Tu mało kto się rozumie, bo naród mówi w trzech językach. Trudno zresztą mówić o jednym narodzie, bo tak naprawdę są co najmniej dwa. Problem w tym, że jedni nie chcą uczyć się języka drugich. – Mam przyjaciół i wśród Walonów i wśród Flamandów. Jak jest impreza, to w pewnym momencie zawsze rozchodzą się w podgrupach, bo nigdy nie potrafią się dogadać – mówi nam Polak od lat mieszkający w Belgii. Czy Belgia, jak uważają niektórzy, to najdziwniejszy kraj świata?
W ostatnich dniach bez wątpienia przykuła uwagę monetą. Ba, wywołała nawet międzynarodowy skandal. Moneta upamiętnia bowiem 200 rocznicę porażki Napoleona pod Waterloo, co sąsiednia Francja odebrała jako policzek. Był oficjalny protest Paryża i skruszona Belgia wycofała gotowych już 180 tysięcy monet. Tyle że o nominale 2 euro. Dlaczego jednak nie wybić 2,5-eurówek? Belgia znalazła sposób, jak obejść francuskie protesty.
Waterloo to nic innego, jak teren w pobliżu dzisiejszej Brukseli. Trudno się dziwić, że 18 czerwca Belgowie chcą uczcić pełną rocznicę bitwy. Wybicie nowej monety oznaczałoby jednak, że wejdzie ona do obiegu w całej strefie euro. A właśnie na to Francja nie chciała się zgodzić. Belgowie wymyślili zatem nowe rozwiązanie. Unijne prawo zezwala przecież krajom strefy euro na wybicie monet o niestandardowym nominale! Bez pytania jakiegokolwiek innego kraju o zgodę.
I udało się. W taki sposób w brukselskich sklepach będzie można płacić 2,5 eurówką. Chyba że wcześniej kolekcjonerzy wykupią cały nakład, bo tym razem Belgowie już nie szaleli – monet postanowili wybić jedynie dwa tysiące. Żeby nie było nieporozumień. Belgia absolutnie ma prawo uczcić bitwę pod Waterloo, a także bić monety takie, jakie chce. Ale wyobraźmy sobie monetę 2,5-złotową w Polsce? Albo choćby 2,5-dolarówkę? Czy to nie byłaby wyjątkowa rzadkość? (monetę o nominale 2,5 euro można zobaczyć tutaj)
Jak tu się nie dziwić
– Od 8 lat usiłuję zrozumieć kraj, w którym pracuję i mieszkam. Gdy już wydaje mi się, że osiągnęłam cel, naraz wyskakuje kolejna niespodzianka. Belgia bezsprzecznie jest krajem wyjątkowym – pisała trzy lata temu polska europoseł Lidia Geringer de Oedenberg. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Również zagraniczne serwisy piszą o Belgii, że jest najdziwniejszym krajem świata. Trzeba jednak podkreślić – w sposób zabawny, żartobliwy, bez zamiaru obrażania kogokolwiek. Czasem bazując wyłącznie na powielanych przez media stereotypach. Z którymi jednak często trudno polemizować.
Bo przecież każdy kraj może pochwalić się dziesiątkami znanych pomników upamiętniających ważne wydarzenia. Wielkich monumentów. A Belgia? Ma tylko niewielkich rozmiarów siusiającego chłopca Manneken-Pisa w Brukseli. Gdzie na świecie, oprócz niej, ludzie tak bardzo zajadają się frytkami z majonezem? Który kraj potrafi funkcjonować bez rządu? W 2011 roku Belgii udało się to przez 535 dni. I z kryzysu wyszła zupełnie bez szwanku.
Wreszcie, w którym kraju o życiu mieszkańców stolicy decydują cztery różne rządy, a obywatele kraju mówią w trzech językach oficjalnych?
Jak pisała Lidia Geringer de Oedenberg, francuskojęzyczna rodzina z regionu Brukseli ma życie regulowane przez cztery różne rządy. Na przykład ”rząd belgijski zapewni wypłatę emerytury, frankofońska wspólnota sfinansuje studia, niderlandzka szkołę dla dzieci, a władze regionu Brukseli zadbają o recykling śmieci”.
Belgia liczy 11 milionów mieszkańców, którzy ciągle debatują o tym, czy powinni się rozdzielić. Główne narody to Flamandowie (ok. 58 proc.) na północy i Walonowie (ok. 31 proc.) na południu. Tylko region Brukseli jest dwujęzyczny.
Nie lubią cudzoziemców, choć Polacy są OK
Alekander Kozłowski urodził się w Belgii i jest potomkiem starej, jeszcze przedwojennej emigracji. 35 lat uczył w szkole, działa w organizacjach polonijnych. Szuka Polaków, organizuje różne imprezy. I wciąż nie czuje się tu swój. – Owszem, szanują Polaków. Uważają, że dobrze pracują i są weseli. To im się podoba. Ale generalnie cudzoziemców nie lubią. Ja płynnie porozumiewam się i z Walonami, i z Flamandami. I rozmowa zawsze układa się bardzo dobrze, dopóki nie powiem swojego nazwiska. Ale również oni nie potrafią się między sobą porozumieć – przyznaje w rozmowie z naTemat.
Polacy, którzy pojechali za pracą do Brukseli narzekają, że czasem w życiu codziennym nie wystarczy tylko znajomość angielskiego, czy francuskiego, gdyż wielu, zwłaszcza starszych, mówi wyłącznie po walońsku lub niemiecku.
– Waloni w ogóle mają opinię takich, którzy nie są silni w językach. Oni nie rozmawiają po niderlandzku – przyznaje Aleksander Kozłowski. Jego zdaniem w ostatnich latach Belgia jakby cofnęła się w rozwoju. – Często jeżdżę do Polski i widzę różnicę. Polska ogromnie się rozwija. Jakie auta, jak ludzie są ubrani! W Polsce jest więcej wykształconych ludzi, więcej młodych wyjeżdża za granicę na studia lub po prostu zwiedzać świat. Więcej wiedzą i o sytuacji międzynarodowej i o historii własnego kraju niż Belgowie – mówi.
Gorzko konkluduje, że polskie władze nie interesują się Polonią w Belgii. Jego zdaniem dla Warszawy liczy się jedynie Bruksela, centrum Unii Europejskiej oraz ci Polacy – młodzi, zdolni, wykształceni – którzy pracują w unijnych instytucjach.
Tak naprawdę cała ta wyjątkowość Belgii – czy też dziwność, jak wolą inni – trochę ginie pod wpływem unijnego ciężaru. Myśląc ”Belgia” najczęściej myślimy właśnie ”Bruksela”. Zapominamy nawet, że to królestwo, bo monarcha Filip I Koburg i jego żona Matylda o polskich korzeniach, nie bardzo rzucają się w oczy w zachodnich mediach. Szkoda, bo gdyby wyłączyć biurokratyczną Unię, Belgia to naprawdę niewiarygodny kraj.
Powiada się o Polsce: dziwny kraj. Jednak jeszcze dziwniejszym państwem jest BELGIA. W Belgii Belgów brak. Są za to Flamandowie posługujący się narzeczem niderlandzkim, w większości protestanci i Walonowie, uważani we Francji za gorszą odmianę Francuzów, bo przecież mówią po francusku, są w większości katolikami i jest autonomiczny region Bruksela, w której jest pałac króla Belgów, bo nie Belgii. Z tego wynika, że jedynym Belgiem jest król, za belgijską nację można też od biedy, uznać drużynę piłkarską i na tym koniec.Czytaj więcej
Opinia Polaka mieszkającego w Holandii
Flamandczycy nie wiedzą nic o Walończykach i odwrotnie. Jedynie kolarstwo ich łączy. Granica języka niderlandzkiego i francuskiego jest tak samo wyraźna i trwała jak nasza granica polskiego i niemieckiego. Flamandczycy są przekonani, nie bez podstaw, że pracują na leniwych darmozjadów z Walonii. Popularny flamandzki humor: ”Belgijski król wychodzi na balkon pozdrowić lud. Zebrany tłum skanduje: „Vive le Roi!” (po francusku: niech żyje król).Król odwraca głowę do szambelana z pytaniem: „a gdzie są Flamandczycy?”Szambelan odpowiada: „w pracy”.Czytaj więcej