
- Nigdy nie wolno się poddawać. Prędzej czy później wszystko co złe w życiu się kończy - przekonuje Jarosław Omielan, ojciec słynnej polskiej niepełnosprawnej pływaczki, mistrzyni świata i wielokrotnej mistrzyni Polski Anny Omielan. Zawodniczka jest stypendystką programu Renault Handisport Team. Jest to projekt koncernu Renault ukierunkowany na wsparcie niepełnosprawnych sportowców podczas igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku.
REKLAMA
Ania straciła nogę w wypadku samochodowym, gdy miała niewiele ponad dwa latka. Jak wówczas widział Pan przyszłość swojej córki?
Wielu rzeczy i aspektów związanych z niepełnosprawnością Ani nie rozumiałem. Wiadomo: człowiek był zalatany. Wszystkiego uczyłem się po drodze. Nie było czasu na ckliwość. Zrządzeniem losu okazał się telefon od Piotra Daszuty, ówczesnego trenera sekcji pływania PSSON (red. Podlaskie Stowarzyszenie Sportowe Osób Niepełnosprawnych) „Start” Białystok. Zadzwonił kilka miesięcy po wypadku Ani. Uświadomił mi, jak duże znaczenie będzie mieć rehabilitacja dla zdrowia mojej córki i jak pomocne może okazać się pływanie. Dał mi rok do namysłu.
Jak potoczyłaby się ta historia, gdyby Ania nie trafiła na basen?
Jej stan zdrowia by się pogarszał. Zanik mięśni, problemy z kręgosłupem. Zrozumiałem, że to jest dla Ani duża szansa. Mimo, że mieszkaliśmy ponad pięćdziesiąt kilometrów od Białegostoku, postanowiłem że muszę to zrobić dla córki, bo wiedziałem, że to dla niej najlepsze wyjście. I tak się zaczęło.
Czy pływanie od razu stało się pasją Ani?
Początki były trudne. Przez pierwszych dziesięć zajęć ani razu nie weszła do wody. Przestraszona czterolatka w obcym mieście, dookoła sami obcy ludzie. W końcu pracownicy basenu wytłumaczyli mi, że powinienem być z nią w tak stresogennej chwili. Zaakceptowała tę wodę dopiero przy mnie, kiedy zacząłem pływać wraz z nią. Nie zdążyłem się obejrzeć, aż Ania stała się prawdziwym żołnierzem.
Co Pan ma na myśli?
Nieraz musieliśmy wstać o trzeciej nad ranem, by zdążyć na basen do Białegostoku. Kiedy kończyła trening, szybciutko wracaliśmy do rodzinnej Suchowoli, bo przecież musiała iść też do szkoły. Niejeden dorosły mógłby zmęczyć się takim tempem, ale Ania nigdy nie grymasiła. Po prostu wstawała i ubierała się, jak w wojsku. Najwyżej spała później w trakcie jazdy. I tak jeździliśmy tam i z powrotem przez kilka lat. Najpierw w każdą sobotę, a wkrótce codziennie, prócz niedziel.
Trudno uwierzyć, że nigdy nie narzekała.
Jak słowo daję, zawsze była wesoła. Zdarzały się jednak ciężkie chwile. W połowie gimnazjum przeprowadziła się do Białegostoku i zamieszkała w internacie, więc mogła uczęszczać na basen dwa razy dziennie. Wiadomo, że było jej tam ciężko. Mała dziewczynka daleko od domu. Jednak to, co uzyskała w zamian, było nieocenione. Rehabilitacja miała bowiem nie tylko korzyści dla zdrowia fizycznego. Z dnia na dzień stawała się również się coraz silniejsza psychicznie. Wszystko dlatego, że na basenie miała styczność z innymi niepełnosprawnymi dziećmi i widziała, jak one sobie radzą nie zważając na żadne trudności. W końcu uwierzyła w siebie i na naszych oczach stawała się coraz silniejsza.
W rodzinnym domu nie miała takiego poczucia?
W Suchowoli znajdowała się jakby w izolacji. Częstokroć wracała ze szkoły i skarżyła się, że inni uczniowie ją obrażają. Wiadomo, jak to dzieci: drażniły ją i przezywały od niedołęg.
Jakie słowa Pan znajdował, by dodać otuchy córce?
Wówczas się nad tym nie zastanawiałem. Ania widziała, jak trudno jest całej rodzinie i rozumiała, że nie jest odizolowana. Problemy życiowe dotyczą każdego człowieka, niezależnie od wyglądu. W tym czasie chorowała również moja mama i każdy miał swoje obowiązki. Do zadań Ani należało karmienie babci, która nie była samodzielna. W ten sposób całą rodziną graliśmy do jednej bramki.
Czy zdarzały się kryzysy?
Owszem. Ania mocno przeżyła to, że nie dostała brązowego medalu podczas igrzysk paraolimpijskich w Pekinie w 2008 roku. Przed skokiem do wody poruszyła się na słupku i została zdyskwalifikowana. Miała zaledwie 15 lat, była najmłodszą reprezentantką Polski na Paraolimpiadzie. Była załamana. Od zawsze jednak uczyłem ją, że nie można się poddawać. Wszystko ma swój kres i wszystko mija. Prędzej czy później wszystko co złe w życiu się kończy
Obawia się Pan o przyszłość córki?
Jest już samodzielną dziewczyną. Nauczyła się radzić sobie z problemami. Widzę, jak mocno się stara i że nie chce zawieść rodziców. Łatwiej natomiast byłoby, gdyby w społeczeństwie nastąpił wzrost świadomości, że niepełnosprawność to nic złego. Mam na myśli to, że osoby niepełnosprawne nie chcą aby pozostali traktowali ich jak kosmitów, tylko jak każdego innego człowieka. Warto zapytać się czy niepełnosprawny potrzebuje pomocy zanim ją okażemy. Powinniśmy zachować życzliwość i szacunek do każdej istoty, nie patrząc czy ma jakieś fizyczne niedoskonałości, czy też nie.
Ile wnuków chciałby Pan mieć?
Nie myślałem o tym. Wiem, że prędzej czy później zostanę dziadkiem. Nie martwię się też o Anię. Na brak adoratorów nie narzeka.
Ania Omielan, 22-letnia zawodniczka białostockiego PSSON „Start”. Mistrzyni świata w pływaniu i wielokrotna mistrzyni Polski. Za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie uważa medale przywiezione z mistrzostw świata, a także udział w Igrzyskach Paraolimpijskich w Pekinie. Jak przyznaje sama Ania, jej najważniejszym celem sportowym obecnie jest występ na Paraolimpiadzie w Rio de Janeiro w 2016 roku. Przygotować się do igrzysk pomaga jej koncern Renault, który objął pływaczkę programem stypendialnym Handisport Team. Przewiduje on udzielenie wsparcia finansowego niepełnosprawnym sportowcom, którzy będą reprezentowali Polskę podczas zawodów w Brazylii. W ramach programu odbywają się także spotkania zawodników z młodzieżą poświęcone integracji i społecznej różnorodności.