A ty tak potrafisz?
A ty tak potrafisz? Instagram

Czym jest internet? Medium, źródłem informacji, rozrywki, zdjęć kotów, miejscem, gdzie są gołe baby za darmo? Nie, to wielka loża szyderców, potężna maszyna oceny, zbiór bezwzględnych jurorów, którzy jednocześnie są uczestnikami konkurencji. Jedną z najważniejszych kategorii oceny jest ciało, najlepiej takie najściślej dopasowane do obecnie obowiązującego wzorca.

REKLAMA
Jak powinno się zaprezentować w internecie dziewczę? Widoczna musi być cała sylwetka, głowa lekko przechylona do boku, nóżka ugięta, między udami widoczny wyraźny prześwit: oznaka, że nóżki są szczupłe. Nie obejdzie się też bez wyraźnie zarysowanego mięśnia dwugłowego uda: oznaka bycia fit. Zdjęcie jest robione w lustrze, dziewczyna trzyma telefon, jej jej twarz rozpromienia delikatny, acz triumfalny uśmiech i duma. Spokojnie można byłoby tę fotę wrzucić na fanpage: Dupery i dupeczki i cieszyć się komentarzami w stylu: szarpałbym jak Reksio szynkę.
Wersja męska. Młody, a zbudowany, jakby czterdzieści lat spędził na siłowni. Konieczna goła klata, ewentualnie w opiętym podkoszulku. Chodzi o to, by jak najwięcej światłocieni mogło grać na wyrzeźbionych krawędziach mięśni. Są dwie możliwości pozycji i mimiki. Pierwsza wersja: stoi, ręce trzyma wyprostowane w kieszeniach luźnych spodni (dzięki temu można prężyć bicepsy), krzaczaste ciemne brwi, na twarzy melanż zdziwienia i zaciekawienia. Mimika bezbronnej sarenki interesująco kontrastuje z potężną muskulaturą. Druga wersja? Siedzi, podpiera czoło pięścią, coś go rozśmieszyło, a może kryguje się do zdjęcia. Fotografia mówi: wiem, że jestem boski, ale już nie fotografuj, od małego wstydam się własnego majestatu.

Konkurencja, która nie pozostawi złudzeń

Jednak efekt lolitki tudzież boskiego Alvaro można osiągnąć stosując różne triki, haczyki, instagramy. W sieci przy pomocy kilku narzędzi mogliśmy się stać współczesnymi Wenus i Apollinem, mimo że rzeczywistość jest dla nas mniej łaskawa. Teraz jednak pojawiło się coś, co skutecznie zweryfikuje prawdziwą boskość, od tej farbowanej. Rzeczywiste fit-chucherko od oszukanej szczupłości. Obejmij własny brzuch od tyłu i dotknij swojego pępka! Dopiero wówczas dowiedziesz, że twój sieciowy wizerunek jest cokolwiek wart.
Można potraktować sprawę śmiertelnie poważnie. Odnosić się do popularnego ostatnio bodyshamingu, tworzenia dobrego gruntu dla młodych ludzi z kompleksami, by popadli w złe nawyki żywieniowe lub choroby. Można uderzyć w tak bliskie mi tony feministyczne (choć tutaj konkurencja dotyczy zarówno mężczyzn kobiet) i rozmawiać na temat przerażającego prymatu pięknej sylwetki i budowania na niej poczucia własnej wartości. No właśnie, czy jeśli nie dotknę własnego pępka od tyłu, to odkryję jakąś straszną prawdę o sobie? Zrozumiem, że zmarnowałam swoje życie?
logo
Fot. Instagram
Koszmarna standaryzacja
Nie należy demonizować. Uważam, że tego typu konkurencje mogą zrobić więcej złego niż dobrego, ale nie zamierzam wpadać w histeryczne tony, w końcu pępek to nie pępek świata.
Jednak przeglądając pępkowe zdjęcia, jedno po drugim, talia po talii, brzuch po brzuchu, uderzyło mnie podobieństwo tych wszystkich rachitycznych części ciała. Jakbym patrzyła na eksponaty z fabryki lalek – martwe plastikowe torsy. To samo ze zdjęciami, o których pisałam powyżej. Jakbym widziała milion odmian tej samej fotografii.
A internet, który daje dostęp do całego świata, powinien być repozytorium różnorodności, inności, szansy na poznanie, zobaczenie czegoś, co odmienne. A widzę postępującą unifikację.
Ciało jest dziełem sztuki. Sprowadzone do jednego rozmiaru i proporcji staje się natomiast produktem. Nie mam nic przeciwko eksponowaniu go, cieszeniu się nim, nagości. Ale nie w tak obrzydliwie standardowej wersji, jaką serwuje mi sieć.
logo
Fot. Instagram
Bellybottomchallenge polega na obejmowaniu samego siebie przy jednoczesnym ryzyku wyłamania sobie ręki ze stawu. To ja już wolę w realu obejmować innych, niekoniecznie w poszukiwaniu pępka.

Napisz do autorki: agata.komosa@natemat.pl