Rolkarz i rowerzysta jadący obok siebie w zgodzie? U nas to raczej rzadkość.
Rolkarz i rowerzysta jadący obok siebie w zgodzie? U nas to raczej rzadkość. Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta

Przepisy są jasne. Jeśli nie masz pojazdu, w tym wypadku roweru, nie możesz poruszać się po ścieżce rowerowej. Niby proste i logiczne, ale rolkarze nie do końca zgadzają się z taką interpretacją prawa. Nie mają gdzie się podziać, a przecież w kolejce do korzystania z wydzielonych ścieżek, ustawiają się jeszcze amatorzy hulajnogi i longboarderzy.

REKLAMA
Rowerzysta z rolkarzem jak pies z kotem
Spór pomiędzy zwolennikami jednośladów a amatorami jazdy na rolkach to gorący temat. Szczególnie, kiedy jedni i drudzy mijają się na ścieżce rowerowej. Konflikt, jak to często bywa, tak i w tym wypadku ma znamiona obrony swojego terytorium. Z tą różnicą, że w przeciwieństwie do realnych wojen, ta tutaj ogranicza się zazwyczaj do obrzucenia pogardliwym spojrzeniem i wymruczeniem pod nosem nieparlamentarnego komentarza. Kością niezgody są drogi rowerowe.
Magdalena Konieczka, rowerzystka

Rolkarze to jakaś plaga. Cisną się na ścieżki rowerowe, jeżdżą na całej szerokości, tak że ich wyminięcie wymaga jakichś niebywałych akrobacji na rowerze. Najgorzej, jak taki delikwent jest początkujący. Wtedy manewr wyminięcia robi się szczególnie trudny, bo w każdym momencie rolkarz może się rozkraczyć na środku ścieżki i nieszczęście gotowe. Od kiedy stało się to modne, jazda rowerem już nie jest taka beztroska.

Rowerzyści szczególnie narzekają na tzw. krok łyżwowy – ten charakterystyczny sposób poruszania się, zajmuje ich zdaniem, za dużo miejsca.
Druga strona nie pozostaje jednak dłużna i odparowuje pretensje rowerzystów. – Jesteśmy marginalizowani, zarówno przez prawo, jak i innych użytkowników drogi. Najbardziej nie lubią nas rowerzyści, bo uważają, że wchodzimy im w paradę. Nie chcę wdawać się w głupie o pyskówki. Miejsca powinno być dla wszystkich – mówi naTemat Katarzyna Leszczyńska, rolkarka z Warszawy.
W Polsce na przestrzeni ostatnich lat przybyło infrastruktury przyjaznej rowerzystom. W większych aglomeracjach ścieżki rowerowe liczą już kilkaset kilometrów. Liderem jest Gdańsk – tam jest ponad 450 km dróg przeznaczonych dla cyklistów. Nieco skromniejszym wynikiem może pochwalić się stolica. Ścieżki wydzielone dla rowerów ciągną się przez nieco ponad 400 kilometrów.
Pod względem długości tras, rolkarze mogą tylko westchnąć z zazdrością. Oni do swojej dyspozycji mają wyłącznie kilka punktów na mapie Polski. Nieliczne spośród nich spotkamy m.in. w Sopocie i Katowicach. Jazda na rolkach jest bardziej wymagająca niż na rowerze. Rolki nie mają tak dobrej amortyzacji jak jednoślady, a jazda po nierównym terenie może odebrać całą frajdę. A na dodatek rolkarze nie lubią kostki bauma, krzywych chodników i asfaltu kiepskiej jakości. Co prawda w kilkunastu miastach Polski działają tory wrotkarskie, ale jazda pod zadaszeniem, dla wielu rolkarzy ma sens tylko wtedy, kiedy pogoda schodzi poniżej 10 stopni Celsjusza.
Dlatego rolkarze ulegają pokusie i jeżdżą po ścieżkach rowerowych, ryzykując, że narażą się nie tylko rowerzystom, lecz także policji. Funkcjonariusze, którzy przyłapią zdesperowanego rolkarza mogą mu wlepić mandat w wysokości 50 zł.
Co złośliwsi rowerzyści przyznają, że taki widok cieszy oko, ale zaraz potem dodają, że nie chodzi tylko o przepisy, czy ekspansywne zapędy wrotkarzy i chęć posiadania ścieżek na wyłączność. W grę wchodzą względy bezpieczeństwa – dobrze rozpędzony rolkarz pędzi ok. 30 km/h, a zderzenie z rowerem, to murowane nieszczęście.
Na te zarzuty rolkarze też mają gotową odpowiedź. Uważają, że znacznie większe zagrożenie stwarzają jeżdżąc w dozwolonym miejscu, czyli na chodniku, a w razie kolizji – to pieszy jest narażony na uszczerbek na zdrowiu.
Rolkarz to pieszy i basta
O tym, że przepisy bywają absurdalne, przekonać się w Polsce nietrudno. Zdaje się, że poniekąd z taką sytuacją mamy do czynienia przy okazji rolkarzy. Prawo o ruchu drogowym klasyfikuje amatorów jazdy na rolkach jako pieszych. A pieszy może poruszać się tylko po chodniku, chyba, że teren jest zamieszkany – wówczas rolkarze mogą odetchnąć. Jazda po drogach osiedlowych w takiej strefie nie grozi przykrymi konsekwencjami.
„Same rolki, łyżworolki nie są zaś pojazdem, o którym mówi art. 2 pkt 31 prawa o ruchu drogowym, czyli środkiem transportu przeznaczonym do poruszania się po drodze czy maszyną lub urządzeniem do tego przystosowanym" – można przeczytać w oficjalnej interpretacji Komendy Głównej Policji.
Tyle tylko, że pojęcie "pieszego na kółkach" w tym wypadku wydaje zbyt wąską definicją, skazującą rolkarzy na niedogodną jazdę po chodniku albo balansowanie na granicy prawa podczas jazdy na drodze rowerowej.
Rolkarze z Warszawy są w nieco lepszej sytuacji, niż amatorzy tego sportu z innych części kraju. Już wkrótce powstanie specjalna aplikacja, która pokieruje spragnionego jazdy w dobrych warunkach rolkarza. Obecnie aplikacja przechodzi fazę testów. Niecierpliwi mogą z kolei zajrzeć na specjalną mapę z trasami dla rolkarzy, co na pewno ułatwi ucieczkę spod kół rozzłoszczonych rowerzystów.
Końca sporu między właścicielami rowerów i zapalonymi rolkarzami na razie nie widać. Zapowiada się za to kolejny napięty sezon na drogach. Dopóki sprawa nie skończy się legislacyjnym kompromisem, rowerzyści i rolkarze muszą się nauczyć żyć obok siebie. Jak to zrobią? Oby obyło się bez jazdy po bandzie.

Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl