
Irlandzki rząd zaciera ręce. Po referendum o legalizacji małżeństw homoseksualnych może zbić krocie na różowej turystyce. Kampania, by zachęcić gejów z całego świata do ślubu w Irlandii, już się zaczęła. Prawo ma wejść w życie jeszcze przed wakacjami, a wtedy wyspa może przeżyć istny najazd środowisk LGBT. I już nigdy nie będzie kojarzyć się światu z zatwardziałym katolicyzmem.
Bo są w centrum zainteresowania. Minister turystyki otwarcie przyznaje, że referendum i jego wynik zrobiło Irlandii wielką darmową kampanię na świecie. W Dublinie już liczą, ile można zarobić na ślubach, miesiącach miodowych, podróżach poślubnych. Padają porównania. Na przykład Nowy Jork, w pierwszym roku po legalizacji małżeństw, zarobił 165 milionów dolarów.
Przyjrzyjmy się Irlandii sprzed lat. Pomijając sam homoseksualizm, do którego strach było się przyznać, ćwierć wieku temu zapewne nikt nie wpadłby na pomysł, by ze ściany w lokalu wyborczym zdjąć krzyż. Trzy czwarte narodu uznałoby to za bluźnierstwo. W piątek, podczas referendum w sprawie małżeństw homoseksualnych, w jednym z lokali zrobiono to bez ceregieli.
Kościół zniknął ze świadomości ludzi. Nie jest już dla nich ważne, co Kościół ma do powiedzenia. Kościół jest stary. Ci, którzy do niego uczęszczają, też są starzy. Najprawdopodobniej młodzi ludzie, którzy głosowali w referendum w ogóle nie chodzą do Kościoła. To nie jest niczyja wina, ani problem. Taka jest rzeczywistość. Czytaj więcej
Wielu wskazuje m.in. na Unię Europejską, wszędzie postępującą laicyzację, postęp.
W latach pięćdziesiątych i na początku lat sześćdziesiątych Irlandia była krajem katolickim. Prawie wszyscy ludzie chodzili w niedzielę do kościoła, w każdą sobotę przed konfesjonałami czekały kolejki penitentów, pełne były seminaria, a wpływ Kościoła wiele znaczył zarówno w sprawach politycznych, jak i moralnych czy kulturowych. Tamta Irlandia była odizolowaną wyspą na krańcach Europy. Była biednym krajem rolniczym, raczej zamkniętym w sobie i mającym poczucie niższości wobec innych narodów. Przynależność do Kościoła i posłuszeństwo jego nakazom kościelnym stanowiły integralną część ówczesnej kultury.(...) [Potem] Irlandia stała się bogatym, szybko rozwijającym się krajem. Prawie wszędzie widać, że ludzie mają dużo pieniędzy.(...) W nowej Irlandii pieniądz zastąpił moralność i duchowość. Sam fakt członkostwa w UE też nie pozostaje bez wpływu. Od dwudziestu lat sytuację tę w znacznym stopniu kształtują postępująca sekularyzacja i liberalizm. Czytaj więcej
– Dobrze wsłuchać się w to, co się wydarzyło. Byliśmy haniebni w tym, jak traktowaliśmy osoby homoseksualne. Musimy spokornieć. Musimy się uczyć. Musimy bardziej zwracać uwagę na słowa Franciszka i – co ważniejsze – słuchać Jezusa Chrystusa. On akceptował ludzi takimi, jacy są. Siedział przy stole z każdym. Nikogo nie potępiał – przekonywał Seamus Ahearne.
W Irlandii pozostała jeszcze jedna kwestia, która rozgrzewa Kościół katolicki do czerwoności. Póki nie została przez nikogo ruszona, Kościół ma dalej o co walczyć. To aborcja, a właściwie jej zakaz, przegłosowany przez dwie trzecie narodu w 1983 roku. Obowiązuje do dziś, ale – jak wynika z różnych raportów – Irlandki i tak jeżdżą do Wielkiej Brytanii. W 2013 roku ponad 3600 kobiet przerwało tam ciążę.
Napisz do autorki: katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
