego skończyła się wraz z nadejściem... 1 września 1939 roku.
Obrońca polskiego wybrzeża był jeńcem kilku niemieckich oflagów; wolności doczekał się dopiero w kwietniu 1945 roku z rąk Amerykanów. Za swoją postawę w czasie wojny otrzymał wiele odznaczeń, a wśród nich to najważniejsze dla każdego żołnierza – order Virtuti Militari.
ELŻBIETA ZAWACKA (1909-2009)
Jedna z nielicznych kobiet-generałów w Wojsku Polskim. Jedyna kobieta z elitarnego grona "cichociemnych" – 316 specjalnie przeszkolonych w Wielkiej Brytanii członków podziemia, których przerzucono na spadochronach do okupowanego kraju. Nauczycielka matematyki, która stała się żołnierzem...
We wrześniu 1939 roku broniła Lwowa walcząc w szeregach Kobiecego Batalionu Pomocniczej Służby Wojskowej. Po kapitulacji Polski rozpoczęła pracę w konspiracji. Była szefową Wydziału Łączności Śląskiego ZWZ; następnie zastępczynią kierownika Działu Łączności Zagranicznej w Komendzie Głównej AK - tzw. Zagrody.
Zasłynęła z wielu udanych misji jako emisariuszka i kurierka z ramienia władz konspiracyjnych. W czasie wojny przekroczyła przedwojenne granice Polski ponad stukrotnie. Największym wyzwaniem była podróż przez Niemcy, Francję, Andorrę, Hiszpanię, Gibraltar – aż na Wyspy Brytyjskie. Z "małej Polski", jak jej rodacy nazywali wówczas Londyn, gdzie funkcjonował emigracyjny rząd, "Zo" – taki pseudonim przybrała Zawacka – powróciła do Polski już jako "cichociemna".
W 1944 roku wzięła udział w powstaniu warszawskim. Koniec wojny oznaczał dla niej, podobnie jak dla wielu byłych działaczy AK, początek stalinowskich represji. Przez jakiś czas Zawacka powróciła do fachu nauczycielki, ale w 1951 roku "upomniało się" o nią UB. Wyszła z wiezienia po czterech latach i zrobiła karierę naukową, zyskując tytuł profesorski oraz stopień generalski. Zmarła w 2009 roku. Była uhonorowaną wszystkimi najważniejszymi polskimi orderami.
EMILIA GIERCZAK (1925-1945)
O ile o Elżbiecie Zawackiej wielu może pamiętać, to o Emilii Gierczak słyszeli zapewne nieliczni. Szkoda, bo ta młoda kobieta-żołnierz odznaczyła się niebywałą odwagą w czasie walk 1 Armii Wojska Polskiego o Kołobrzeg. Zginęła w boju mając ledwie 20 lat...
Gierczak pochodziła z Wołynia. Była świadkiem wkroczenia Armii Czerwonej 17 września 1939 roku. Sowieci wywieźli ją, wraz z rodziną, aż pod koło podbiegunowe. Młoda Emilia ciężko pracowała. W 1943 roku, już po osiągnięciu pełnoletności, założyła mundur polskiej 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, formowanej na rozkaz sowiecki w Sielcach nad Oką. Służyła w Samodzielnym Batalionie Kobiecym im. Emilii Plater.
Wielu polskich żołnierzy, którzy przeszli niezwykle krwawy chrzest bojowy w bitwie pod Lenino, zasiliło następnie szeregi 1 AWP pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga. W ramach ofensywy 1945 roku miała ona wykonać uderzenie m.in. na kierunku kołobrzeskim. Celem było zdobycie twierdzy bronionej przez Niemców i wyjście nad Bałtyk.
Boje o Kołobrzeg trwały kilkanaście dni i z czasem przybrały typowy charakter walk miejskich – Polacy zdobywali ulicę po ulicy, kamienicę po kamienicy. Gierczak – dowodziła wówczas plutonem w 4 Dywizji Piechoty – zasłynęła wówczas niezwykłą postawą. Żołnierzy z 4DP wyznaczono do ataku na kołobrzeską parowozownię i zakłady farmaceutyczne – ważny punkt niemieckiego oporu na mapie miasta.
Kobieta-żołnierz miała wówczas grypę, mogła poprosić o zwolnienie z zadania, ale nie zrobiła tego. Co więcej, wnosiła o przyłączenie do grupy szturmowej. W czasie jednego z ataków, przeprowadzonego 17 marca, Gierczak poległa. Nie minął miesiąc, a otrzymała order wojskowy, przyznawany za bohaterstwo na polu walki. W 1997 roku pośmiertnie awansowano ją na porucznika.
HENRYK SŁAWIK (1894-1944)
Przedwojenny działacz socjalistyczny, poseł na sejm śląski, a także dziennikarz, redaktor naczelny "Gazety Robotniczej". Brał udział we wszystkich trzech powstaniach śląskich, ale pamięć o nim zaginęła gdzieś w pomroce dziejów. Henryk Sławik, bo o nim mowa, uratował w czasie II wojny ok. 5 tys. polskich Żydów i z tego powodu nazywany jest "polskim Wallenbergiem" (od nazwiska szwedzkiego dyplomaty ratującego Żydów - Raoula Wallenberga).
We wrześniu 1939 roku przedostał się na Węgry. Tam, do spółki z miejscowym działaczem politycznym i społecznym Jozsefem Antallem a także kilkoma innymi współpracownikami, organizował pomoc dla żydowskich uchodźców z Polski. Był prezesem Obywatelskiego Komitetu do spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech.
Sporą ich część stanowili polscy Żydzi. Sławik załatwiał im fałszywe dokumenty, umożliwiając w ten sposób wyjazd na zachód. Zakładał też sierocińce dla dzieci żydowskich. W 1944 roku wpadł jednak w ręce Niemców, którzy wywieźli go do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Tam, jeszcze w tym samym roku, został rozstrzelany.
Sławik, od 1990 roku Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, był bohaterem trzech narodów. Ale kto dziś tak naprawdę zna "polskiego Wallenberga"?
Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili - każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie. Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność, wiem, że staniecie, gdy będziecie potrzebni. Jeszcze Polska nie zginęła.
Jan Karski
Byłem nikim. Byłem młodym człowiekiem. Anonimowym. Nie byłem przywódcą politycznym. Byłem kurierem jednej z wielu antyhitlerowskich organizacji w Europie.
To był człowiek powiedziałabym „nadprzyrodzony", nieustraszony i doskonały, jako szpieg. Gdy uciekł z wiezienia, widziałam go jak usuwa kajdanki wężowymi ruchami, używając wazeliny. Nie interesował się kwestiami politycznymi, jak w przypadku większości partyzantów, ale celem jego była walka o wolność i zwycięstwo nad okupantem.