
Pszczoły mogą być sposobem na życie i to całkiem dostatnie. Tomek Miodek od 5 lat na YouTube opowiada o swojej pasiece, która mieści się we wsi Benice w woj. zachodniopomorskim. W rozmowie ze mną wyjaśnił, że nie należy dodawać miodu do gorącej herbaty i że hodowla pszczół jest możliwa nawet w dużym mieście.
REKLAMA
Co pan sądzi o osach?
Są mięsożerne, lubią sfermentowane owoce i piwo. Nie zapylają i próbują rabować moje pszczoły. Bywają też pożyteczne, gdy zbierają martwe pszczoły do swych gniazd, by nakarmić nimi larwy. Jestem raczej pozytywnie do nich nastawiony.
Rozmawia pan czasem z pszczołami?
Nie, w ogóle z nimi nie rozmawiam. Są pszczelarze, którzy do nich mówią. Słyszałem nawet o takich, którzy twierdzą, że je kochają, a ja mogę wyznawać miłość mojej mamie. Pszczoły noszą miód i taki też mam do nich stosunek.
Jak zaczęła się pana przygoda z ulami?
Zupełnie przez przypadek. Przyjechałem z Australii, miałem dom nad morzem i raz przyszedł do mnie do płota facet z pytaniem, czy chce kupić pszczoły. Miał je dziadek. Tato choć był urzędnikiem państwowym też miał je na własny użytek, więc wiedziałem, jak się z nimi obchodzić i stwierdziłem: dlaczego nie?
Myślałem wtedy o trochę innym biznesie. Przez pierwsze 5 lat prowadziłem pasiekę amatorsko. Polubiłem ten styl życia, bo pszczoły trochę mnie uregulowały. W zimie, poza sezonem miałem czas na robienie innych rzeczy. Obecnie mam ok. 120 pszczelich rodzin.
Jakie jest największe zagrożenie dla pszczół?
Człowiek, za którym kryje się chemizacja środowiska. Pszczoły żyją od 5 mln lat i dają radę, a my teraz zapraszamy je do uli i podkradamy miód.
To prawda, że masowo giną?
Bywa, że są wytrucia. W tej branży również są lobbyści, dla których podawanie owadom leków, to niezły biznes. Zdarzają się również pasożyty, które osłabiają pszczele rodziny.
Co to znaczy, że miód jest dobry jakościowo?
To miód, który był z zasklepionego plastra i odwirowany z pszczelim antybiotykiem – dzięki temu dłużej wytrzyma w słoiku.
Oczywiście mówi się, że może być ochrzczony cukrem, ale w naszych czasach nie ma sensu tego robić, bo cukier też kosztuje.
Ważne jest również przechowywanie miodu, który powinien być zamknięty w szklanym szczelnym pojemniku. Nie powinniśmy wkładać do niego brudnej łyżki, bo możemy przez to zaszczepić bakterie.
Pamiętajmy również, że to nie jest lekarstwo, a ma działanie wzmacniające. Powinniśmy go jeść codziennie, ale w małych ilościach. A mam takich klientów, którzy na tydzień kupują 3 słoiki i sami wszystko zjadają...
Jak nie dać się oszukać w kwestii miodu?
Istnieje coś takiego jak ziołomiód i przy jego produkcji faktycznie dokarmia się pszczoły cukrem. Tego produktu używa się przeważnie do słodzenia herbaty. Pamiętajmy, że dobry miód to ten wiosenny z rzepaku, mniszka i kwiatu jabłoni.
Boli mnie to, że niektórzy zaczynają podawać do uli pestycydy… Można to robić, ale w odpowiednich momentach na jesieni.
Zabawnym produktem jest coś takiego jak miód manuka, który kosztuje 150 zł za słoik. Babki na forach internetowych wychwalają go i robią sobie maseczki, a tak naprawdę w Polsce mamy roślinę o bardzo podobnych właściwościach - nawłoć...
Jak to jest z tym miodem dodawanym do gorącej herbaty?
Można. Są tacy, którzy uważają, że powinno się to robić tylko poniżej 40 °C, ale przecież temperatura w ulu wynosi 35 °C. Mówi się, że miód podgrzewany do 42 °C nie traci swoich właściwości. Pewnie część faktycznie może przestać działać pod wpływem ciepła, ale lepiej jest posłodzić herbatę czy kawę miodem niż zwykłym cukrem.
Z doświadczenia wiem, że ci, którzy dali się przekonać i słodzili herbatę miodem, już po jednym słoiku nie chcieli wrócić do cukru.
Na jednym ze swoich filmów zmienia pan w ulu matkę. Dlaczego?
Matki pszczele w ulu trzeba wymieniać, by poprawić jakość rodziny. Te nowe są plenne i składają dużo jajek, nawet do 3 tys. Taka rodzina rozwija się wtedy szybko, a to jest bardzo ważne w okresie wiosennym.
Pszczele rodziny dzielą się też na różne grupy i np. jedna z nich potrafi odlecieć ze swoją matką w poszukiwaniu dziupli. Tego typu zabiegi pozwalają pozbyć się również chorób i zmniejszają agresję owadów.
Na jakich terenach ma pan swoje ule?
Jeżdżę na różne tereny, ale najbardziej lubię te wrzosowe. Ten miód jest jednym z lepszych w Polsce i powinni spożywać go mężczyźni chorujący na prostatę. Kosztuje wprawdzie 60 zł za słoik, ale jego produkcja nie jest taka prosta. Wrzosowiska w Polsce są rzadkością, zwykle pojawiają się na poligonach, więc muszę starać się o przepustkę dla pszczół.
Pszczoły wymagają dużej opieki?
Raczej tak, ale obecnie coraz więcej osób zaczyna je trzymać na dachach w dużych miastach. Wystarczy jedna rodzina, a w urbanistycznym środowisku radzą sobie bardzo dobrze – miód od miastowych pszczół jest wciąż czysty.
Kiedy ma pan czas na wakacje?
Kiedyś, w okresie zimowym spędzałem kilka miesięcy w Indiach, Australii, Kambodży, ale jak stworzyłem blog to wszystko się rozkręciło i sezon trwa cały rok.
Podróżował pan tylko za pieniądze z pszczelarstwa?
Tak. To wszystko prężnie się rozwija, nasza świadomość rośnie i miód dobrze się sprzedaje. Najwięcej chyba nauczyłem się od klientów, którzy szukali konkretnego produktu… Zresztą, gdy teraz z panią rozmawiam to ciągle ktoś próbuje się do mnie dobić na telefon.
Tak. To wszystko prężnie się rozwija, nasza świadomość rośnie i miód dobrze się sprzedaje. Najwięcej chyba nauczyłem się od klientów, którzy szukali konkretnego produktu… Zresztą, gdy teraz z panią rozmawiam to ciągle ktoś próbuje się do mnie dobić na telefon.
Jak wiele otrzymuje pan dziennie maili od swoich widzów?
Tyle, że przestałem je czytać. Myślę, że jest ich od 100 do 150… Nie da rady na nie zerknąć, a co dopiero odpisać.
Po co w takim razie ten kanał na YouTube?
Gdy go zakładałem, to wtedy byłem jeszcze takim pszczelarzem amatorem i po prostu lubiłem robić amatorskie filmy. Nudziło mi się.
Pszczoły potrafią zaskoczyć swoim zachowaniem?
W pszczołach nic nie ma na 100 proc. i nie da się ich nauczyć z podręczników. Mają jeden cel – zapylanie. Najbardziej podoba mi się ich różnorodność jak Apis cerana, Apis mellifica, Apis dorsata…
Mam też małą pasiekę w Indiach, by móc spróbować tropikalnego miodu.
Zauważył pan większe zainteresowanie tym zawodem?
Tak, jeszcze 10 lat temu było takie przeświadczenie, że to zawód dla dziadków na emeryturze. W tym momencie na rynek wchodzi fala młodych ludzi. Wiele osób do mnie dzwoni w związku z filmikami na YouTube, które obejrzeli i mówią, że marzą o tym, by mieć swoją pasiekę i się z tego utrzymywać.
Moi znajomi muszą wstawać codziennie o konkretnej godzinie, pracują u kogoś i mają ciągle taki sam schemat. Ja chociaż teraz pracuję od nich trochę więcej, bo od rana do wieczora, to mimo wszystko czuję się dużo wolniejszy. To czysta satysfakcja, jestem non stop na zewnątrz. Obecnie zatrudniam już 4 pracowników.
Kiedy ostatni raz został pan użądlony?
Minutę temu. Właśnie pracuję przy pszczołach i w palec dostałem. Dzisiaj to już chyba 30 żądło. Nie chce ich usypiać gazem, bo to skraca im życie. Przerzucam je ręcznie do klateczek i zdarza się, że mnie trzasną.
Na ból nie można się uodpornić, ale już nie puchnę. Po godzinie nawet już nie będę pamiętał, w które miejsce mi się dostało.
Napisz do autorki: patrycja.marszalek@natemat.pl
