
O policjantach z Lubina – niewielkiej miejscowości na Dolnym Śląsku zrobiło się ostatnio głośno. Nie za sprawą rabunku stulecia, nie z powodu skutecznej interwencji, ale z powodu "Policyjnego Poradnika dla Kobiet". Dokument od wielu lat pouczał kobiety, co zrobić, żeby nie paść ofiarą gwałtu. Pomysły policjanci mieli zaskakujące: "mocny makijaż, mini spódniczka i buty na wysokim obcasie nie są najodpowiedniejszym strojem na przejście przez park w nocy".
Poradnik sporządzony przez policjantów od dawna udzielał wątpliwych wskazówek. W tym osobliwym kompendium wiedzy na temat gwałtu i sposobów prewencji, roi się od kwiatków, których nie powstydziłby się żaden seksista.
Policjanci z Lubina pokajali się i stwierdzili, że informacja na stronie straciła na aktualności. Nagłośnienie sprawy przez media podziałało błyskawicznie – ze strony w okamgnieniu zniknął kontrowersyjny poradnik, a funkcjonariusze zaczęli się pokrętnie tłumaczyć.
Na reakcję środowisk feministycznych nie trzeba było długo czekać. 11 organizacji działających na rzecz równouprawnienia, tj. Feminoteka, Fundacja na rzecz Równości czy Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej napisało w sprawie poradnika list otwarty do Komendanta Głównego Policji i pełnomocnika policji ds. ochrony praw człowieka. W korespondencji czytamy m. in., że:
Treść poradnika w bezpośredni sposób obarcza kobiety wyłączną odpowiedzialnością za zapobieganie stosowanej wobec nich przemocy i zobowiązuje je do podporządkowania całego swojego funkcjonowania we wszystkich obszarach życia tej właśnie kwestii. Przekaz taki jest nie tylko stereotypowy i obciążający kobiety winą za stosowaną przez mężczyzn przemoc, ale też po prostu niemożliwy do zrealizowania.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
