
Hania od 30 lat mieszka w Australii, chciała uciec jak najdalej od komunizmu. Od 2 lat prowadzi swojego vloga “Kącik Hani”, na którym opublikowała już ponad 300 filmów o swoim ukochanym kraju. Opowiada także o swojej chorobie nowotworowej i alternatywnych sposobach jej leczenia.
REKLAMA
Jesteś już w Australii od 30 lat. Dlaczego wybrałaś właśnie ten kraj?
Tak właściwie to wybrał go mój mąż Janusz. Chcieliśmy wyjechać jak najdalej od komunizmu, a do wyboru mieliśmy Kanadę, Stany Zjednoczone i właśnie Australię.
Przeżyłaś na początku szok kulturowy?
Tak, bardzo. Przyjechaliśmy pod koniec marca, kiedy w Europie właśnie kończyła się zima i byłam zszokowana, że tutaj są malutkie domy takie jak w Polsce na działkach i na ulicach brakuje ludzi.
Co do pogody, to nie zdawałam sobie sprawy, że tutaj w lipcu i sierpniu jest naprawdę zimno. Zdziwiłam się, że jak dostaliśmy pokój to znajdował się w nim grzejnik.
Znałaś wtedy język angielski?
Nie, znałam jedynie jego podstawy. Potrafiłam powiedzieć, że “to jest krzesło”. Kompletnie nie rozumiałam tego co mówili do mnie ludzie. Nie odróżniałam słów, to był jeden długi dźwięk. Nauka niestety trochę trwała.
Można znaleźć pracę bez znajomości języka?
Szanse są prawie zerowe. Trzeba jednak chwilę porozmawiać z pracodawcą, musisz poznać zasady. Jest tutaj wielu Włochów, którzy nie mówią po angielsku i trochę starszych Polaków, którzy nigdy się go nie nauczyli.
Jednak tak naprawdę wszędzie można sobie poradzić. Są służby do tłumaczenia i, gdy osoba nieznająca języka idzie np. do szpitala, to w państwowych placówkach są tłumacze. Tak samo jest w urzędach.
W swoich filmach stanowczo odradzasz ludziom przyjazd do Australii na wizie studenckiej. Dlaczego?
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy jak wszystko jest tutaj drogie. Moja sąsiadka sprowadziła swojego siostrzeńca i przez rok nie udało mu się znaleźć sponsora, by otrzymać wizę sponsorowaną.
Kim jest sponsor?
To pracodawca, który składa do urzędu dokumenty, w których stwierdza, że jego pracownik musi pozostać w kraju, bo drugiego takiego nie może znaleźć w Australii.
Polacy akurat wszyscy znajdują pracę, ale niekoniecznie jest ona wymarzona. Wielu ludzi po prostu sprząta, za godzinę można zarobić 25 dol. – to nie jest mało. Da się z tego utrzymać, a praca jest, bo nikt nie chce wykonywać tego typu zawodu.
Będąc na studenckiej wizie można pracować jedynie 40 godziny na dwa tygodnia, są od tego różne obejścia, ale nie jest to takie proste. Jeżeli ktoś przyjedzie z dziećmi to szkoła tylko dla jednego będzie go kosztować kilkanaście tysięcy dolarów rocznie.
Wiza stałego pobytu uprawnia do wszystkich przywilejów Australijczyka: darmowej opieki zdrowotnej, częściowo darmowej edukacji, zasiłków. Jeżeli jest się zdrowym to dobrze, ale opieka medyczna jest u nas naprawdę droga.
Otrzymanie jej to też nie taka prosta sprawa, znam dwie pary, którym dopiero po 3 latach to się udało.
Chorujesz na nowotwór, w kilku swoich filmach otwarcie przyznajesz, że stosujesz marihuanę. Jest to zgodne z prawem?
Nie, nie jest, ale w Australii prawo czasem się przedawnia i chociaż jest łamane, to nikt go nie egzekwuje. Ostatnio nawet w telewizji najwyższy policyjny komisarz opowiadał o swoim chorym synu, który ją stosuje. Ludzie oficjalnie o tym mówią i nic się nie dzieje.
Sama mam zaświadczenie od lekarza, że ją stosuję. To co się dzieje w Polsce w tej sprawie jest okrutne. Teraz byłam w szpitalu i poinformowałam wszystkich lekarzy o marihuanie, a nawet jeszcze poprosiłam o kilka wskazówek.
Oglądając relacje z pobytu w szpitalu ma się wrażenie, że opieka medyczna jest idealna
Jest idealna na pewno z punktu widzenia wyposażenia, bo jest pyszne jedzenie, bardzo wygodne łóżka, pojedyncze pokoje. Jeżeli chodzi o wiedzę medyczną w kwestii nowotworów to na całym świecie jest taka sama i równa się zeru. Dlatego odmówiłam leczenia.
Do szpitala musiałam iść, bo posłuszeństwa odmówiła mi noga. Od razu powiedziałam, że nie życzę sobie, aby przychodzili do mnie lekarze z onkologii. Przez kilka dni próbowali mnie jednak namówić na leczenie, ale im odmówiłam.
Można sobie wybrać, czy chce się korzystać z prywatnej czy państwowej służby zdrowia?
Tak. Tylko w sprawie prywatnej opieki to trzeba uważać, bo ostatnio znajoma nie była świadoma, że jej ubezpieczenie nie obejmuje niektórych zabiegów i musiała zapłacić niemałą kwotę. Wizyta u lekarza może kosztować nawet 400 dol.
Korzystając z publicznej służby zdrowia nie ma możliwości wybrania sobie lekarza. Jeżeli chcemy wyciąć migdałki to trzeba będzie czekać nawet do kilku miesięcy. Gdy coś nam dolega to lekarz określa, czy jest to sprawa natychmiastowa, częściowo przyśpieszona, czy nie ma zagrożenia życia.
Jak wyglądała twoja droga zawodowa?
Z wykształcenia jestem technologiem żywności, ale nigdy nie pracowałam w zawodzie. Obecnie nie pracuję, ale jak tu przyjechałam i nie znałam języka to sprzątałam. Później wymyśliłam sobie, że będę prasować, bo mogłam to robić w domu i zajmować się dziećmi.
Rok po urodzeniu syna dostałam pierwszą pracę jako chemik w laboratorium. To był duży zakład, który miał oddział mięsny, mleczarski i produkował również paszę dla zwierząt. Pracowałam tam 10 lat, zaczęłam chorować i zrobiłam sobie przerwę na dwa lata.
Później pracowałam w biurach prywatnych szpitali, ale 5 lat temu zaczęłam się gorzej czuć i tak stopniowo najpierw pracowałam 4 dni, później 3, 2 i ostatecznie zrezygnowałam.
W których zawodach łatwo znaleźć pracę?
Na pewno w rzemieślniczych typu elektryk czy hydraulik. Ogromne zapotrzebowanie jest na kierowców. Po studiach wyższych raczej jest ciężko. Są poszukiwani lekarze, ale Polacy musieliby zdobyć specjalne certyfikaty.
Jak przyjmowani są imigranci?
Chyba dobrze, bo są potrzebni do pracy. Nie ma kto pracować w kopalniach, a można w nim zarobić naprawdę dobre pieniądze. W Australii Zachodniej właśnie są plany na rozbudowę dróg, budynki powstają jak grzyby po deszczu.
Australijczycy są tolerancyjni?
Tak, kolor skóry, religie, seksualność – wszystko tolerują. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale jest ich mało.
Urzędy naprawdę są takie przyjazne dla ludzi?
Bardzo, jest to aż szokujące. Pamiętam jak tylko przyjechałam to chciałam coś załatwić, czekałam na swoją kolej i widziałam jak ci urzędnicy cierpliwie poprawiają błędy ludzi. Robili to ze stoickim spokojem, dokładnie o wszystko pytali i jeszcze się uśmiechali. Idziesz po zasiłek? Witają cie z uśmiechem na twarzy i pytają jak mogą ci pomóc.
Bezrobotni mogą sobie przyjść i dzwonić, by szukać pracy za darmo. Aby pracować w urzędzie wcześniej trzeba zdać bardzo rygorystyczny egzamin na tolerancję, by wytrzymać nawet z najbardziej agresywnymi klientami.
Niedługo ruszasz w podróż dookoła Australii. Wielu emerytów tak robi?
Większość. Jeżeli nie dookoła świata to na pewno podróżują po Australii. Powoli zaczyna się robić zimno, więc starsi ludzie jadą swoimi campingowymi samochodami tam gdzie jest ciepło. Wielu ludzi robi to jeszcze przed emeryturą i ruszają w świat np. na rok.
Stać ich?
Oczywiście, niewielu jest takich, których nie stać. Emerytura jest zagwarantowana dla każdego, nawet jak nie przepracuje ani jednego dnia, wystarczy obywatelstwo. Nie jest wysoka, ale większość ma oszczędności i coś w rodzaju prywatnej emerytury. Ludzie raczej inwestują swój majątek, więc na starość nie ma na co narzekać.
Jak wygląda system emerytalny?
Obecnie podniesiono wiek emerytalny na 67 lat. My będziemy podróżować tylko z oszczędności, bo jeszcze emerytura się nam nie należy. Każdy pracodawca od wypłaty wylicza 9 proc. i wpłaca je na emerytalne konto.
Jednak tych pieniędzy nie możesz ruszyć do 55 roku życia i aby je wybrać musisz przestać pracować. Pieniądze z państwowej emerytury nie są duże, ale wystarcza na życie. Poza tym ma się wtedy wiele ulg chociażby na lekarstwa.
Wiele osób kontaktuje się z Tobą w sprawie przeprowadzki do Australii?
Tak, szczególnie po tym, jak nagram film na temat pracy. Dostaję setki wiadomości z pytaniem o pracę, wizy, ale ja nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Nie czuję się specjalistką w tej dziedzinie. Wiem natomiast, że wszyscy Polacy, których znam mają pracę i dobrze zarabiają.
Widzowie odwiedzają cię w domu?
Raz miałam problem z jednym Polakiem. Kiedyś w piątek rano ktoś zadzwonił do drzwi, byłam zaskoczona, ale na szczęście dom był pełen ludzi. Przyszedł człowiek z plecakiem i zapytał po polsku czy tu Kącik Hani. Ja zdrętwiałam, a on że przyjechał do Australii, bo w jednym z filmów powiedziałam, że jest tu pełno pracy. Właśnie przyleciał i go okradli, nie ma pieniędzy i nie wie co ma ze sobą zrobić.
Kazałam mu iść na policję, bo co ja mogę zrobić? Nie chciał odejść… Przestraszyłam się i od tego momentu pozawieszałam kłódki. Później był jeszcze jeden taki przypadek.
Co Australijczycy wiedzą o Polsce?
Myślę, że tyle samo ile Polacy na temat Malezji czy Afganistanu. Polska nie jest wielkim krajem, nie jest znana w świecie, więc wiedza jest mała. Z Europy kojarzą jedynie Francję i Niemcy. Kiedyś usłyszałam, że ktoś uważał, że jesteśmy częścią Rosji…
Jest coś co przeszkadza ci w Australii?
Nic.
Odwiedzasz czasem Polskę?
Tak, pierwszy raz byłam jak mój syn się urodził, czyli 6 lat po wyjeździe. Polska była już wtedy wolna. Później już tak co 2-3 lata. Cała rodzina Janusza mieszka w Polsce, a ja swoją sprowadziłam tutaj. Nie mam po co wracać do Polski na stałe.
Napisz do autorki: patrycja.marszalek@natemat.pl
