
Tu mało kto się rozumie, bo naród mówi w trzech językach. Trudno zresztą mówić o jednym narodzie, bo tak naprawdę są co najmniej dwa. Problem w tym, że jedni nie chcą uczyć się języka drugich. – Mam przyjaciół i wśród Walonów i wśród Flamandów. Jak jest impreza, to w pewnym momencie zawsze rozchodzą się w podgrupach, bo nigdy nie potrafią się dogadać – mówi nam Polak od lat mieszkający w Belgii. Czy Belgia, jak uważają niektórzy, to najdziwniejszy kraj świata?
– Od 8 lat usiłuję zrozumieć kraj, w którym pracuję i mieszkam. Gdy już wydaje mi się, że osiągnęłam cel, naraz wyskakuje kolejna niespodzianka. Belgia bezsprzecznie jest krajem wyjątkowym – pisała trzy lata temu polska europoseł Lidia Geringer de Oedenberg. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Również zagraniczne serwisy piszą o Belgii, że jest najdziwniejszym krajem świata. Trzeba jednak podkreślić – w sposób zabawny, żartobliwy, bez zamiaru obrażania kogokolwiek. Czasem bazując wyłącznie na powielanych przez media stereotypach. Z którymi jednak często trudno polemizować.
Powiada się o Polsce: dziwny kraj. Jednak jeszcze dziwniejszym państwem jest BELGIA. W Belgii Belgów brak. Są za to Flamandowie posługujący się narzeczem niderlandzkim, w większości protestanci i Walonowie, uważani we Francji za gorszą odmianę Francuzów, bo przecież mówią po francusku, są w większości katolikami i jest autonomiczny region Bruksela, w której jest pałac króla Belgów, bo nie Belgii. Z tego wynika, że jedynym Belgiem jest król, za belgijską nację można też od biedy, uznać drużynę piłkarską i na tym koniec. Czytaj więcej
Flamandczycy nie wiedzą nic o Walończykach i odwrotnie. Jedynie kolarstwo ich łączy. Granica języka niderlandzkiego i francuskiego jest tak samo wyraźna i trwała jak nasza granica polskiego i niemieckiego. Flamandczycy są przekonani, nie bez podstaw, że pracują na leniwych darmozjadów z Walonii. Popularny flamandzki humor: ”Belgijski król wychodzi na balkon pozdrowić lud. Zebrany tłum skanduje: „Vive le Roi!” (po francusku: niech żyje król).Król odwraca głowę do szambelana z pytaniem: „a gdzie są Flamandczycy?”Szambelan odpowiada: „w pracy”. Czytaj więcej
Alekander Kozłowski urodził się w Belgii i jest potomkiem starej, jeszcze przedwojennej emigracji. 35 lat uczył w szkole, działa w organizacjach polonijnych. Szuka Polaków, organizuje różne imprezy. I wciąż nie czuje się tu swój. – Owszem, szanują Polaków. Uważają, że dobrze pracują i są weseli. To im się podoba. Ale generalnie cudzoziemców nie lubią. Ja płynnie porozumiewam się i z Walonami, i z Flamandami. I rozmowa zawsze układa się bardzo dobrze, dopóki nie powiem swojego nazwiska. Ale również oni nie potrafią się między sobą porozumieć – przyznaje w rozmowie z naTemat.
Napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
