Pierce Brosnan za jego namową wystąpił w reklamie i wziął za nią nie więcej, niż chciał Maciej Zakościelny. To on połączył Vistulę z Wólczanką, stworzył Rage Age by Czapul, warszawskiej Pradze dał Soho Factory, zbudował pierwszy prywatny szpital w Polsce. Rafał Bauer - kontrowersyjny polski biznesmen ujawnia kulisy wrogiego przejęcia firmy W. Kruk przez Vistulę Wólczankę.
W długi majowy weekend 2008 roku Rafał Bauer i jego współpracownicy byli gotowi. Z przygotowaną umową i gwarancją kredytową mogli ogłosić wezwanie na maksymalnie 66 procent akcji W. Kruk. Wezwanie, o którym nie poinformowano jubilerskiej spółki. Zaczęło się pierwsze w historii polskiego rynku kapitałowego tzw. wrogie przejęcie.
Gdy Vistula połączyła się z Wólczanką, a w jej reklamie wystąpił agent 007 Pierce Brosnan, wyniki zachwycały, sprzedaż rosła, firmowe Ferrari (które miało kosztować „jedynie” 450 tysięcy złotych i było wzięte w leasing, a po kilku latach sprzedane za 270 tysięcy) zapewniało spółce dodatkowy rozgłos, prezes Bauer chciał więcej. Chciał stworzyć modowo-luksusowe imperium. - Kruk miał wszystko to czego nam brakowało: atrakcyjną markę damską (Deni Cler) i uwarunkowany historycznie prestiż, który dodawał splendoru całej grupie. Nie było wątpliwości, że trzymane w jednym ręku W. Kruk, Vistula, Wólczanka i Deni Cler pozwolą stworzyć pierwszy z prawdziwego zdarzenia prestiżowy dom marek nad Wisłą - pisze na swoim blogu Rafał Bauer.
O tym, dlaczego Bauer, kierując połączonymi Vistulą i Wólczanką, nie zdecydował się na konsultacje z Krukiem świadczyć może jego doświadczenie - w tamtym czasie nie pracował bowiem jedynie nad przejęciem W. Kruk. Zastanawiał się też nad kupnem spółki Bytom. - Szykując przejęcie zachowałem się dokładnie tak, jak sugerowano mi, komentując późniejsze wrogie wezwanie, czyli spotkałem się z zarządem. Dzięki temu posunięciu przekonałem się, że ciężkie spotkania w miejscach publicznych mają swoje walory, zaciśnięte palce mogą faktycznie zbieleć, a próba negocjacji z feudałem nie ma najmniejszego sensu. [Tomasz] Sarapata, dzierżył swoje księstwo silną ręką i sprawę postawił jasno: przejęcie owszem mi się uda, ale zanim dotrę do kluczyków, poleje napalmem wszystko co się da. Zanosiło się na to, że kupię sobie samą kierownicę. Zrezygnowałem. I wyciągnąłem wnioski - dodaje Bauer.
Nie rozdziobią nas kruki?
Problemem w przypadku Kruka był też - zdaniem biznesmena - sam Kruk, któremu poprzedni udziałowcy zostawili w statucie spółki zapis o tym, że ma dożywotnie prawo szefowania Radzie Nadzorczej i milion złotych rocznej pensji. Przepisy udało się jednak zmienić przed wezwaniem. Kruk co prawda spotykał się z akcjonariuszami spółki i starał się przekonywać ich, żeby ze spółki nie wychodzili (tak samo prosił pracowników, by nie składali wymówień, że wszystko się ułoży). Starania wobec akcjonariuszy spełzły jednak na niczym - z prostej przyczyny. Do Polski nadchodził światowy kryzys, fundusze inwestycyjne i emerytalne (które miały udziały w Kruku) potrzebowały gotówki. Zgodziły się na wezwanie, zaczęły sprzedawać swoje akcje. - Tylko w „Polandzie” owo wrogie przejęcie to jakiś rodzaj dozwolonego publicznie napadu. Prawda jest jednak inna. To jedna z dostępnych technik. Zdecydowałem się na nią, realizując cel, jakim była budowa dużej grupy. Inaczej się nie dało. Od pierwszego dnia wezwania starałem się porozumieć z przeciwnikiem i doprowadzić do konsensusu. Tak, moim zdaniem, należało postąpić. Mimo że, podówczas, nie było mi to do niczego potrzebne. Ba! Osobiście zniechęcałem pana Kruka do akcji zaczepnych, tłumacząc, że szkoda fortuny, którą otrzymał. Jak wiadomo, mnie nie posłuchał - mówił Bauer w wywiadzie dla Magazynu Kawa.
Obrona przez atak
Faktem jest, że Wojciech Kruk zaczął się bronić. Był największym akcjonariuszem spółki, którą wraz z rodziną budował, a której historia sięgała 160 lat. Mimo paniki w firmie, Kruk prowadził rozmowy z wielkim włoskim jubilerem, który mógłby ogłosić kontrwezwanie i przejąć polską spółkę - nie wypaliło, bo 2 tygodnie to za mało na taką fuzję. Kolejny pomysł - kontrwezwanie przeprowadzić własnym sumptem, z pomocą banku. I z tego jednak nic nie wyszło, gdyż Wojciech Kruk obawiał się, że Bauer podbije stawkę, a koszty obsługi kredyty przerosną jubilera. W głowie Kruka pojawił się też pomysł skupienia własnych akcji w celu ich umorzenia. Rodzina od lat związana ze spółką wydała też oświadczenie, w którym przekonywała inwestorów do niereagowania na wezwanie, bo cena za akcje (24,50 zł) jest niska, firmy po połączeniu nie będą miały niższych kosztów, a po wyjściu rodziny ze spółki, ze współpracy mogą zrezygnować dystrybutorzy.
Na odpowiedź V&W nie trzeba było długo czekać. Wzywający podkreślili, że spadną koszty logistyki (punkty sprzedaży w tych samych miastach), mniejsze koszty generować miały też połączone systemy informatyczne. Najostrzejsza reakcja dotyczyła jednak ewentualnego wycofania się dostawców - spółka zażądała ujawnienia umów dystrybucyjnych, bo ich istnienie (w takiej formie) powinno być podane do publicznej wiadomości. Możliwość rozwiązania umów przez dystrybutorów jest informacją wpływającą zdecydowanie na ryzyko akcjonariuszy.
Fundusze szukają pieniędzy
Po rozmowach z funduszami inwestycyjnymi, Kruk doszedł do wniosku, że nie ma siły na zatrzymanie ich w spółce. 23 maja sprzedał ponad 3 i pół miliona swoich akcji (udziały spadły z ponad 22 proc. do niewiele ponad 3 proc.). W tym samym czasie rodzina Kruka założyła 3 spółki, które tego samego dnia kupiły ponad 15 procent akcji jubilerskiej firmy. Rodzina poinformowała, że… odpowie na wezwanie kierowanej przez Bauera Vistuli Wólczanki.
To bynajmniej nie był koniec walki. Spadające ceny na warszawskiej giełdzie i rozproszony akcjonariat V&W (fundusze inwestycyjne i emerytalne) pomogły firmom kontrolowanym przez Kruka zakupić ponad 5 procent akcji Vistuli. Dzięki temu - posiadając około 5 proc. pakiety akcji zarówno W. Kruk SA, jak i V&W, Wojciech Kruk wrócił do gry. W radzie nadzorczej nowego właściciela firmy jubilerskiej zasiadł pełnomocnik Kruka. W dodatku z pomocą przyszedł Jerzy Mazgaj, który również kupił akcje Vistuli. Razem zaczęli rządzić spółką, wymienili członków rady nadzorczej, Rafał Bauer podał się do dymisji, a Wojciech Kruk odzyskał kontrolę nad swoją spółką.
Człowiek do zadań specjalnych
Rafał Bauer nie zamknął się w sobie, przeciwnie - w tej chwili rozwija Soho Factory, biurowo-mieszkalny kompleks w starych budynkach warszawskiej Pragi, stworzył Rage Age - kolejną modową markę premium. Inwestuje w firmy medyczne, wydawnicze. Opinie o Rafale Bauerze są podzielone - jedni uważają go za nowoczesnego menadżera, inni nie szczędzą słów krytyki, wytykają na przykład, że z łatwością wydaje firmowe pieniądze. On sam podkreślał jednak, w wywiadzie dla "Magazynu Kawa", że w tej branży - Marketing ma być przede wszystkim skuteczny. A w modzie najlepiej, jak jeszcze jest spektakularny. Trzymałem się tej zasady. Dzięki temu do dzisiaj Vistula kojarzy się z Brosnanem. I na pewno ma to wpływ na jej wyniki sprzedażowe. Marka była widoczna i taki był cel. Dlatego m.in. gdy chodziła pogłoska, że miałem lądowisko helikoptera na dachu biura Vistuli, to nigdy temu nie zaprzeczałem. A że mi to szkodziło i dorabiało „gębę” gościa, któremu „odbiło” – to osobna sprawa. Zawsze jednak tłumaczyłem akcjonariuszom, że jak się jest w branży „fashion”, to nie można mówić, że się oszczędza na ostatniej gumce. Bo albo jedno, albo drugie. Były to więc bardzo dobrze wydane pieniądze - podkreślał.
Co do własnego podejścia do biznesu i życia powiedział kiedyś tak: „Ernest Hemingway powiedział kiedyś, że z perspektywy na kolanach horyzont się chujowo ogląda. Przepraszam, źle się ogląda:) I ja tą zasadą kieruję się w życiu.”