Gowin i Kaczyński nie chcą przyjęcia ustawy o in vitro. Przynajmniej nie w kształcie, jaki przedstawiła koalicja rządząca.
Gowin i Kaczyński nie chcą przyjęcia ustawy o in vitro. Przynajmniej nie w kształcie, jaki przedstawiła koalicja rządząca. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Reklama.
Brak regulacji w sprawie stosowania pozaustrojowej metody zapładniana wytknął nam ostatnio Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Urzędnicy europejscy pogrozili Polsce palcem, ale to dopiero żółta kartka. Czerwoną dostaniemy, jeśli szybko nie wdrożymy zmienionych przepisów w życie, a to będzie oznaczało dotkliwe finansowe konsekwencje.
Ustawa, która tak dzieli posłów porządkuje przepisy związane ze stosowaniem metody in vitro: określa m.in. precyzyjnie, kto może z niej korzystać, ile zarodków można użyć przy zabiegu i jakie ośrodki mogą proponować pacjentom taką usługę.
Dokument regulujący te kwestie nie podoba się politykom Prawa i Sprawiedliwości. Podczas czytanie ustawy w Sejmie Czesław Hoc z PiS mówił z trybuny sejmowej o: "eugenicznej selekcji zarodków", "dezintegracji genetycznej człowieka". Według niego i reprezentowanego przez niego klubu PiS, ustawa jest "przeciwna cywilizacji życia" i "depcze ludzką godność".
Przeciwnikiem ustawy o in vitro w obecnym kształcie jest też Jarosław Gowin i jego poplecznicy, którzy poparli poprawki PiS do przepisów. – W klinikach in vitro dzieją się rzeczy piękne, ale i straszne: zarodki są niszczone, poddawane eksperymentom, handlowi – mówił Gowin.
Źródło: Gazeta Wyborcza