Spot Fundacji Mamy i Taty wywołał burzę w mediach społecznościowych. Przedstawia kobietę, która z nostalgią spogląda przez duże okno swojego nowo wyremontowanego domu, wspomina swoje szalone i pełne sukcesów życie, ale niestety jest już za stara na dziecko. Aktorka na oko jest przed 40 i ten fakt wywołuje raczej zdziwienie, niż współczucie. W tym wieku jeszcze przecież może mieć potomstwo. O co tak naprawdę chodzi w kampanii? Może o to, że antykoncepcja jest zła?
Fundacja Mamy i Taty działa od kilku lat. Założyły ją trzy matki, które chciały zwrócić uwagę społeczeństwa na problemy rodziny. Prezesem jest mężczyzna. Finansowani są przez darczyńców. Mają patronaty medialne i wsparcie Prezydenta.
Homo lobby
Pierwszą aktywnością publiczną, jaką wykazała fundacja jest raport z 2010 roku – "Przeciw wolności i demokracji – Strategia polityczna lobby LGTB w Polsce i na świecie: cele, narzędzia, konsekwencje”. W tekście możemy znaleźć dowody na to, że lobby gejowskie jest silne, chce mieć takie same prawa jak małżeństwa hetero. Wymieniani są aktywiści homoseksualni, pokazane są ich zdjęcia. Już we wstępie można dowiedzieć się, jakie informacje będą zawarte dalej.
– Organizacje homoseksualne, takie jak Kampania Przeciwko Homofobii, skutecznie przedstawiają homoseksualistów jako ofiary opresyjnego społeczeństwa, które są prawnie dyskryminowane. Istotną część raportu poświęciliśmy na analizę prawnej sytuacji osób homoseksualnych w Polsce i z pełną odpowiedzialnością możemy napisać, że taki opis obecnego stanu nie jest uzasadniony.
Fundacja, która ma pomagać ludziom na przykład w wychowywaniu dzieci wydaje raport, który może wywołać oburzenie i być wodą na młyn dla ludzi ze skłonnościami do homofobii.
Lepiej się nie rozwodzić
Rok później powstała kampania -"Rozwód? Przemyśl to!" Założenie jest proste - rozwody są złe dla dzieci, lepiej się nie rozwodzić. Adresaci, czyli małżonkowie planujący rozwód wrzucani są do jednego wora. Fundacja wie, co myślą adresaci o rozwodzie. Czyli że to norma, a dzieci nie ucierpią, jak rozstaniemy w kulturalny sposób. A co mają myśleć po kampanii?
– Że to coś więcej niż – techniczny problem nieobecności jednego z rodziców, to też coś więcej niż emocjonalna niewygoda i stres przez jakiś czas. (…) to zbudowanie dziecku trwałego przeświadczenia o niemożliwości tworzenia trwałych, stabilnych związków międzyludzkich. To zabicie w nim nadziei na to, że możliwe jest trwałe, niezachwiane szczęście między ludźmi – te informacje są częścią założeń kampanii. Z tego wynika, że ludzie bezmyślnie, ot tak, z kaprysu biorą rozwody, a dzieci są przez całe życie upośledzone społecznie.
Ta akcja to po prostu budowanie poczucia winy w ludziach, którzy nie mogą i nie chcą być już w związku z daną osobą. Założenie, że dzieci będą szczęśliwe w nieszczęśliwym domu. Lepiej udawać, żyć w kłamstwie, ale razem. – Rozwód to lekcja, która uczy, że w relacjach między ludźmi nie ma nic trwałego, pewnego, stałego – uczy Fundacja Mamy i Taty. Co więcej, kampania miała też kilka celów do osiągnięcia. Na przykład zbieranie podpisów pod petycją do Prezydenta RP, Premiera, Sejmu i Senatu z rekomendacjami zmian prawnych służących ograniczeniu liczby rozwodów. Jak to zrobić? Zabronić?
Razem aż po grób
W 2012 roku powstała kolejna kampania – "Miłość. Lepiej na całe życie". Na oficjalnej stronie kampanii otrzymujemy informacje, że profesor z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seatlle przebadał tysiące par i dzięki temu wie, jak powinna wyglądać zgodna para, żeby ich miłość przetrwała do końca życia. Jego rady są oczywiste, ale zdają się być podstawą dla tej kampanii. Na przykład to, co buduje trwały związek to wspólne działania, rozmowa, czułość, randkowanie, podziw i uznanie.
A sygnały ostrzegawcze to brak porozumienia, konflikty o błahostki, brak intymności, irytacja. Nic odkrywczego. Po co angażować zagranicznego profesora do przedstawienia takich rad? Mógłby to powiedzieć każdy polski psycholog. W ogóle każda kampania jest podparta masą książek, bibliografia dla ciekawskich jest dłuższa niż opis założeń. Większość z nich to autorzy zagraniczni, których nazwiska przeciętnemu człowiekowi nic nie mówią.
Jaki tak naprawdę jest cel tej kampanii? Nie dla związków partnerskich? Szeroko opisywane są zalety i wady tego typu związków, w kontrze do małżeństwa zawsze wypadają gorzej. Związki partnerskie są nazywane konkubinatami, a ta nazwa już jest nacechowana negatywnie. Ludzie żyjący w takich związkach są nieszczęśliwi, a małżeństwa zawarte po tym „okresie próbnym” nie są udane i postrzegane jako zły sposób na scalenie relacji.
Małżeństwa za to są szczęśliwsze, bardziej zdrowe, rzadziej ulegają wypadkom kończącym się kalectwem, tacy ludzie żyją dłużej, zamężne matki rzadziej zapadają na depresję i doświadczają przemocy domowej. Brzmi świetnie, tylko trochę naiwnie. Można odnieść wrażenie, że ta kampania przedstawia niezamężnych mężczyzn jak prawdziwe pijawki. Oni traktują swoje konkubentki jako darmowy obiekt seksualny, sponsorki – bo wkład finansowy panów we wspólne życie wynosi tylko 30 proc. A kobiety w związkach partnerskich mają pełną odpowiedzialność za dzieci. Fundacja nie dopuszcza do siebie myśli, że każdy człowiek jest inny, traktuje ludzi jak masę, która działa według silnie określonego schematu.
Kwestia dzieci pojawia się bardzo często, w końcu takie jest założenie fundacji. Potomstwo konkubentów czuje się tak, jakby żyło w rozbitej rodzinie z samotnymi rodzicami. To nic, że małżeństwo to tylko papierek, którego nawet nigdy nie widziały, ale czują go nad sobą i ma to wpływ na ich życie. Ale to pewnie dlatego, że jak przekonuje fundacja, konkubenci są mniej zadowoleni ze swoich związków. I też pewnie to, że w konkubinatach panuje przemoc domowa, której w małżeństwach nie ma tak dużo. Do tego niepotwierdzone tezy, które właściwie nic nie mówią.
Mamo, tato, dajcie mi siostrę
Kiedy już jesteśmy w związku małżeńskim, mamy szczęśliwe dziecko, czas na rodzeństwo. – "Pomyśl o dziecku" to akcja namawiająca do podarowania swojemu dziecku prezentu w postaci brata lub siostry. – Dzieci, które wzrastały w towarzystwie rodzeństwa są mniej skłonne do rozwodów w dorosłości. Niektórzy naukowcy są zdania, że to nie tylko skutek faktu, że rodzeństwo daje nam szansę nauki skutecznego rozwiązywania konfliktów, lecz także doświadczenia więzów miłości z osobami płci przeciwnej, w podobnym wieku. „Czy zrobiłbyś coś takiego siostrze?” nic nie znaczy dla młodego mężczyzny, który sióstr nie ma – przekonuje fundacja. Na stronie znajduje się informacja, że dziecko to dla mężczyzn nośnik genów i nowy członek rodziny, a dla kobiety to dar, który ofiaruje mężczyźnie.
Największe kontrowersje Najnowsza kampania – "Nie odkładaj macierzyństwa" – w ciągu doby zyskała duży rozgłos. Oburzone są kobiety i mężczyźni. Po analizie treści ze strony www można odnieść wrażenie, że spot ma zniechęcić kobiety do antykoncepcji. Dlatego nie pojawia się w nim motyw rodzicielstwa, tylko macierzyństwa, bo to kobiety obarczane są winą za antykoncepcję. Przyjmują szkodliwe hormony, o których skutkach ubocznych się nie rozmawia. Tekst o szkodliwości tego typu kuracji jest bardzo obszerny.
– Badania pokazały, że istnieje poważny problem męskości i ojcostwa. Ale to temat na odrębną kampanię. Na pewną ją zrobimy, tylko zbieramy środki. Gdybyśmy zamieścili w tej kampanii również problem ojców, to musielibyśmy stworzyć serial. Bo ta forma jest według mnie najbardziej odpowiednia do opowiadania o złożonych i obszernych problemach społecznych – wyjaśnia prezes fundacji, Paweł Wolański. – W trakcie badań temat antykoncepcji wyszedł jako osobny wątek. Okazało się, że kobiety nie wiedzą prawie nic o szkodliwości kuracji hormonalnej. Większość twierdzi, że jest bezpieczna, a nie do końca tak jest. W Polsce uznaje się, że te tabletki dają wolność. A powoduje to, że kobiety są dyspozycyjnymi pracownikami. Trochę jak narzędzie do wykorzystywania. Narzuca priorytet – pracę. To istotne narzędzie w dyskusji o macierzyństwie. Spot jest emocjonalny, czyli działa – dodaje.
Ale ludzi oburzyło coś innego. Dlaczego kobieta nie ma mieć prawa do decydowania o własnym życiu? Nie ma przecież obowiązku posiadania potomstwa, a wiele bezdzietnych małżeństw i konkubinatów deklaruje, że są szczęśliwi we dwoje. Nie wszyscy ludzie są stworzeni do bycia rodzicem, a zdawanie sobie z tego sprawy jest dowodem na dojrzałość. Kobieta sama wie, kiedy i czy chce mieć dziecko. Obudzony instynkt macierzyński jest zwykle bardzo silny. Do tego państwo nie stwarza warunków do bezstresowego powiększenia rodziny.
– Powstała dyskusja i z tego się cieszymy. Na tym właśnie polega kampania – mówi Paweł Wolański, prezes Fundacji Mamy i Taty. – Temat macierzyństwa wzbudza takie emocje dlatego że powoduje konfrontacje z naszymi aspiracjami. A aspiracje macierzyństwu nie służą. Czy to jest dobry temat? Nam się wydaje, że tak. Nie do końca rozumiemy zarzuty, że piętnujemy kobiety, które podjęły decyzję o podjęciu kariery zamiast macierzyństwa. Bohaterka spotu mówi tylko o własnych odczuciach. Kampania opiera się na informacjach zebranych po badaniach zrobionych przez firmę IPSOS, gdzie obawy przed tym, że przez karierę nie zdąży się zostać matką są najsilniejsze. Chodzi o to, żeby pokazać, że wiele kobiet ma takie marzenie, przecież nie wszystkie Polki mają takie życie jak bohaterka. Pochodzą z różnych środowisk i wciąż mogą mieć te same potrzeby i marzenia – wyjaśnia Wolański.
– Należy zastanowić się, czy to co odbieramy jako potrzeby i marzenia to faktycznie jest to, co myślimy, czy nie włożyły nam tego do głowy media. Na ile w tym, co mówią nam media uwzględnione są prawdziwe marzenia. Żyjemy w świecie, w którym żaden wybór nie jest dobry. Kontrowersje, które pojawiły się w tak krótkim czasie, to dobry start kampanii. A kampaniom społecznym wolno więcej. Zgadzamy się, że to co przedstawiliśmy jest prowokacyjne – przekonuje prezes.
- W 2011 roku kampania dotycząca rozwodów również była odbierana jako kontrowersyjna, choć nie aż tak, jak teraz, a przecież nie dotyczyła wszystkich. Chodziło o to, żeby pokazać, że to nie wszystko jedno czy żyjemy osobno. Historie już dorosłych ludzi, którzy przeżyli rozwód swoich rodziców w dzieciństwie są często bardzo poruszające. Tutaj zasięg jest jeszcze większy. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że chodzi o wpędzenie kobiet w poczucie winy. A jeżeli kampania dużo osób wpędza w to poczucie winy, to oznacza, że to dobry moment na taką kampanię. Chodzi nam o to, że na wszystko jest czas. Musimy sobie z tego zdać sprawę. Nie zastanawiamy się nad tym co będzie za 5, 10 lat – mówi Paweł Wolański.
Fundacja Mamy i Taty ma dobre intencje. Nie przejmują się falą krytyki, wiedzą że to dobre dla kampanii. Wierzą w swój przekaz. Musimy zdać sobie sprawę, że kampanie nie są skierowane do ogółu społeczeństwa. Jeżeli nie zgadzamy się z formą przekazu, to może oznaczać, że nie jesteśmy grupą docelową. Podejście do kwestii kobiecości i rodziny zmienia się w Polsce bardzo powoli. Możliwe, że "Nie odkładaj macierzyństwa" pozwoli zrozumieć ludziom, które elementy kampanii są złe i dlaczego. Każdy wyciągnie swoje własne wnioski.