Posłanki Platformy Agnieszki Pomaskiej związkowcy nie puścili w piątek by nakarmiła trzymiesięczne dziecko, inny poseł Platformy Paweł Suski został uderzy kijem, gdy próbował przejść przez barierki "Solidarności". Co szef "S" na to? - To są problemy zastępcze - mówi Piotr Duda.
Przewodniczący "Solidarności" konsekwentnie odpiera wszystkie zarzuty skierowane przeciwko związkowcom po piątkowej demonstracji przed sejmem.
Zdaniem Dudy, poseł Suski nie ucierpiał tak, by miało sens robienie z tego sprawy: - Nie został uderzony kijem, ale listewką od pomidorów - tłumaczył, co naturalnie wywołało śmiech u prowadzącej. Na zdjęciach telewizyjnych ta "listewka" wyglądała raczej jak potężny drzewiec od flagi.
Poza tym według Dudy, zachowanie Suskiego było w oczywisty sposób prowokujące: - On się pchał, a widział, że jest "czerwone światło". Inni posłowie po prostu się z niego śmiali - przekonywał.
A o posłance Pomaskiej, która spieszyła się, by nakarmić trzymiesięczne niemowlę, ale została zatrzymana przez Solidarność. Piotr Duda powiedział: - Jak się ma małe dzieci to się siedzi w domu. Jeśli posłanka Pomaska została rzeczywiście opluta, to jest mi przykro, z drugiej strony wśród protestujących też były matki z małymi dziećmi. Agnieszka Pomaska twierdzi, że opluta została nie ona, ale inny polityk Platformy.
Szef "Solidarności" zapewnił, że w razie potrzeby bierze na siebie winę za piątkowe zajścia. - O ile tylko wina zostanie udowodniona. W przeciwieństwie do polityków, ja jestem odpowiedzialny - mówi.
Według Dudy, nie doszłoby do blokady Sejmu, jeśli marszałek Ewa Kopacz wpuściłaby związkowców na galerię. Szef Solidarności twierdzi, że w takim wypadku, on siedziałby w Sejmie, a związkowcy przykuliby się do barierek i spokojnie czekali na zakończenie debaty emerytalnej. Decyzja marszałek Sejmu, zdaniem Dudy, eskalowała napięcie.