8 czerwca 1457 roku - dzień, w którym polski król triumfalnie wjeżdżał do stolicy Państwa Zakonnego, mógłby być jednym z najchwalebniejszych w dziejach naszego oręża. A nie był, bo Polacy zamku w Malborku nigdy nie zdobyli - aby go posiąść musieli po prostu zebrać odpowiednią kwotę w gotówce. Lojalność można było sobie wtedy kupić.
Rację miał Napoleon mówiący, że aby prowadzić wojnę, trzeba być przede wszystkim człowiekiem majętnym. Pieniądze, choć zdrowia nie dają, mogą zapewnić powodzenie militarne. Historia pełna jest przypadków, że na wojnie warto było być... hojnym.
Niewykorzystana szansa
Warto było dysponować np. workami wypełnionymi złotymi guldenami, których nie wahał się zaoferować polski monarcha, aby wejść w posiadanie okazałej budowli obronnej nad Nogatem. Wreszcie, bo gdy po jednej z największych batalii średniowiecza - bitwie pod Grunwaldem - Polacy nieśpiesznie pomaszerowali pod zamek, natrafili na silny opór. Gdyby nie zbyt długi odpoczynek na polach grunwaldzkich, byłoby po sprawie. A tak Władysław Jagiełło dwa miesiące stał pod murami, aż musiał obejść się smakiem.
Bo też zwycięstwo w walnej bitwie, na otwartym polu, było czymś zupełnie innym niż sukces w regularnym oblężeniu. Generalnie twierdze zdobywano na trzy sposoby: szturmując umocnienia z marszu, morząc załogę głodem, bądź uciekając się do podstępu. Tu w grę wchodził m.in. podkop. Dobrym sposobem było też... przekupstwo.
Pieniądze nie śmierdzą
Wiadomo, żołnierz nieopłacany bije się słabo. Gotów jest nawet rabować, aby zapewnić sobie niezbędne warunki do przeżycia - choć nie w przypadku zaciężnych Czechów, znajdujących się na usługach Krzyżaków. Ci nie opuszczali malborskiego zamku, na którym przebywali dla zapewnienia obrony samemu wielkiemu mistrzowi - Ludwigowi von Erlichshausenowi. Ale nie wynagradzani za służbę z zakonnej szkatuły, zaczęli głośno protestować. Niebawem doszło do buntu - wielki mistrz stał się zakładnikiem w stolicy państwa, którym rządził.
Zresztą główną rolę w konflikcie polsko-krzyżackim od początku odgrywały pieniądze. Aby utrzymać armię zaciężnych - pospolite ruszenie nie nadawało się do długotrwałych oblężeń m.in. ze względu na niski poziom karności i dyscypliny - także polski król musiał się zadłużać. Gdy już pożyczkę otrzymał, wyciągnął rękę po Malbork.
Polacy skrzętnie skorzystali z krzyżackiej opieszałości. Co prawda, wcześniejsze porozumienia z czeskimi żołdakami - zawarte w sierpniu 1456 roku - spaliły na panewce, bo Kazimierz Jagiellończyk nie zebrał sumy (bagatela 436 tys. guldenów), potrzebnej na spłatę żądań załóg krzyżackich zamków w Prusach. Ale w końcu dobito transakcji. Malbork, a przy okazji także Tczew i Iława, stały się polskie.
W zgodzie z prawem
Nie wszyscy Czesi byli przekupni. Jeden z dowódców zaciężnych Bernard Szumborski stale wierzył w zapewnienia Krzyżaków, że pieniądze w końcu się znajdą; inny - Oldrzych Czerwonka, nie chciał dłużej czekać. Wszak pieniądze nie śmierdzą. Co ciekawe jednak, czescy zaciężni mieli pełne prawo - zagwarantowali im to sami mocodawcy - aby w razie niewypłacalności Zakonu swobodnie dysponować jego zamkami. Co też uczynili.
W międzyczasie, zanim jeszcze polski król stanął w Malborku - jak na swojej ziemi, stała się tragedia. W nurtach Nogatu utonęło sześć osób i polska rata za zamek w Malborku - 25 tys. guldenów. Wiózł je łodzią z Torunia, po spotkaniu z polską delegacją, czeski wysłannik - niejaki Hinek z Ledecza. Czerwonka był na tyle przejęty (stratą pieniędzy?), że usilnie zabiegał o odszukanie cennego ładunku. Dwa lata później dopiął swego.
"Polski" Malbork
Ale wtedy, w 1459 roku, był już wiernym poddanym polskiego monarchy. Oczywiście nie bezinteresownym. Król nadał mu we władanie pokaźne włości - trzy starostwa; Czech na stałe rezydował w Malborku. Za poparcie Polski w konflikcie wynagrodzono też miasta pruskie.
Wojna jeszcze trwała, Krzyżacy przenieśli stolicę do Królewca, choć wcale nie zamierzali godzić się z utratą Malborka. Podstępem zajęli miasto, ale zamku skutecznie bronił... Czerwonka. W końcu, w 1460 roku, polskie pospolite ruszenie przegnało wroga spod murów twierdzy.
Konflikt zakończono dopiero po sześciu latach, a tzw. drugi pokój toruński przekreślał potęgę Zakonu przyznając Polsce na stałe spore nabytki terytorialne. Był wśród nich nigdy nie zdobyty siłą zamek malborski - wpisana na listę UNESCO, obecnie jedna z naszych największych perełek turystycznych.