Niektórzy członkowie obwodowych komisji wyborczych nie wytrzymują oskarżeń o fałszowanie wyborów
Niektórzy członkowie obwodowych komisji wyborczych nie wytrzymują oskarżeń o fałszowanie wyborów Fot. Sławomir Kamiński / AG

Łódź, Bydgoszcz, Szczecin – m.in. w tych miastach tuż przed wyborami prezydenckimi ubyło członków obwodowych komisji wyborczych. Rezygnują z pracy tłumacząc się chorobą, względami osobistymi czy nieplanowanymi wyjazdem. Jak podaje jednak "Gazeta Wyborcza", prawdziwy powód może być inny – to oskarżenia o fałszerstwa wyborcze.

REKLAMA
W Szczecinie do pracy przy wyborach zaangażowano 200 obwodowych komisji. Ich składy powołano 19 kwietnia, ale na dwa dni przed wyborami doszło do znaczącej zmiany – aż 50 osób zrezygnowało z wykonywania obowiązków. – Jak zabraknie nam ludzi z listy rezerwowej, to błagamy wszystkich znajomych i z tego korzystamy – mówiła Radiu Szczecin Anna Bartczak, szefowa biura rady miasta odpowiedzialna za koordynację wyborów w tym mieście.
Problem rezygnacji nie dotyczy jednak tylko Szczecina. Jak pisze "GW", w Łodzi pracy w ostatniej chwili odmówiło 115 osób, a w Bydgoszczy ponad 30.
Powody? Oficjalnie – sprawy osobiste. Nieoficjalnie – m.in. atmosfera wokół wyborów. - Ludzie mają dość oskarżeń o fałszerstwa i tego całego zamieszania - mówi cytowana przez gazetę przewodnicząca jednej z OKW. Przykład takich oskarżeń to akcja prawicowego blogera, która zachęca, by w obawie o fałszerstwa pójść na wybory z własnym długopisem (bo ten z komisji może mieć znikający tusz).
Przewodnicząca OKW

Bałagan przy wyborach samorządowych zrobił dużo szkody. Podważył zaufanie do komisji, choć to nie ludzie nawalili, ale elektroniczny system zliczania głosów.

Członkowie obwodowych komisji mogą narzekać też na co innego. Na przykład na zarobki i czas pracy. Pracując w komisji za kilkanaście godzin wykonywania obowiązków można dostać 300-380 zł.