O ile pierwsza debata Komorowski-Duda miała ogromne znaczenie w kampanii, to druga praktycznie nic nie zmieni. Starcie było zbyt wyrównane, a przede wszystkim zbyt chaotyczne, by wpłynąć na wynik wyborów. Poza tym do ciszy wyborczej została nieco ponad doba, więc kandydatom trudno będzie wykorzystać wątki z debaty.
Ostatnią debatę prezydencką między Andrzejem Dudą i Bronisławem Komorowskim przedstawiano jako rozstrzygającą o wyniku wyborów prezydenckich. Tę tezę zdawały się potwierdzać też sondaże, które pokazują niezwykle małą różnicę między kandydatami. Ale czwartkowe starcie w TVN nie zmieni losów tej kampanii.
Za mało czasu
Przede wszystkim dlatego, że niewiele jej już zostało i kandydaci ani ich sztaby nie będą w stanie intensywnie eksplorować poruszonych na debacie wątków. Nie powstanie już żaden spot, a jedyną formą podtrzymywania tematów będą kolejne wypowiedzi kandydatów i ich sztabowców.
To dopiero im może się udać, choć będzie to ekstremalnie trudne, narzucić interpretację tego starcia. Bo przeciętny widz, nie interesujący się intensywnie polityką, po prostu się w debacie pogubił. O ile rozmowie w TVP i Polsacie zarzucano zbytnią statyczność, to w TVN było po prostu chaotyczne. Kandydaci przerywali sobie i stosowali na gadżety (materialne i słowne), jak stawianie flagi PO na pulpicie Komorowskiego czy szpila Komorowskiego podczas przywitania ("były różne sygnały z pana otoczenia").
Teoria chaosu
Pełno było też zaczepek o poboczne wątki. Widać, że sztaby kandydatów intensywnie przepracowały cztery dni od pierwszej debaty. Ale przez to bogactwo haków i haczyków debata sprawiała wrażenie rzucania w siebie papierowymi kulkami na lekcji polskiego. Komorowski wypominał Dudzie sprawę jego zatrudnienia w Poznaniu, a Duda przypomniał Komorowskiemu "czekoladowego orła" z akcji "Orzeł może".
W tej wymianie policzków trudno było usłyszeć poważne deklaracje i nieznane wcześniej opinie. Wytworzył się zwykły szum informacyjny. Przez to jeszcze trudniej będzie przeciętnemu wyborcy orzec kto debatę wygrał, komu oddać swój głos. Tym bardziej, że kandydaci robili wszystko, tylko nie odpowiadali na pytania. Każdy z nich zaraz po uruchomieniu zegara płynął w kierunku, który obrał sobie już wcześniej.
Ostre starcie
Komorowski był dynamiczny jak poprzednio, choć jego ataki były jeszcze bardziej zaczepne. Ogromną metamorfozę przeszedł Duda, który - posługując się żargonem piłkarskim - nie odstawiał nogi. Po pierwszej debacie zarzucano mu zbytnią spolegliwość. Dzisiaj nie było już więc "pana prezydenta", tylko "pan Bronisław Komorowski". Ale taka ostra postawa może zrazić część wyborców, dla który ważne są konwenanse i to, że Duda jest o dwie dekady młodszy od Komorowskiego. Mogą oni uznać, że atakując ostro prezydenta nie uszanował urzędu.
Nie bez znaczenia w ocenianiu wpływu tej debaty na wybory jest też jej mniejsza popularność. Ma na to wpływ także dzień emisji - niedzielny wieczór to czas przed telewizorem, czwartkowy-często wyjście z przyjaciółmi do miasta. Dzisiaj widzieliśmy to w naTemat, obserwując ruch na stronie, w piątek rano widać ją będzie także w badaniach oglądalności. Niedzielne starcie było pierwszym, zagadkowym, teraz już wiedzieliśmy, czego można się spodziewać. Dlatego kandydaci muszą mocno przepracować ostatnią dobę kampanii, bo druga debata żadnemu z nich nie zapewniła prezydentury.