Zarabiają 6 tys., a wystarcza im do połowy miesiąca. "Nie tak was wychowaliśmy" - grzmią rodzice 30-tolatków
Zarabiają 6 tys., a wystarcza im do połowy miesiąca. "Nie tak was wychowaliśmy" - grzmią rodzice 30-tolatków Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Znam takich wielu. Zarabiają 6-8 tys. złotych miesięcznie, a już w okolicach piętnastego wydzwaniają do znajomych ze średnią krajową z tekstem: "pożycz stówę – sam nie wiem, kiedy to się rozeszło". Nie wiedzą, bo ich to w zasadzie nie obchodzi. Liczy się to co tu i teraz, a przede wszystkim dobra zabawa. A takie życie, jak wiadomo – solą w oku żyjących "zgodnie z planem". Niestety, także rodziców, którzy coraz częściej mawiają: wstydzę się, że to mój syn.

REKLAMA
Robiąc poranną prasówkę aż trudno przedrzeć się przez wszechobecną kampanię wyborczą. Znalazłem jednak jeden artykuł, świetnie opisujący życie części mieszkańców wielkich miast. To pokolenie młodych ludzi, którym się udało. Mają dobrą pracę i pieniądze, których robią użytek tu i teraz. Forsa jest dla nich środkiem, a nie celem.
Wstydzę się, że to mój syn
Łączy ich kilka rzeczy. Po pierwsze, przynajmniej podwójna średnia krajowa do wydania co miesiąc, najczęściej tylko na siebie. Mimo to, nie są zadowoleni ze swoich stawek, bo nie starcza im do pierwszego. Jak to możliwe? Nie potrafią lub wcale nie chcą planować miesięcznych budżetów. Wiedzą doskonale, że w razie czego pieniądze zawsze się znajdą. A poza tym, to kiedy mają "żyć", jak nie teraz?

Średnie zarobki wynoszą prawie 4 tys. zł brutto

Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w lutym było wyższe o 3,2 proc. rok do roku i wyniosło 3981,75 zł (2840 zł netto). Oznacza to, że statystyczny Kowalski "przyniósł" do domu pensję wyższą o 271,76 zł . Średnie wynagrodzenie w lutym 2014 r. wynosiło 3709,99 zł. Czytaj więcej

Pod artykułem na Onecie szczególnie zainteresowały mnie jednak komentarze. Ich autorami są najczęściej rodzice "młodych, bogatych i beztroskich", którzy – delikatnie mówiąc – inaczej wyobrażali sobie życie dzieci.
logo
Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Pani Bożena pisze o 34-letnim synu, który ma jej zdaniem "paskudny, okropny charakter". Porównuje go do rówieśników, którzy mają rodziny i małe dzieci. Jednym słowem, żyją tak, jak żyło się kiedyś. – A ten mój, to sam takie duże dziecko. Ma pracę, pieniądze, ciągle tylko gadżety kupuje różne, ubrania, przebaluje. A do mnie na obiad przychodzi, a jak go proszę, żeby chociaż dał na zakupy jak chce abym ugotowała, to z wielką pretensją wybucha – pisze niezadowolona matka.
Bożena
Matka 34-latka

Jak już zje ten obiad i idzie do swojego domu, to mogę odetchnąć z ulgą. Nie tak go wychowałam. Chciałam aby był wartościowym człowiekiem, ale on kompletnie nie czuły na nic na krytykę. Taki karierowicz żyjący chwilą. Dalsza rodzina go nie interesuje, jak mu o kimś mówię, to on z dozą kpiny odpowiada, co mnie obchodzi ten nieudacznik, albo nieudacznica. Zadufany, zarozumiały, chamski, sztuczny... Wstydzę się, że to mój syn. Czytaj więcej

–  Nie szanują i nie znają wartości pieniędzy ponieważ nigdy nie mieli pościeranych rąk pokrytych odciskami od ciężkiej pracy fizycznej. – pisze kolejny przedstawiciel "starych czasów". – Miesiąc harówki na wsi lub w kamieniołomach za kilkanaście setek i od razu by zmądrzeli – radzi. A radzi, bo nie rozumie, że wielu młodych stać dziś na to, aby żyć pełnią życia. A dziś pełnia życia wcale nie musi oznaczać założenia rodziny, kupna mieszkania na kredyt i kolekcjonowania pieniędzy.
Pracuję, żyję jak chcę
Większość przedstawicieli pokolenia rodziców dzisiejszych trzydziestolatków nigdy nie zrozumie takich osób, jak Kuba. Mój rozmówca pracuje w telewizji, ma 31 lat i podobnie jak opisywani wcześniej "modele", nie wie na co rozchodzą mu się 9 tys. comiesięcznej wypłaty. Po chwili zaczyna jednak wymieniać.
– Dwa tysiące wydaję na personalne treningi crossfitowe. Do tego mam dwa tysiące złotych rachunków i zostaje mi 5 tys. zł. Ja nic nie kupuję – mówi Kuba, który od niedawna zaczął jeździć do pracy metrem. – Teraz mi się zmieniło, bo staram się spłacać karty kredytowe. Najwięcej wydawałem właśnie na dojazdy do pracy taryfą i alkohol – mówi mieszkaniec Warszawy. Twierdzi, że to właśnie taksówki wpędziły go w debety.
logo
Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Wydawałoby się, że osoba zarabiająca trzy średnie krajowe, żyjąca w pojedynkę powinna odkładać pieniądze. Tymczasem na pytanie, dlaczego nie oszczędza, Kuba odpowiada: bo nie mam pieniędzy.
Kuba
Mieszkaniec Warszawy

Chciałbym oszczędzać, ale muszę spłacić karty. Mam 10 tys. długu na dwóch kartach po 5 tys. Staram się spłacać około 4 tys. miesięcznie, ale przez to wystarcza mi pieniędzy do połowy miesiąca. Później znów zaczynam używać kart kredytowych.

Miesiąc Kuby dzieli się zawsze na pół. Pierwsza, obfituje w wyjścia do restauracji, teatru czy na zakupy. – Później już tego nie robię i żywię się w pracowniczym bufecie – mówi. Kuba przyznaje, że ludzie nie rozumieją, co się dzieje z jego pieniędzmi. W zeszłym miesiącu kupił sobie buty i perfumy. Koszt? Tysiąc złotych... – Taki wydatek robię sobie raz na jakiś czas – zapewnia.
Ciężko pracuję, by żyć jak chcę
Kuba twierdzi, że tacy ludzie jak on, czyli zarabiający powyżej siedmiu tysięcy złotych są wpędzani w pewną pułapkę. – Zawsze mamy dostęp do pieniędzy, bo na tym zarabiają banki. Zdarzyło mi się niedawno zadzwonić do banku i poprosić o 3 tys. na życie, których po prostu nie miałem. Bank przelewa ci te pieniądze natychmiast.
Kuba
Mieszkaniec Warszawy

Ludzie o podobnym statusie społecznym do mojego nigdy nie zostaną bez pieniędzy - zawsze mamy dostęp do pożyczek. Ja na razie mam kilka tysięcy długu, ale w skrajnym przypadku można go rozciągnąć do kilkudziesięciu tysięcy. Na tym polega ta pułapka.

Matka Kuby również nie potrafi zrozumieć jego stylu życia i sposobu zarządzania gotówką. Należy do pokolenia, które musi gromadzić i właściwie po to żyje. – Rodzice są przyzwyczajeni do czegoś innego. A ja po to ciężko pracuję i siedzę w pracy tyle godzin, aby żyć tak, jak chcę – mówi.
– Nie zarabiam pieniędzy, aby je gromadzić. Nasi rodzice to robili bo myśleli, że tak trzeba. Ja nie odkładam na emeryturę ani na nic innego. Zarabiam po to, aby wydawać i żyć na tym poziomie, na którym chcę. Uważam, że zasługuję na to pracując bardzo ciężko każdego dnia – mówi Kuba.

Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl