
To, że najmłodsi wyborcy nagle odwrócili się do centrowych i lewicowych ofert na rzecz prawicy, bo dość mają wmawiana im, że "ciepła woda w kranie" jest ważniejsza od perspektyw jest tylko częścią prawdy o tym, dlaczego głosy młodzieży tak bardzo zmieniają oblicze polskiej polityki. Równie ważny jest fakt, iż rządzący przez lata nie dostrzegali, przez kogo wychowywani są najmłodsi obywatele. Dziś płacą za to, że na lekcjach historii, WOS-u, polskiego, a nawet WF-u i biologii nie są obiektywnie uczeni świata, a często indoktrynowani przez osoby sfrustrowane obecnym porządkiem w państwie.
Większość komentatorów wskazuje dziś, iż w ten sposób młodzi mszczą się na mniej radykalnych ugrupowaniach za lata serwowania im oferty, która sprowadzała się do mało porywającej polityki dbania o ciepłą wodę w kranie i sukcesywne doganianie poziomu życia na Zachodzie. We wszystkich tych komentarzach umyka inny niezwykle silnie wpływający na przetasowania w polskiej polityce czynnik. Fakt, iż od lat polska młodzież jest wychowywana przez wielu nauczycieli do tego, by głosować na prawicę.
W moim liceum o tym, jaką tragedią był Okrągły Stół i że przodkowie PO zwalczali Żołnierzy Wyklętych uczę się prawie na każdej lekcji historii i WOS-u. Uczy ta sama nauczycielka, która nawet od czasów antycznych potrafi płynnie przejść do swoich wspomnień, jak to w PRL-u pracowała przy powielaczu. Jej ulubiona śpiewka jest o tym, że harowała więcej od Borusewicza, a ten ją potem zdradził. Generalnie ją i jej przyjaciół to wszyscy zdradzili. Od wspomnianego Borusewicza po dyrektora, którego syn jest działaczem PO.
Długo nawet nie przyszło mi do głowy sprawdzać, jak politycznie formowane są dzieci, ale zaczęłam się niepokoić, gdy mój 14-letni syn zaczął nosić ciuchy, które dotąd kojarzyłam z marszami nacjonalistów. Jak się okazało, kieszonkowe na t-shirty z napisem "Better dead than red" i inne takie souveniry "patriotyczne" wydał okazjonalnie, bo po zniżce za hurtowe ilości kupił je prawie całej klasie pan od WF-u.
Utrzymywanie się od lat "opozycyjnych" nastrojów wśród polskiego nauczycielstwa potwierdzają także przedstawiciele tej wbrew wszelkim pozorom niezwykle wpływowej wśród młodych ludzi grupy.
Politykierzy są chyba w każdej szkole. Są tacy koledzy, którzy politykowali na lekcjach od wielu lat, ale dopiero teraz trafili na podany grunt. Z "naturalnych przyczyn" łatwiej też sympatykom prawicy niż lewicy, bo oni zawsze mają coś w kontrze do świata. Nauczycielka biologii z mojej szkoły zaciekle uczy więc, że nie tylko aborcja to zabójstwo, ale i używanie prezerwatyw. Jeszcze 5-10 lat temu była głównym obiektem kpin z tego powodu. Teraz ma sporą grupkę zapatrzonych uczniów, którzy organizują z nią antyaborcyjne wystawy, czuwania. Ostatnio zalali szkołę ulotkami wyborczymi Dudy robionymi na wzór "bibuły" z PRL-owskiej opozycji.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
