Wygrana Andrzeja Dudy zszokowała sporą część społeczeństwa, która nie może uwierzyć, iż przed krajem rysuje się powrót do ustroju zwanego IV RP. Od kilku dni słychać jednak wiele głosów nawołujących do tego, by prezydenta-elekta nie demonizować i że zasługuje on na kredyt zaufania także od tych, którzy w minioną niedzielę na niego nie głosowali. Sam Andrzej Duda zapewniał przecież, że będzie prezydentem wszystkich Polaków... Problem w tym, że już dość dobitnie udowodnił, iż w rzeczywistości nie ma na to najmniejszej ochoty.
1. Prezydent wszystkich... konserwatywnych katolików
Tak Andrzej Duda spędził pierwszy dzień w roli prezydenta-elekta. / Fot. YouTube.com/Tygodnik Katolicki NIEDZIELA
Polska to kraj zdominowany przez katolików, ale tylko część osób deklarujących to wyznanie podporządkowuje swoje życie i pracę woli kościelnych hierarchów. Wielu z nas wierzy nawet głęboko, ale na rządy kleru się nie zgadza. Tymczasem przez pierwsze dni po zdobyciu fotela prezydenta Andrzej Duda zachowywał się tak, jakby 6 sierpnia Bronisława Komorowskiego w Pałacu Prezydenckim nie miał zastąpić człowiek Prawa i Sprawiedliwości, a namiestnik Episkopatu.
Spędzenie pierwszych dni na klęczkach i w otoczeniu duchowieństwa sprawia, iż trudno uwierzyć zapewnieniom tych sympatyków Andrzeja Dudy, którzy przed II turą wyborów uspokajali, że nowy prezydent nie będzie wspomagał swojego przyjaciela Krzysztofa Szczerskiego w forsowaniu idei zmiany ustroju w ten sposób, by znaczną część władzy oddać biskupom i kardynałom.
– Należy przekształcić izbę wyższą parlamentu w reprezentację osób zaufania publicznego, w tym przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich z dominującą reprezentacją Episkopatu Kościoła katolickiego – proponował Szczerski. Jeżeli zwycięzca wyborów prezydenckich pierwsze dni w nowej roli spędza głównie na spotkaniach z duchowieństwem i – dość ostentacyjnym – pielgrzymowaniu, trudno uwierzyć, że marzenia o państwie wyznaniowym przez jego najbliższe otoczenie zostały dawno porzucone. Wygląda raczej na to, że nigdy nie było lepszego momentu, by spróbować wcielić je w życie...
Andrzejowi Dudzie już udało się zepchnąć na margines nie tylko Polaków sceptycznych wobec zbyt wielkiej władzy hierarchów, ale i spore grono niewierzących obywateli lub wyznających inne religie. Kiedy patrzą oni na wciąż klęczącego prezydenta-elekta, mogą czuć, że w rządzonym przez niego kraju zabraknie dla nich miejsca.
2. Nic nie dzieli tak, jak Smoleńsk
Katastrofa smoleńska ma wiele tragicznych wymiarów. Najbardziej tragiczne to jednak sama śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 innych zasłużonych dla państwa osób, oraz pogłębienie się podziałów w społeczeństwie na skutek kontrowersji wokół wyjaśniania przyczyn wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Wielkie w tym "zasługi" ma wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości Antoni Macierewicz, który przez minione pięć lat mamił zwolenników prawicy kilkoma różnymi - czasem wykluczającymi się - teoriami spiskowymi na temat rzekomego zamachu.
Wojna polsko-polska o Smoleńsk rozgorzała także wokół dyskusji na temat tego, gdzie w Warszawie uczcić ofiary katastrofy smoleńskiej. Wkrótce po tamtej tragedii pomnik upamiętniający wszystkie ofiary stanął na warszawskich Powązkach. Prawica wolała jednak trwać uparcie przy tym, by "lepszy" pomnik stanął przed Pałacem Prezydenckim, gdzie tymczasowo ustawiono krzyż i gdzie zaczęły gromadzić się tłumy krewkich zwolenników PiS tego krzyża broniących.
Po piątej rocznicy katastrofy emocje jakby jednak powoli się wyciszały. Rozpoczęto prace nad budową dodatkowego pomnika w pobliżu Krakowskiego Przedmieścia i wydawało się, że powoli uda się wytłumaczyć najzacieklejszym "obrońcom krzyża" i pomysłodawcom stawiania kolejnego pomnika przed Pałacem Prezydenckim, że to zły pomysł.
Już w pierwszym wywiadzie po wyborze na prezydenta Andrzej Duda uznał jednak, że tę puszkę pandory z najgorszymi emocjami dzielącymi naród trzeba otworzyć. – Zawsze mówiłem, że pomnik powinien stanąć przy Krakowskim Przedmieściu, tam gdzie zbierały się tysiące ludzi. To Polacy w ten sposób wybrali dla niego miejsce – oznajmił prezydent-elekt. I poinformował, że będzie spierał się ze stołecznym konserwatorem zabytków, by ten wycofał sprzeciw wobec pomnika usytuowanego przed jego nowym miejscem pracy.
Jeszcze na chwilę przed ogłoszeniem ciszy wyborczej Andrzej Duda zapewnił sobie poparcie wielu nawet sceptycznych wobec PiS wyborców deklaracjami, że priorytetami jego prezydentury będzie obniżenie wieku emerytalnego, walka z bezrobociem, zapewnienie pieniędzy dla młodych rodziców, przewalutowanie kredytów w frankach, czy podniesienie kwoty wolnej od podatku. O Smoleńsku konsekwentnie milczał. Pewnie dlatego, by nie odstraszyć Polaków tym, że to właśnie od rozpętania na nowo wojny o tę kwestię zacznie prezydencką karierę.
3. Macierewicz ważniejszy od bezpieczeństwa Polaków?
Skoro Andrzej Duda już w pierwszym wywiadzie po wygranych wyborach wraca przede wszystkim do idée fixe swojego niedawnego przełożonego wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza, istnieje obawa, iż byłego szefa wesprze także w utrudnianiu przetargu na nowe śmigłowce bojowe dla polskiego wojska. Gdy NATO-wscy generałowie ostrzegają, iż w tym roku sojusz prawdopodobnie czeka wojna, Antoni Macierewicz proponuje, by decyzję o zakupie francuskich śmigłowców Caracal odłożyć aż... do rozstrzygnięcia jesiennych wyborów parlamentarnych i sformowania nowego rządu.
Jeśli będzie to rząd Jarosława Kaczyńskiego lub Jarosława Kaczyńskiego i Pawła Kukiza, przetarg wygrany przez Francuzów z Airbusa zostanie prawdopodobnie unieważniony. – Ten kontrakt jest bardzo wątpliwy i że mamy zamiast 70 śmigłowców, mieć w istocie 50 śmigłowców. Z tych 50, 25 przyleci do Polski, a druga 25-tka będzie montowana w Polsce. W tej sytuacja naprawdę jest wątpliwość, czy 13 miliardów złotych ma iść do producenta i robotnika francuskiego, zamiast do producentów i pracowników polskich – oburzał się w środę Antoni Macierewicz.
Wątpliwe, by Andrzej Duda tej walki Antoniego Macierewicza z wojskiem i rządem nie wsparł, bo sam na początku kampanii prezydenckiej wietrzył wokół wyboru Caracala spisek. – Byłem w Mielcu i w Świdniku, gdzie rozmawiałem z przedstawicielami załogi. W obu miejscach mówiono mi, że docierają do nich zakulisowe informacje, że oferta Francuzów ma ewidentne preferencje. Być może to oznacza, że w tej sprawie jest drugie polityczne dno – mówił.
A cóż z poczuciem bezpieczeństwa Polaków, które w obliczu wojny tuż za naszymi granicami nowy sprzęt dla armii mógłby znacząco wzmocnić? Co z armią, której modernizację trzeba dziś raczej tylko przyspieszać? Andrzej Duda zawsze może odpowiadać, że przecież to nie on, a jego konkurent miał za swoje hasło "zgoda i bezpieczeństwo". Iść śladem poprzednika, którego się zwalczało wręcz mu nie wypada...
4. Duda strachliwy jak Kopacz
– Gdyby na ulicy pokazał się człowiek wymachujący ostrym narzędziem, albo trzymający w ręku pistolet. Pierwsza moja myśl, tam za moimi plecami jest mój dom i moje dzieci. Więc wpadam do domu, zamykam się i opiekuje się moimi dziećmi – tak obrazowo swoje podejście do polityki wschodniej i wojny na Ukrainie premier Ewa Kopacz kreśliła tuż po zajęciu fotela szefa rządu.
Może przynajmniej w tym zgadzał z nią będzie się także prezydent Andrzej Duda. On swój stosunek do wojny za naszą wschodnią granicą zaprezentował jeszcze bardziej obrazowo. W środę chciał się z nim spotkać planujący pobyt w Warszawie prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, ale prezydent-elekt... nie znalazł dla niego czasu. Doradzający nowej głowie państwa w sprawach dyplomacji Krzysztof Szczerski poinformował, że spotkanie jedynie "przełożono", a nie odwołano. Na kiedy? Tego polityk nie potrafił już powiedzieć.
Być może ten wyjątkowo dobitny afront wobec władz w Kijowie nie ma jednak podłoża wcale w strachliwości prezydenta-elekta (bo naprawdę nikt nie uwierzył, że Andrzej Duda nie potrafił znaleźć choćby kwadransa na spotkanie z Poroszenką...). Może być to po prostu wyrachowana gra o przekonanie do PiS obecnych zwolenników Pawła Kukiza, wśród których sporą część stanowią osoby przeciwne angażowaniu się Polski w konflikt rosyjsko-ukraiński.
"Bliźniemu swemu należy pomagać. Zło zwyciężać Dobrem. Wybaczać, ale nie zapominać... Wolna Ukraina to nasz interes, bo im dalej Rosja - tym lepiej... Ale..." – pisał Kukiz, gdy na Ukrainie dochodziło do aktów upamiętniających żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii i Stepana Bandery. "Gdzie ostre stanowisko polskiego rządu? Konkretny, BARDZO MOCNO nagłośniony sprzeciw? Dlaczego również PiS wkłada głowę w piasek?" - oburzał się wówczas polityk. Odwracając się od partnerów z Kijowa Andrzej Duda udowadnia, że PiS głowy w piasek już nie wkłada.
Zadowoleni z nowego podejścia Warszawy do spraw ukraińskich są zapewne też nadawcy jednego z pierwszych telegramów z gratulacjami dla Andrzeja Dudy, który już w poniedziałek nadszedł z Kremla. Władimir Putin wyraził w nim przekonanie, że "budowa konstruktywnych stosunków między Rosją a Polską, opierających się na zasadach autentycznego dobrosąsiedztwa i wzajemnego poszanowania interesów, sprzyjałoby umocnieniu bezpieczeństwa i stabilności w Europie". Pierwsze dyplomatyczne ruchy polskiego prezydenta-elekta dają więc Putinowi nadzieję, że od teraz jego interesy będą przez Polskę odpowiednio poszanowane.
5. "By żyło się lepiej... kolegom"
Młodzi Polacy w niedzielę stawiali krzyżyk przy nazwisku Andrzeja Dudy w dużej mierze głosując w ten sposób przeciw Bronisławowi Komorowskiemu, który utożsamiał rządy koalicji PO-PSL. Rządy opisywane przez wielu parafrazą starego hasła wyborczego Platformy "By żyło się lepiej. Kolegom". Trudno zaprzeczyć, że kolesiostwo i nepotyzm wielokrotnie kompromitowały PO i ludowców w ostatnich latach. Wybór Andrzeja Dudy miał przynieść zmianę także w tym względzie, ale...
Nic na to nie wskazuje, skoro prezydent-elekt najbardziej intratne posady w swojej kancelarii już rozdaje przede wszystkim według klucza towarzyskiego. – W mojej kancelarii jestem umówiony w sprawie sekretarza stanu, który będzie się zajmował sprawami międzynarodowymi. To mój przyjaciel Krzysztof Szczerski – mówił bez skrępowania Andrzej Duda już podczas pierwszej debaty z Bronisławem Komorowskim.
W czwartek pojawiły się jednak doniesienia, że Szczerski nie będzie jedynym kolegą Andrzeja Dudy, który dostanie dobrą posadę od nowego prezydenta. Na jeszcze lepszą ofertę może liczyć Wojciech Kolarski. Z krakowskiej rady miasta ma on awansować na stanowisko szefa Kancelarii Prezydenta.
Stanowisko dla tego kolegi Andrzeja Dudy jest jeszcze lepsza niż dla Krzysztofa Szczerskiego, bo też z Wojciechem Kolarskim prezydenta-elekta łączy znacznie głębsza zażyłość. Znają się od dzieciństwa, połączyła ich wspólna pasja do harcerstwa. Kolarski mógł też liczyć na Dudę od początku błyskotliwej kariery nowej głowy państwa. Otrzymał pracę w biurze poselskim Dudy, a później pomagał mu, gdy ten próbował kariery europosła. Patrząc na politykę kadrową Andrzeja Dudy naprawdę trudno więc uwierzyć, że właśnie on przyniesie akurat te zamiany, na które wszyscy w Polsce tak czekamy.