25 lat robił bankowe interesy, teraz stwierdził, że będzie artystą
25 lat robił bankowe interesy, teraz stwierdził, że będzie artystą archiwum Bogusław Kott

Na pytanie o rozwiązanie kwestii „frankowiczów” Bogusław Kott, były prezes banku Millennium, a dziś przewodniczący jego rady nadzorczej tylko marszczy brew. – A co mnie pan zanudza takimi pytaniami. Nie wiem i pewnie nikt nie wie. Nie ma łatwych rozwiązań – mówi. 

REKLAMA
Domyślam się, że do niedawna w gabinecie Kotta musiały leżeć stosy papierów dokumentujących działalność i transakcje jednego z największych polskich banków. Teraz na wszystkich ścianach piętra gdzie mieści się jego gabinet, począwszy od windy wiszą wydruki zdjęć: biskup Tadeusz Pieronek w mieszkaniu w domowych spodniach i koszuli, Marek Belka z marsową miną rozmyśla na korytarzu NBP, Beata Tyszkiewicz w charakterystycznej pozie elegancko pali z papierosa, Aleksander Kwaśniewski za biurkiem, we własnym gabinecie, Grażyna Kulczyk w swojej galerii sztuki, Irena Eris w laboratorium.
Z finansów do twórczości
– Te twarze. W powiększeniu metr na metr robią wrażenie, co? – pyta i zaczyna opowiadać o wystawie, którą właśnie przygotowuje w warszawskiej Leica Gallery. Twierdzi, że zawsze miał duszę artysty. – Przez 25 lat byłem świadkiem i uczestnikiem kształtowania polskiego rynku finansowego. Bankowość początku lat 90. to były bardzo ciekawe, niezwykle kreatywne czasy. Dlatego jak mnie pytają czemu przeszedłem z finansów do „twórczości” to odpowiadam, że ja nigdzie nie przeszedłem, jak zawsze byłem związany z twórczością, rozumianą jako kreatywność i szukanie rozwiązań – mówi. Dodaje, że teraz rynek bankowy jest dojrzały, przewidywalny, zarządzanie przedsiębiorstwami przebiega w zupełnie inny sposób i to bardzo dobrze. Ale jak to kot poszedł swoją drogą, realizuje się twórczo, ale w innej branży.
Aleksander Kwaśniewski o zdjęciach Bogusława Kotta

Jest wybitnym bankowcem, finansistą, menadżerem. Przez lata był pionierem i guru polskiej, nowoczesnej bankowości. To, że po zakończeniu swojego aktywnego życia profesjonalnego odkryje dla siebie świat fotografii i okaże się zdeterminowanym i utalentowanym fotografikiem, również bardzo mi się podoba. Bogusław Kott udowadnia, że życie po życiu istnieje!!

Pierwsze fotki robił jeszcze w dzieciństwie czyli ponad pół wieku temu.  Ojciec kupił aparat skrzynkowy i zachęcał do pstrykania. Kilka lat temu bankier podjął decyzję, o rezygnacji z codziennego zarządzania bankiem. Podczas gdy o jego „abdykacji” ze stanowiska pisały wszystkie gazety, on już od dłuższego czasu na nowo oddawał się starej pasji – fotografowaniu.
Na początku kupił sobie na gwiazdkę Canona 5D Mark II i zestaw obiektywów. Rzucił się do fotografowania, bo to wypróbowany sprzęt przez zawodowców – aparatem nakręcono nawet jeden z odcinków serialu Doktor House. 
Kott: – Robiłem zdjęcia podczas wyjazdów, prywatnych i służbowych. Mniej pamiątkowych ujęć, więcej zdarzeń, uchwyconych momentów, chwil zamkniętych w fotograficznym kadrze. Nie zależało i nie zależy mi na robieniu ładnych zdjęć, bo takich codziennie pojawiają się tysiące w mediach społecznościach. Zależy mi na robieniu zdjęć interesujących, wciągających odbiorcę, o czymś opowiadających.
logo
"Zapiski nastrojów" podczas służbowych podrózy archiwum Bogusława Kotta
I tak zjawił się na studiach doktoranckich na Akademii Sztuk Przepięknych w Warszawie, gdzie pod opieką prof. Prota Jarnuszkiewicza kończy właśnie pracę doktorską dotyczącą zagadnienia sacrum i profanum we współczesnej fotografii.
– Te studia to z nudów?– nie dowierzam.
– Nie, z potrzeby wyrazu – deklaruje filozoficznie Kott i snuje opowieść o swoich zdjęciach. Pokazuje ujęcia z pięknej zatoki na Majorce. Każdy inny zachwycałby się lazurową wodą. Kott tłumaczy czemu jego zdjęcie jest czarno-białe i zwraca uwagę na ledwo dostrzegalną postać mężczyzny stojącego na skalnym klifie pytając: Ale widzi pan jak on skaluje tę przestrzeń?
Ze względu na pracę doktorską dużo mówi o tym czym twórczość fotograficzna według niego różni się od wszechobecnej dziś komunikacji obrazkowej. Opowiada o swoich początkach fotograficznych, o poprzednich zdjęciach, poszczególnych kadrach i wystawach.
Uliczny strzelec
Bogusław Kott: – Oczywiście robiłem i robię zdjęcia ludziom na ulicy, ale nie czuję się paparazzi, to raczej baczna, subiektywna obserwacja danej sytuacji, człowieka, momentów. Zazwyczaj też nie pytam kogoś o zgodę na zrobienie zdjęcia, bo to psuje kompletnie nastrój i jest ingerencją w sytuację, zakłóca przekaz – tłumaczy. Osoba fotografowana wiedząc, że jest jej robione zdjęcie zawsze będzie zachowywała się trochę odmiennie. Dlatego tak trudna jest sztuka portretowania, na którą przy okazji pracy doktorskiej Bogusław Kott się odważył.
logo
Z zasadzki fotografował też ludzi. archiwum Bogusława Kotta
– Długo dojrzewałem do tego by zabrać się za portret, ale gdy to się stało chciałem, by nie był oczywisty. Poprosiłem o pomoc w realizacji tego przedsięwzięcia swoich przyjaciół. To, że wielu z nich jest osobami rozpoznawanymi publicznie dodatkowo podniosło poprzeczkę zadania. Nie chciałem bowiem swoimi ujęciami powielać istniejącego wizerunku danej osoby. Chciałem pokazać moje spojrzenie, na tych, których cenię i lubię.
Portret celebrycki?
– Wszyscy pytają, czy przekonanie Grażyny Kulczyk i biskupa Pieronka było trudne. A ja nie mam z tym związanej żadnej dramatycznej historii, żadnej super anegdoty. Zadzwoniłem do nich, że przyjdę z aparatem i nikt nie protestował, a przecież żaden ze mnie Tomek Sikora czy Krzysztof Gierałtowski – mówi.
Największą trudność stanowiło tak naprawdę zgranie terminów. Nie było tony sprzętu, pomocników czy stylistów. – Wiem, że wielu moich bohaterów na co dzień dużo bardziej strzeże swojego wizerunku. Tym razem jednak, że względu na nasze długoletnie znajomości tego typu problemów nie było, choć z całą pewnością nie była to dla nich naturalna i zupełnie komfortowa sytuacja – opowiada fotograf.
logo
Podobno jako były prezes, który przeszedł na twórczość artystyczną radzi sobie całkiem nieźle archiwum Bogusław Kott
Kott-fotograf recenzje ma coraz lepsze: „Zdjęcia nie przynależą do dominującego we współczesnych mediach portretu celebryckiego. Kott w swoich portretach odchodzi od ludycznej konwencji, wedle której sława oznacza proste emocje, uśmiechy, zabawę, relaks – napisał o cyklu portretów Adam Mazur, krytyk sztuki. To przede wszystkim typologia profesjonalistów, którzy znani są ze względu na osiągnięcia zawodowe. Jednoczenie wybór – jak określiliby to socjologowie – „próby” jest dość charakterystyczny: od bankowców i ekonomistów, przez aktorów, hierarchów kościoła i ludzi kultury, po biznesmenów i polityków.
Cykl portretów autorstwa Kotta, od 15 maja będzie można oglądać w warszawskiej Leica Gallery nosić będzie tytuł „Konfrontacje”. Co ciekawe, przy swoich zdjęciach każdy z portretowanych dodał osobistą adnotację. Marek Belka dopisał: Nigdy nie myślałem, że jestem taki fotogeniczny… interesujący…wielowymiarowy… myślący…Boguś sfotografował bardziej wnętrze mojej głowy niż jej dość nieatrakcyjne zewnętrze.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl