Fot. Paweł Nowak

Marka ubrań sportowych 4F przestaje mieścić się w Polsce. Marzeniem jej twórcy jest zbudowanie firmy tak rozpoznawalnej, jak Adidas, Nike czy Reebok. 39-letni Klaja chce w przyszłym roku wykonać kolejny krok i ubrać na igrzyska w Rio jedną z czołowych reprezentacji olimpijskich. Potem zamierza rozwijać sieć sklepów w Europie i na jeszcze jednym kontynencie. Oczywiście przy równoczesnym zachowaniu równowagi między pracą a czasem wolnym. Bo dla Igora Klai jazda na longboardzie w Nowym Jorku jest równie ważna, jak spotkanie biznesowe w firmie.

REKLAMA
Ile ma pan lat?
...podobno 39…
Namysł wynika z problemów z pamięcią?
Z niepogodzenia się z myślą, że to aż tyle.
Za dużo?
Nie wiem. Ale nie chcę się pogodzić z upływem czasu.
Myślę że na swój wiek patrzy się inaczej, jeśli zbudowało się firmę, która warta jest pewnie parę miliardów.
Cały czas jestem przekonany, że to co najciekawsze i najlepsze jeszcze przede mną.
logo
Ceremonia otwarcia Igrzysk w Soczi. Fot. Materiały prasowe 4F
Poziom zadowolenia nie zależy od wielkości firmy?
Chodzi o wyzwania. Wielkość firmy jest trampoliną. Moim celem jest zbudować coś, co na trwałe wpisze się w polską historię gospodarczą.
Macie już kilkaset sklepów w Polsce. I to nie nie jest jeszcze ten moment?
Jeszcze tego nie czuję.
Co musiałoby się zatem zdarzyć, żeby pan poczuł?
Gdybyśmy mieli sklepy nie tylko w Polsce, lecz także w Europie, plus jeszcze na co najmniej jednym kontynencie. Najchętniej w Stanach Zjednoczonych. Wtedy będzie się pamiętało, że polska firma coś takiego osiągnęła. W mojej branży bowiem udało się to tylko kilku międzynarodowym graczom. Nie najlepsze postrzeganie polskich marek sprawia, że niewiele osób wierzy, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Ja wierzę że jest, zachowuję jednak jednocześnie niezbędną pokorę.

Biznes nauczył Pana pokory, czy taki się pan urodził?
Urodziłem się nieśmiały. Pokory nauczył mnie i sport i biznes. Doskonale czuję, że w każdym momencie może się coś wydarzyć. Mam szacunek do tego co robię i ludzi, z którymi pracuję. Nigdy nie wiem, czy za kilka lat nie będę pracował dla osoby, którą dzisiaj zatrudniam. Miałem już w życiu trudne momenty. Gdy ma się pokorę, łatwiej radzić sobie ze skomplikowanymi sytuacjami.
Były zakręty, na których zastanawiał się pan, czy firma przez nie przejdzie?
Tak.

Jak pan się wtedy zachowywał?
Pracowałem dużo więcej niż normalnie. Mój organizm działa tak, że im więcej stresu i problemów, tym więcej jestem w stanie z siebie dać. Duża ilość pracy nie oznacza jednak lepszej efektywności. Na pewno dla mnie oznacza większą determinację.

Czyli kłopoty pana nie załamują, ale dodają energii?
Zależy jak długo trwają. Przez pewne przeszkody przejść można w kilka dni albo tygodni. Inne trwają miesiącami i wpływają na psychikę. Wtedy można się załamać. Pojawia się zwątpienie. Gdy pracuje się z zespołem, nie można dać tego po sobie poznać. Nie można się nikomu poskarżyć. Pozostaje tylko rodzina, ale jej też nie należy nadużywać. Fajnie jest spuścić z siebie powietrze, ale ja staram się poukładać sobie sam problemy w głowie.
Jest Pan Zosią-samosią?
Nie. Jestem bardzo uzależniony od zespołu. Zawsze mówię, że moim największym sukcesem jest znalezienie właściwych ludzi. Tylko szalone osoby o szczególnych predyspozycjach są w stanie realizować cele. Poskładanie zespołu z indywidualistów jest wyzwaniem. Nam się udało i to dlatego marka 4F jest dziś tam gdzie jest. Zwykle jest tak, że ja mam szalone wizje, a oni próbują je jakoś realizować.

Jak daleko jesteście od celu?
I daleko, i blisko. Gdybyśmy byli szaleńcami, to własną sieć sklepów za granicą moglibyśmy mieć już teraz. Pokora jednak doradza, że należy być do tego dobrze przygotowanym. Udźwignęlibyśmy koszty, ale musimy być na 100 proc. pewni, że to już ten moment. Bycie odpowiedzialnym to podejmowanie skalkulowanego ryzyka. Nie chcę w tym momencie biec jak szalony i dopiero w połowie drogi zastanawiać się, czy warto. Chcę być przygotowany.
Bierze Pan pod uwagę pozostanie tu, gdzie teraz jest?
Zdecydowanie nie. Każdy młody przedsiębiorca musi stawiać wszystko na jedną kartę. My jesteśmy na etapie, na którym tych kart mamy więcej. Możemy inwestować w dziesięć różnych projektów z nadzieją, że jeden z nich wyjdzie. Jeden z nich, czyli 4F okazał się na tyle dobrym projektem, że ciągnie nas do przodu. Niektórzy twierdzą, że rozwijamy się zbyt szybko. Ja jestem przekonany, że panujemy nad tym. Mamy zdrową strukturę finansową. Pilnujemy płynności firmy. Żeby móc ryzykować, trzeba mieć z czego ryzykować.
Jaka jest wizja i misja 4F?
Ona się cały czas tworzy i zmienia.

Taka na dziś?
Chcemy być firmą globalną i dostarczać globalny produkt. Nasza marka ma być obecna wszędzie. Polska marka ma być rozpoznawalna na świecie. Nasz produkt pomaga kreować zdrowy tryb życia. Daje poczucie dobrze wydanych pieniędzy. Daje satysfakcję zapracowanym osobom. Nasze wyzwanie brzmi „challenge yourself”, czyli przezwyciężaj siebie, osiągaj swoje cele.

Jaka jest przewaga 4F nad Nike, Adidasem, Pumą, Reebokiem?
Historia Nike jest dla mnie niesamowitą inspiracją. Mam do nich ogromny szacunek. Nike zaczęło się od studenta, który miał pomysł na nową podeszwę buta. Ta odwaga to przewaga ludzi młodych. Średnia wieku u nas to 20 lat. W tych młodych jest siła do realizowania marzeń. Jesteśmy młodym wilkiem głodnym sukcesu. To nasza ogromna siła.
Jednocześnie wadą jest, że ten wilk jest z Polski. Nie macie wokół setek milionów polskich klientów, bo to dużo mniejszy kraj niż Stany.
Ale za to my Polacy jesteśmy bardzo ambitni. Jesteśmy zdeterminowani. Bardzo ciężko i dużo pracujemy. Mamy zdolnych managerów, zdolnych projektantów. Jesteśmy nastawieni na sukces, cały czas za czymś gonimy. Kraje Europy Zachodniej są już w strefie komfortu. W Polsce nastawienie na sukces jest dużo większe. Jestem przekonany także, że lepiej rozumiemy rynki wschodzące. Na nich relacja jakości do ceny jest bardzo istotna. 4F jest postrzegane jako marka oferująca najlepszy stosunek ceny do jakości. Trzecia rzecz to fakt, że łatwiej się atakuje nie z pozycji faworyta.
Faworyt musi się stale oglądać za siebie?
My tymczasem gonimy, jednak sami pozostajemy w lekkim cieniu. Sam nigdy nie zastanawiałem się, co z każdego działania będę miał. Jeśli zaczynam coś robić, to robię to najlepiej jak potrafię. Nie zawsze wiem, co z tego wyjdzie. Przed igrzyskami w Vancouver nie byłem w stanie przewidzieć sukcesu, jakim będzie dla 4F współpraca z Polskim Komitetem Olimpijskim.
Już za pierwszym razem to był sukces?
Za pierwszym nie. Ale zdobyliśmy bezcenne doświadczenie. Pozwoliło nam ono przygotować się do igrzysk w Londynie. I bardzo dobrze przygotować do Soczi. Od założenia firmy, czyli 1998 roku mam wrażenie, że nauczyliśmy się bardzo dużo. W różnych projektach można stracić pieniądze, ale wiedza, doświadczenie nam zostaną. Oczywiście także satysfakcja.
Boi się Pan, że z racji wieku straci łączność z najmłodszymi klientami?
Tak. Ale to kwestia przygotowania się do tego. Kiedyś bardzo intensywnie pracowałem nad produktem. Teraz nie mam prawie kontaktu z tym działem. Pracownicy znają się lepiej.
logo
Fot. Materiały prasowe 4F

Firma robiąca produkt dla 16-latków może być zarządzana przez 60-latka?
Zależy, jak dobry jest w zarządzaniu. Większość managerów mojej firmy ma w swoich obszarach wiedzę dużo większą ode mnie. Cieszę się z tego niesamowicie. Oczekiwaniem jest, że manager zatrudnia osobę od siebie lepszą. To napędza rozwój firmy. To daje efekt śnieżnej kuli. Otwieramy teraz biuro w Warszawie, nie dlatego że mamy taki kaprys, ale dlatego, że Warszawa jest dużo większym rynkiem pracy niż Kraków. Jest tu nieporównywalnie większy potencjał znalezienia najlepszych osób. A paradoksalnie zasoby finansowe są łatwiejsze do znalezienia niż zasoby ludzkie. Znalezienie odpowiedniej osoby o odpowiednich kompetencjach jest dużym kłopotem.
Powiedział Pan, że jedna na dziesięć pana decyzji była trafiona. To dobry współczynnik?
Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Rzeczywiście podejmujemy wiele działań, z części rezygnujemy. Firma zawsze była zdywersyfikowana. Pojęcie dezinwestycji jest nam bliskie. Coś się kończy, trudno. Z jednej strony trzeba być zdywersyfikowanym, z drugiej biznes trzeba bardzo upraszczać. Im prostszy biznes tym lepszy. Lepiej jest produkować i sprzedawać jedną kategorię produktu niż kilkanaście lub kilkadziesiąt.
Czy wy zawsze mieliście prosty biznes?
Nie. W pewnym momencie sami przestaliśmy go rozumieć. Nie wiedzieliśmy jednak, na co postawić. Coś przynosiło dochody, ale rozwój widzieliśmy w innym segmencie. Zaczynaliśmy jako firma hurtowa. Sprzedaż detaliczna była na początku uznawana za moją fanaberię. Wiele osób nie zgadzało się ze mną. Sklepy przynosiły potężne straty. Ja czułem, że to jest jedyny właściwy kierunek. Teraz mamy 160 sklepów w Polsce, otwieramy 30 w każdym roku, pojemność rynku to 200-300 lokali. Pod koniec 2016 zapełnimy Polskę. Teraz właśnie na tym się koncentrujemy. Nie ulegamy pokusie zarabiania w różnych miejscach. Bo zarobić można teoretycznie wszędzie. Pytanie, czy to jest najbardziej efektywne. Każdy, kto pracuje za dużo, traci w pewnym momencie motywację do pracy. Bardzo ważna jest równowaga między życiem zawodowym i prywatnym.
Chyba niewielu prezesów wierzy w work/life balance.
Ja wierzę bardzo. Widzę zresztą po sobie, że to działa. Kiedyś spałem w firmie, w trudnych czasach byłem w niej bez przerwy. Najlepiej jednak w firmie jest wówczas, gdy zarząd i kadra managerska bilansują intensywne życie zawodowe i regenerację.
Jak Pan się regeneruje?
Pracuję, uprawiam sport i spędzam czas z rodziną. Biegam, gram w tenisa, pływam, jeżdżę na rowerze, jak mam tylko czas to pływam na windsurfingu, nurkuję. Nie ma sportu, którego bym nie próbował. Wyeliminowałem natomiast pożeracze czasu.
Czyli?
Nie oglądam telewizji. Prowadzę oszczędne życie towarzyskie.
Co Pan robi z pieniędzmi?
Jednym z powodów, dla których założyłem firmę było to, że nie miałem pieniędzy. Teraz dla mnie są one narzędziem do czegoś. Wydaję je, żeby zabezpieczyć przyszłość, zapewnić standard rodzinie, uprawiać sporty. Nie mam ambicji, żeby mieć samolot, jacht, może mi to kiedyś przyjdzie do głowy. Na razie postrzegam zbytki jako kłopot. Kocham góry, kocham wodę, kocham przyrodę, lubię piękne miasta, jeździłem na longboardzie w Nowym Jorku. To też sprawiło mi dużą frajdę.
Jak Pan oszczędza pieniądze?
Mam nieruchomości, środki w banku. Ale moim podstawowym aktywem jest spółka. Bardzo w nią wierzę. Już nie chcę się nią dzielić. Nie planujemy wejścia na giełdę. Staram się środkami gospodarować rozsądnie. Nie wyciągam pieniędzy z firmy na życie prywatne. Spółka musi mieć zdrowe finanse. Osobiście nie ma dla mnie znaczenia, czy spółka jest warta X, czy Y. Moim marzeniem jest stworzyć firmę, w której ludzie będą chcieli pracować. W której będą czuli się fantastycznie. Dzięki pasjonatom możemy wiele osiągnąć. Możemy zaskoczyć.
Pana marzenie?
Zobaczyć zagraniczną reprezentację olimpijską dużego, znaczącego sportowo kraju ubraną w nasze ubrania. Wtedy byłbym usatysfakcjonowany.
To jest kwestia pieniędzy?
Nie tylko. Gdyby to było takie proste, to Chińczycy ubieraliby wszystkich. W ubiorze reprezentacji olimpijskich znaczną rolę odgrywa patriotyzm. Opinia publiczna źle reaguje na każdy wyłom. Poza tym kompetencje Chińczyków są jeszcze na niskim poziomie, jeśli chodzi o projektowanie i jakość. Tymczasem zarówno ja, jak i sportowcy głęboko wierzą, że strój może dać centymetry lub sekundy przewagi.

Jakość więc jest niezbędnym warunkiem w projektowaniu odzieży dla olimpijczyków?
To warunek numer jeden. My musimy także umiędzynarodowić markę 4F. Doprowadzić ją do grona najważniejszych marek światowych. Musimy też wprowadzić elementy lokalnego patriotyzmu. Sprawić, by nie tylko w Polsce 4F było postrzegane jako marka lokalna. Można to zrobić przez lokalnych ambasadorów sportowych. I wreszcie ogromne znaczenie mają pieniądze. Bez sponsorów żadna instytucja sportowa nie jest w stanie funkcjonować. Nie znam takiej, która finansowałaby się sama. Musimy podjąć więc także wysiłek finansowy.
Jak daleko jesteście od osiągnięcia pana celu?
Sądzę, że ubierzemy w Rio reprezentację innego kraju niż Polska. Nie mogę tego powiedzieć na pewno, bo dokumenty nie są podpisane. Byłoby to dla nas bardzo duże wydarzenie. Byłoby to też precedensem. Igrzyska letnie są trudniejsze niż zimowe.

Jest cieplej, więc dlaczego nie łatwiej?
Bo w Polsce mamy marki wyspecjalizowane w odzieży zimowej, narciarskiej, górskiej, trekkingowej. Tu mieliśmy kompetencje, fachowców. Natomiast nigdy nie było firm oferujących odzież do biegania, lekkoatletyczną, codzienną.

Ile czasu trwa przygotowanie kolekcji olimpijskiej?
Co najmniej dwa lata. To jest okres stałego poszukiwania najlepszych rozwiązań technicznych, innowacji. My od dwóch lat poszukujemy instytucji badawczych, które mogą nam w tym pomóc. Patenty w odzieży sportowej bardzo często przychodzą do niej z rynku wojskowego. W ten sposób narodziły się na przykład materiały oddychające. Tego rodzaju odkrycia to bardzo dobra baza współpracy z naukowcami. Dlatego też otwieramy właśnie komórkę B+R w firmie.

To będzie laboratorium?

Nie potrzebujemy laboratorium. Potrzebujemy natomiast zespołu, który będzie współpracował z naukowcami, uczelniami, instytutami. Potem my możemy wprowadzać te rozwiązania, testować, wreszcie komercjalizować. Inspiracją była dla mnie jedna z firm produkujących buty, która ma w dziale badań i rozwoju inżyniera od mostów. Jeden z modeli butów ma świetną amortyzację, bo ten człowiek zauważył analogię w amortyzacji buta do przęseł mostów. My mamy już na tym polu pewne drobne sukcesy.
logo
Fot. Materiały prasowe 4F.

W którym produkcie?
Opracowaliśmy rękawiczki wspólnie z trenerem kadry skoczków Łukaszem Kruczkiem. Miały dodatkową błonę między palcami. Gdy się rozwiera palce, to rękawiczki stają się elementem nośnym. Świat sportowy uznał, że nasze rękawiczki dają metr przewagi. W naszej branży badania i rozwój są potrzebne, żeby zdobyć przewagę konkurencyjną. Nawet jeśli 100 pomysłów będzie słabych, a jeden okaże się dobry, to może pomóc zdobyć medal.
Dla pana jest ważne, żeby to był medal dla Polaka?
Czuję się patriotą. Jestem związany z krajem. Mam dreszcze, gdy na igrzyskach słyszę Mazurek Dąbrowskiego. My podkreślamy, że jesteśmy polską firmą. Nasz rozwój sprawi, że kolejne osoby znajdą w Polsce pracę, że tu zostanie pełen zasób wiedzy przez nas zdobytej.