Powstanie Chmielnickiego było naszą narodową traumą, nie tylko z powodu porażek militarnych, których z starciu z Kozakami doświadczała armia koronna. To, co 3-4 czerwca 1652 roku spotkało polskich jeńców pod Batohem, przeszło najgorsze wyobrażenia nie tylko "naszych". Okrucieństwem wobec pojmanych zdziwieni byli nawet wrogowie...
Ogromna armia "buntowników" okrążyła doborowe, liczące ok. 10 tys. zbrojnych, wojsko Rzeczpospolitej. To była jedna z największych polskich klęsk militarnych w dziejach. Zarazem porażka, która miała doniosłe znaczenie polityczne – król musiał pogodzić się z faktem, że utrzymanie w ryzach "niespokojnych" ziem ukraińskich, będzie zadaniem trudnym, jeśli nie niemożliwym.
Zwycięski pochód Chmielnickiego
Żółte Wody, Korsuń, Piławce – to tylko niektóre symbole polskich klęsk. Przez pierwszy rok powstania Kozacy pod wodzą Chmielnickiego, sprzymierzeni z Tatarami Tuchaj-Beja, święcili niemałe triumfy. Przełomem było oblężenie Zbaraża – zamkniętej w twierdzy polskiej załodze udało się dotrwać do podpisania ugody. Potem częstotliwość walk ustała, aż w 1651 roku, po wielkiej bitwie pod Beresteczkiem, obie strony konfliktu ponownie się porozumiały, tym razem w Białej Cerkwi.
Ale zawieszenie broni nie trwało długo. Po pierwsze, ugody białocerkiewskiej nie zatwierdził sejm (został zerwany), po drugie – Chmielnicki i tak dążył do zbrojnej konfrontacji z Polakami. Świadczyły o tym choćby ofensywne plany kozackiego atamana, który wiosną 1652 roku wyprawił się na Mołdawię. Zamierzał pozyskać nowego sojusznika do walki z Rzeczpospolitą – hospodara mołdawskiego. Polacy chcieli nie dopuścić do tego aliansu. Tym bardziej, że sami byli... w sojuszu z mołdawskim władcą.
Hetman idzie na wojnę
Pokrzyżować plany Kozakom zamierzał hetman polny koronny Marcin Kalinowski, którego podstawowymi problemem, oprócz wątpliwych talentów dowódczych, było to, że nie słuchał się nawet króla Jana Kazimierza. Zresztą ten wieści o nadciągającej wyprawie kozacko-tatarskiej zwyczajnie bagatelizował.
Hetman Kalinowski, który donosił o niebezpieczeństwie, nie był traktowany do końca poważnie. Choć zezwolono mu na koncentrację wojsk w rodzinnych dobrach pod Batohem na Bracławszczyźnie, decyzję o ataku na przeważającego liczebnie wroga podjął już samodzielnie. Czas pokazał, że wydanie bitwy Chmielnickiemu okazało się zgubne – dobrze wyszkolona polska armia została bowiem niemalże starta w pył.
Trudno ustalić wszystkie przyczyny, dla których Kalinowski ruszył w bój. Być może dla wojennej sławy, mając nadzieję na awans (otrzymanie buławy hetmana wielkiego koronnego), być może z powodu swej krótkowzroczności. Choć plan miał dobry, był wojskowym fantastą. Seria błędów popełniona przez dowódcę – m.in. zły dobór miejsca pod obozowisko oraz brak należytego rozpoznania przed bitwą – miała tragiczne skutki.
Klęska pod Batohem
Gdy 1 czerwca Tatarzy przystąpili do ataku polskich pozycji, nikt z broniących nie przeczuwał jeszcze najgorszego. Nieprzyjacielskie uderzenie nie przełamało polskiej obrony, ale osiągnęło inny, zamierzony cel – odwróciło uwagę armii koronnej od przeprawy wojsk kozackich przez rzekę Boh. Do decydujących starć doszło nazajutrz, 2 czerwca. Walka rozgorzała skoro świt, a wróg atakując tabory w końcu wdarł się do polskiego obozowiska siejąc zupełny popłoch.
W szeregi armii wiernej królowi wdała się panika. Zaskoczeni żołnierze w bezładzie uciekali, porzucali broń, niektórzy uchylali się od walki. Co więcej, jak twierdzą niektórzy, dochodziło do bratobójczych walk – piechota cudzoziemskiego autoramentu miała bić się z jazdą z narodowego zaciągu. Jeszcze inni wspominali, że w polskim obozie wybuchł bunt przeciw rozkazom hetmana.
Niezależnie od tego, faktem jest, że wojsko koronne ratowało się bezładną ucieczką. Żołnierze nierzadko wpadali w ręce swych prześladowców, pobliska rzeka spłynęła krwią. Ale na najgorsze przyszło Polakom poczekać do następnego dnia...
Rzeź jeńców
Dwa dni po bitwie, 3-4 czerwca, zapisał się w naszej historii wyjątkowo źle. Pojmani drżeli o swój los – i słusznie, bo Kozacy znani byli z tego, że jeńców nie brali. Ci, którzy znaleźli się w niewoli tatarskiej (jasyrze), a którzy mieli szansę na przeżycie, zostali rychło "odsprzedani" Chmielnickiemu. Ceną za życie było 50 tys. talarów oraz obietnica oddania Kamieńca Podolskiego.
Zbrodni dokonywali zarówno Kozacy, jaki i znajdujący się na ich usługach, uchodzący za wyjątkowo okrutnych, Tatarzy nogajscy. Oszczędzono, przynajmniej częściowo, kobiety i dzieci znajdujące się w polskim obozie. Około 3,5 tysiąca, a według innych szacunków nawet 5 tys. mężczyzn (rozbieżne relacje) wybito bez skrupułów...
– Zgodziwszy się na cenę od każdego Polaka, wyprowadzono na majdan, a jak bydlęta, lub baranów rzeźnik, ścinano więźniów, sama orda żałowała, mówiąc: że nam zdobycz ginie – pisał XVII-wieczny historyk Wespazjan Kochowski. Jak podkreślił, niektórzy Tatarzy byli tak oburzeni zabijaniem Polaków, że "Nuradynowi (dowódcy Tatarów – przyp. aut.) perswadowali, żeby tej ohydy i okrucieństwa tatarskiemu i swemu imieniowi nie czynił".
Jedną z ofiar był Marek Sobieski, starosta krasnystawski, brat późniejszego zwycięzcy spod Wiednia króla Jana III Sobieskiego. Według niektórych relacji, ścięcia cudem uniknął porucznik Stefan Czarniecki, późniejszy hetman, bohater narodowy. Jego udział w bitwie pod Batohem nie jest jednak pewny. Inna "lepsza" śmierć była udziałem hetmana Kalinowskiego oraz jego syna Samuela, którzy polegli jeszcze na polu walki.
"Sarmacki Katyń"
Porażka pod Batohem była całkowita – Rzeczpospolita pogrążona w wojnie pilnie potrzebowała żołnierzy, a tymczasem sporą część armii – w tym wielu szlachetnie urodzonych żołnierzy, a także wyższych oficerów, skrócono o głowę lub zabito w inny sposób. – Za króla Olbrachta wyginęła szlachta – powtarzano na pamiątkę jednej z klęsk w czasie wyprawy bukowińskiej Jana Olbracha w 1497 roku.
Ponad półtora wieku później dokonała się kolejna tragedia polskiej armii. Skrupulatnie dokonywana zbrodnia jest czasem porównywana do masowej egzekucji polskich jeńców, zamordowanych przez NKWD w 1940 roku w Lesie Katyńskim. "Sarmacki Katyń" też był zagładą naszych elit wojskowych.
Zabijano tedy niektórych od razu, niektórych powoli podług upodobania i fantazyi morderców, wielu nadstawiało swe gardła pod ostrzejszy miecz aby nie cierpieć dłużej, wielu męczeni powoli prosili o silniejsze razy, ci w swojej własnej, inni w krwi drugich się nurzali, ci na ziemię, inni na konających towarzyszów padając.
Cyt. za: "Kronika miasta Lwowa od roku 1634 do 1690"
Krzysztof Korycki, chorąży nowogrodzki, świadek rzezi
Po rozgromieniu wojska, w Poniedziałek i we Wtorek wszystkich niewolników ścinano. We Środę dopiero wyszedł emir, że kto te dwa dni przeżył, niech żyje. Ale już tylko chłopcy mali a białegłowy zostały się; a insi wszyscy poginęli, bo Chmielnicki przy każdej przeprawie stawał z Sołtanem; a więźniów odbierali, a zaraz kazali ścinać.