Innowacyjna i niestandardowa kampania Magdaleny Ogórek skończyła się klęską – kandydatka SLD zdobyła niecałe 2,4 proc. głosów. Partia oddała pół miliona złotych i pełnię władzy agencji DSK, która odpowiadała za przygotowanie strategii, działania w internecie, produkcję i emisję spotów czy zakup billboardów. A politycy SLD mogli tylko załamywać ręce i obserwować katastrofę.
Jednym z największych przegranych wyborów prezydenckich jest Sojusz Lewicy Demokratycznej. Właśnie Sojusz Lewicy Demokratycznej, a nie Magdalena Ogórek. Bo ona nie jest politykiem, a zbudowała dużą rozpoznawalność, którą może teraz wykorzystać w dowolny sposób. SLD został natomiast z ogromnym kacem, dramatycznie słabymi nastrojami przed wyborami parlamentarnymi i kontem lżejszym o milion złotych.
Kandydatka-niespodzianka
– Na początku grudnia z tą propozycją przyszedł do Leszka Millera szef wielkopolskich struktur Leszek Aleksandrzak, który później został szefem sztabu – mówi nasz rozmówca. W kilku wywiadach na początku kampanii polityk chwalił się, że dr Ogórek to jego pomysł. Wielu polityków SLD kojarzyło ją z pracy w biurze klubu parlamentarnego za czasów Grzegorza Napieralskiego.
Według naszego rozmówcy jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Ogórek próbował ożenić z Europą+ były prezydent Aleksander Kwaśniewski. – Dlatego zaskoczyło nas, że tak mocno odciął się od niej w czasie kampanii. Ale cóż, taka jest polityka – mówi z żalem polityk. Relacjonuje, że w tajemnicy ustalano warunki startu, bo przyszła kandydatka nadal miała program w TVN24 Biznes i Świat.
Na warunkach Ogórek
Poza tym Ogórek stawiała twarde warunki. Przede wszystkim chciała, aby całą kampanię prowadziła agencja DSK z Warszawy. – Sprawdziliśmy ich, robili kampanie dla urzędów marszałkowskich, uznaliśmy, że są ok – wyjaśnia parlamentarzysta SLD. Starano się, aby kandydatura była zaskoczeniem.
I tutaj już zaczęły się problemy. W dzień zebrania kierownictwa SLD umarł Józef Oleksy. Pomimo tego zdecydowano się ogłosić kandydaturę Ogórek. Z firmą DSK podpisano opiewającą na ok. pół miliona złotych umowę. Obejmowała ona przygotowanie strategii i prowadzenie kampanii. I to pomimo że firma dotychczas nie miała nic wspólnego z polityką, zajmowała się po prostu reklamą.
Dziwny program
Pomysł zakładał, że na początku Ogórek będzie milczała, by rozpalić ciekawość. Później miały się zacząć wywiady i przede wszystkim spotkania z wyborcami. – Właściwie oddaliśmy firmie pełnię władzy nad kampanią i to był nasz błąd – przyznaje nasz rozmówca.
Początki były obiecujące, bo rzeczywiście aura tajemniczości tworzyła zainteresowanie. Pierwszym zaskoczeniem dla sztabu był występ w Sejmie z zarysem programu. – Bo to nie był nasz program. Nigdy byśmy nie wymyślili czegoś takiego jak obrona terytorialna. A umawialiśmy się, że Ogórek będzie szła do wyborów z lewicowym przekazem. Złamała tę umowę – mówi z rozżaleniem nasz rozmówca z SLD.
Zaskoczenie
Media coraz intensywniej zaczęły eksploatować przeszłość Ogórek. Wypominano jej start w konkursie na miss Śląska czy kłopoty jej męża z prawem. – Sprawdziliśmy kandydatkę i część z tych rzeczy wliczyliśmy w koszty, ale niektóre informacje nas zaskoczyły – przyznaje poseł.
Jednak konwencja wyborcza w Ożarowie Mazowieckim przebiegła pomyślnie, chociaż kandydatka znów przedstawiła program mało przystający do SLD. – Ale działacze byli zadowoleni, sondaże dawały jej ok. 6 proc., więc przy rzetelnej kampanii mogliśmy walczyć o 10 proc. – relacjonuje.
Znikająca kandydatka
Ale tutaj zaczęły się kłopoty, bo Ogórek zapadła się pod ziemię. – Próbowaliśmy ustalić kalendarz wyjazdów, ale trudno było się skontaktować z kandydatką. Podobnie jak z agencją DSK, co było dziwne, bo przecież zapłaciliśmy im pieniądze, byliśmy ich klientami – żali się mój rozmówca z SLD.
Zgodnie z obietnicami marketingowców kampania Ogórek miała być bardzo obecna w internecie, opierać się na interakcjach przez media społecznościowe i wiralowych akcjach. O tym jak to w istocie wygląda pisałem tutaj. Podobnie było z ustalaniem wyjazdów, których Ogórek miała wyjątkowo mało.
Sami sobie winni
– Długo czekaliśmy na akceptację wyjazdów. Praktycznie nie mieliśmy z nią kontaktu, a przede wszystkim nie mieliśmy na nią wpływu – opowiada poseł Sojuszu. – Dla nas to był szok, jesteśmy przyzwyczajeni do kampanii opartej na spotkaniach – mówi.
Dlatego wszelkie doniesienia o tym, że SLD może wystawić Ogórek w jesiennych wyborach parlamentarnych są całkowicie chybione. Była kandydatka na prezydenta ma w partii spalone wszystkie mosty. A SLD nie pozostaje nic innego jak przeproszenie wyborców za nieudany eksperyment i otrząśnięcie się z porażki. I uczenie się na błędach, bo ostatecznie to nikt inny jak liderzy SLD zgotowali sobie taki los biorąc kandydatkę z kapelusza i dając jej wolną rękę.