W cztery miesiące kopalnie straciły 800 mln. złotych. Rekordowymi stratami branży przerażony jest nawet Henryk Paszcza, katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu To dopiero początek. Bo jak będą tak dalej fedrować, to w tym roku czarna węglowa dziura pochłonie jakieś 2,4 mld. To tyle ile wyniesie koszt budowy południowej obwodnicy Warszawy, można za to zbudować 6 specjalistycznych szpitali dla dzieci, takich jak ten w Poznaniu, albo sfinansować matkom nie roczny, ale dwuletni urlop macierzyński.
Nie będę dalej wyliczał , bo nie chcę szczuć na górników reszty Polski. Jednak taka jest cena wiwatów pod kopalniami. Zaledwie w styczniu górnicy i rząd ogłosili, że udało się uratować miejsca pracy u definitywnego bankruta, jakim jest Kompania Węglowa. Rząd darował im do 2016 roku wpłaty składek do ZUS, na co nie może liczyć żadna inna firma w Polsce. Dofinansuje poprzez wykup przez inne spółki najgorszych kopalni. I nic. Straty będą coraz większe.
Na dno idzie notowana na giełdzie Jastrzębska Spółka Węglowa, która po pierwszym kwartale ma 198 mln zł na minusie. Zwały węgla puchną od niesprzedawalnego surowca. Gdyby chcieć go sprzedać z zyskiem cena musiałaby podskoczyć grubo powyżej 350 złotych. Jednak na międzynarodowych giełdach surowcowych np. w Rotterdamie ceny węgla spadły do ok. 220 zł/tonę.
Kupców na polski węgiel trudno znaleźć. Dyrektorzy handlowi trzęsącymi się rękami podpisują więc transakcje sprzedaży poniżej kosztów wydobycia, średnio po 270 zł/ t. Takie działanie nazywane jest w biznesie paleniem pieniędzy. Bo menedżerowie kopalni z pełną świadomością powiększają straty swoich firm. Według prognoz ceny węgla spadną do 50 dolarów za tonę. więc na koniec roku możemy się spodziewać strat przekraczających 2,5 mld złotych. Wówczas każdy z 24 mln podatników PIT dopłaci do ich istnienia 100 zł.
Zakała polskiej gospodarki
Czy to warto? Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych właśnie opracował analizę branży górniczej. Wynika z niej, że nie ma takiej siły, ekonomicznej która pozwoli przetrwać kopalniom w ich obecnym stanie. Nie ma, poza politykami, bo ci w okresie wyborczym gotowi są zrobić wszystko dla głosów tysięcy górników i ich rodzin. Górnicy, związkowcy i węglowa mafia wbijają nam do głowy, że górnictwo to chluba naszej gospodarki. A kopalnie zasilają budżet miliardami złotych podatku VAT, akcyzy ze sprzedaży węgla, podatkiem dochodowym, a ZUS dostaje składki za 100 tys. pracowników. Niestety to wszystko mity i bujda na resorach… ale po kolei.
– Nie jest prawdą, że górnictwo mocno dokłada się do finansów publicznych, gdyż po uwzględnieniu olbrzymich dotacji dla tego sektora, takich jak dopłaty do emerytur górniczych, każdy górnik odkłada do państwowej kasy średnio 14 tys. zł netto rocznie – szacuje dr Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. Tymczasem pracownicy innych branż przekazują średnio aż 28 tys. zł. I to pomimo że zarabiają znacznie mniej niż górnicy.
Z raportu wynika też, że wielokrotne powtarzane publicznie tezy o nadmiernym opodatkowaniu górnictwa węgla kamiennego nie znajdują potwierdzenia w danych. Wynika z nich, że opodatkowanie górnictwa kształtuje się na przeciętnym dla całej gospodarki poziomie. Liczne opłaty specyficzne dla sektora nie wpływają w istotny sposób na konkurencyjność tej branży, gdyż są one niewielkie i mają niewielki udział w całkowitym opodatkowaniu kopalni. Jednocześnie jawne oraz ukryte subsydia sprawiają, że górnictwo wnosi do budżetu państwa o połowę mniej środków w przeliczeniu na pracownika niż inne branże przemysłowe i usługowe, podkreślają autorzy.
Za dużo was do kopania węgla
Mitem jest twierdzenie, że górnictwo węgla kamiennego jest sektorem, który ma duży wpływ na polską gospodarkę – twierdzą również autorzy raportu. Co więcej, rola tej branży wciąż maleje, a w ostatnich latach jej wkład we wzrost gospodarczy kraju był w praktyce zerowy. Najwięcej bogactwa przysparzają Polsce branża informatyczna, fabryki samochodów, usługi i handel.
Co ciągnie kopalnie na dno? Koszty pracy i przerosty zatrudnienia. Na jednego pracownika przypada zaledwie 700 ton wydobytego węgla – taką wydajność miały brytyjskie kopalnie u progu lat 80. Podczas protestów górnicy przekonywali, że za dużo w ich kopalniach jest administracji. Że pracują w głębinowych kopalniach, zagrożonych tąpnięciami i wybuchem metanu. Ze względów bezpieczeństwa praca musi iść tam wolniej. I ta teza okazuje się naciągana.
WISE porównał liczebność pracowników kopalni na świecie. Pracowników biurowych w polskich kopalniach jest tyle ile trzeba. Jednak należałoby zwolnić proporcjonalnie w grupach około połowę pracowników, zamknąć najbardziej niebezpieczne kopalnie, a pozostałe doposażyć w sprzęt. To oczywiście najdroższy wariat, bo zamiast faceta z łopatą przy źle działającym taśmociągu trzeba kupić lepszy taśmociąg. Jako wzór ekonomiści podają równie głębokie kopalnie w USA, gdzie dzięki umaszynowieniu na jednego zatrudnionego człowieka przypada ponad 4 tys. ton wydobytego surowca.
Wyborcy nie chcą przywilejów
Czy to tak można, powiedzieć pracownikom kopalń, że są zbędni? WISE twierdzi, że tylko co czwarty Polak popiera przywileje socjalne dla górników, a 64 proc. chce, by kopalnie działały na takich samych zasadach, jak inne przedsiębiorstwa. Z drugiej jednak strony, 65 proc. popiera dotowanie górnictwa oraz zakupy droższego krajowego węgla przez elektrownie w celu poprawy bezpieczeństwa energetycznego. Odpowiedzi respondentów wskazują też na solidarność ze zwalnianymi górnikami. Polacy gotowi się dopłacić do zasiłków dla zwalnianych górników, ale wykluczają trwałe uzależnienie branży i jej pracowników od dotacji z kieszeni podatnik – twierdzi Bukowski.
Krajowe kopalnie nie mogą jednak przeczekać okresu niskich cen i odzyskać rentowności w przyszłości. Oczekiwany przez Międzynarodową Agencję Energetyczną wzrost cen węgla nadąży za dynamiką płac w Polsce (prognozowaną przez Ministerstwo Finansów) jedynie w perspektywie 2020 r. W kolejnych latach koszty pracy w polskim górnictwie rosłyby już znacznie szybciej od cen węgla prowadząc do pogłębiania się strat branży.