
Karmienie piersią jest najlepszym, co mama może dać swojemu dziecku – oczywiście oprócz miłości. Dawniej matki, które z pewnych względów nie karmiły własną piersią, wynajmowały mamki. Dziś coraz więcej mówi się o bankach mleka kobiecego, a tu niespodzianka zza oceanu, która idzie o krok dalej. Mleko jest także podobno najlepszym zabiegiem nawilżającym i usuwającym oznaki zmęczenia z twarzy. Ale kobiecej, nie dziecięcej.
REKLAMA
Tym razem nie jest to historia celebrytki, która niczym Kim Kardashian testuje każdy najbardziej udziwniony zabieg i wrzuca zdjęcia z jego przebiegu na Instagram. Maseczkę z mlekiem kobiecym, która jest podobno hitem, przetestowała dziennikarka działu urody Marie Claire. Sama najpierw czuła lekkie zażenowanie faktem testowania go i trochę się obawiając.
Okazało się, że mleko z piersi (matki będącej na diecie wyłącznie z produktów organicznych (sic!)) jest tylko elementem całego rytuału, skądinąd bardzo w stylu eko. Pozostałymi jego punktami było oczyszczanie skóry parą wodną i złuszczanie zrogowaciałego naskórka bananowo-lawendowym produktem i pilingiem z trawy cytrynowej i płatków owsianych. A punktem kulminacyjnym - maseczka, w której skład wchodzi kobiece mleko i biała glinka. Na koniec oczyszczanie gorącym ręcznikiem, tonik z neroli i krem nawilżający z mango i masła shea. Zabieg ten jest już dostępny w salonie spa w Chicago, na razie nie ma go nad Wisłą.
Efekty okazały się zaskakujące, bo widoczne tuż po wyjściu z salonu. Skóra testującej maseczkę z mlekiem kobiecym dziennikarki była bardziej nawilżona, rozświetlona i wypoczęta. I od razu przez wścibskość nasuwają mi się pytania: czy nie jest tak, że kiedy idziemy do kosmetyczki i przez 1,5 – 2 godziny jesteśmy masowane, choćby używała do tego samych dłoni i tak będziemy wyglądać lepiej (efekt drenażu limfatycznego i pobudzenia ukrwienia w skórze)? Pytanie numer dwa: jak sprawdzić, że w tej słynnej maseczce rzeczywiście było kobiece mleko, a nie jakiś superkrem drogiej marki, który też daje genialny efekt rozświetlenia i nawilżenia? I pytanie trzecie: kto dobrowolnie oddaje własny pokarm na maseczki i czy jest to zajęcie opłacalne?
Być może takie zabiegi i relacje polegają na tym, żeby zaszokować i znudzone posiadaniem wszystkiego zamożne klientki lub czytelniczki, zadowolić. Na pewno znajdzie się mnóstwo osób, które sam pomysł zabiegu skrytykują. Ale po chwili zastanowienia zrozumiałam, że może nie należy z góry oceniać i krytykować jak to mamy w zwyczaju, tylko spojrzeć na pozytywne aspekty tej sytuacji.
Najważniejsze w tym całym amerykańskim szale i pogoni za pięknością jest zwrócenie uwagi na naturalny kobiecy pokarm. Jeżeli za błahostką, jaką jest dbanie o urodę, pójdzie także kampania promująca samo karmienie piersią – jestem za. Jest ono najlepsze i najzdrowsze dla niemowląt, bo dostarcza dokładnie takich witamin, minerałów i aminokwasów, jakich mały człowiek potrzebuje – nie zastąpi go ani mleko krowie, ani migdałowe. I pomimo tego, że doskonale większość z nas o tym wie, w Polsce karmi tylko 8 procent wszystkich mam. Być może dlatego nadal widok kobiety z dzieckiem przy piersi wzbudza naprawdę skrajne reakcje społeczeństwa. Od lubieżnego gapienia się na samą matkę, po chamskie i niewybredne komentarze – niestety, czego sama doświadczyłam – także z ust kobiet.
Artykuł ten wywołał we mnie masę innych pytań i wątpliwości. Jako mama, która przez niemal 10 miesięcy karmiła piersią, nie wiem czy gdybym nie mogła tego robić, sięgnęłabym po mleko innej kobiety dla mojego synka. I skoro nie odważyłam się nałożyć na swoją problematyczną skórę własnego mleka z piersi (a koleżanki mówiły – obłóż się nim cała!), czy miałabym ochotę, aby mleko z cudzej piersi wylądowało na mojej twarzy? Jakkolwiek abstrakcyjnie to nie brzmi bardzo w to wątpię…
I pomimo, że miło wspominam karmienie mojego synka i bliskość, jaka temu towarzyszyła, do tej pory kojarzyło mi się ze zmęczeniem i nieprzespanymi nocami, niż z usuwaniem oznak zmęczenia. A jego gorzkawy zapach, jak dla mnie nie był synonimem luksusu ze spa rodem. Mokre wkładki w staniku też nie wydawały mi się odmładzającym i ujędrniającym piersi balsamem. I być może dziś spojrzałabym na moje mleko zupełnie inaczej – jak na lusksus, którego może doświadczyć moja skóra i to za friko!
Dziś tendencja do naturalnej pielęgnacji jest bardzo widoczna nie tylko w samej branży kosmetycznej, ale dietetyce czy medycynie. Już zamiast kwasu hialuronowego, wybieramy własną krew czy tłuszcz pobrany z innych części ciała (w dobrych gabinetach chirurgicznych osoczem bogatopłytkowym stymuluje się skórę do odmłodzenia, a tłuszczem wypełnia piersi, usta czy „dolinę łez” – zapadnięte oczodoły). Nie wiadomo więc, co jeszcze może się wydarzyć w ciągu następnych pięciu, dziesięciu czy piętnastu lat. Bądźmy otwarci i korzystajmy z nowych odkryć, które namawiają do coraz większej samowystarczalności.
Matki karmiące od dziś mają problem z wyborem najlepszego serum nawilżająco-rozświetlającego z głowy. Pod warunkiem, że tego „serum” wystarczy dla waszych małych głodomorów ;)
Napisz do autorki: maria.kowalczyk@natemat.pl
