Antykoncepcja – dla niektórych jedna z największych zdobyczy współczesnych czasów, dla innych synonim moralnego zepsucia i upadku człowieka. Malkontentów zostawmy jednak na boku. Dzisiejsza antykoncepcja jest komfortowa, dostępna i skuteczna. Zanim nastała era pigułki hormonalnej, kobiety korzystały z ludowych i domowych sposobów na uniknięcie ciąży.
Pomysłowi starożytni
W Starożytności myślano o regulowaniu płodności wyjątkowo intensywnie. Jeśli wierzyć przekazom, to w znakomitej większości właśnie wtedy powstały prototypy dzisiejszych: prezerwatyw, wkładek domacicznych i hormonalnych sposobów na radzenie sobie z niechcianą ciążą.
Kobiety zabezpieczały się tak, jak umiały – najczęściej sięgając po mieszanki dostępnych ziół, roślin i naturalnych składników, które następnie wprowadzały do pochwy przed stosunkiem. Nie wszystkie były skuteczne, ale bywało tak, że skład okazywał się zadziwiająco trafny, a jego właściwości rzeczywiście obniżały szansę na "wpadkę".
W Egipcie najpopularniejsza metoda uniknięcia ciąży, dzisiaj musi budzić zdziwienie – jako środek plemnikobójczy kobiety stosowały odchody zwierząt uważanych za magiczne: krokodyla i słonia. Mniej drastyczna metoda polegała na posmarowaniu intymnych części ciała miksturą z daktyli, miodu i akacji. W tym wypadku intuicja Egipcjanek nie zawiodła. Do teraz kwas mlekowy, który powstawał w wyniku połączeniu tych trzech składników jest uznawany za skutecznego zabójcę niechcianych plemników.
Równie pomysłowe były Rzymianki. Z zachowanych przekazów wynika jasno, że szukały metody na to, żeby przypadkiem nie zajść w niechcianą ciążę. W ruch szły m.in. korki z korzeni, algi i wodorosty. W tym czasie po raz pierwszy użyto też czegoś, co dzisiaj nazywamy prezerwatywą. Pierwsze egzemplarze wyglądem przypominały te dzisiejsze, chociaż zazwyczaj były wykonane z pęcherza albo jelita zwierzęcia. Po takie rozwiązanie sięgano w Egipcie i Rzymie.
Azjatki z kolei były prekursorkami w wymyślaniu wczesnych modeli wkładek dopochwowych. Używały do tego papieru bambusowego albo robiły kapturki ze skórki owoców granatu. To również w tej części świata powstały podwaliny hormonalnego zabezpieczania kobiet przed zajściem w ciążę. Chińczycy już 2000 lat temu odkryli sposób na pozyskanie kobiecego hormonu z moczu.
Początki dzisiejszej antykoncepcji
1827 rok - to ważna data w historii antykoncepcji. To też zarazem początek antykoncepcji rozumianej tak, jak rozumiemy ją dzisiaj i wstęp do puszczenia w niepamięć metod babek i prababek, opartych na naturalnych i domowych sposobach zbywania problemu. W 1827 roku po raz pierwszy opisano proces zapłodnienia. Po odkryciu tego mechanizmu, prace nad metodami antykoncepcyjnymi nabrały tempa. Już pod koniec wieku opracowano pierwsze środki zapobiegające zajściu w ciążę, które przypominały w znacznej mierze te, które stosujemy również obecnie.
Do użytku weszła m.in. maść plemnikobójcza, pętla domaciczna czy wkładka dopochwowa. Były wykonane z różnych tworzyw: srebra, gumy, plastiku. W tym czasie uczeni wzięli też pod lupę układ hormonalny kobiety. Zauważyli, że ma związek z cyklem miesięcznym. To właśnie to odkrycie położyło podwaliny pod późniejsze wykorzystanie hormonów do regulowania płodności.
Rewolucja antykoncepcyjna
W historii antykoncepcji jest kilka momentów zwrotnych. Jednym z nich z pewnością jest rok 1843. W tym roku wynaleziono proces wulkanizacji gumy, dzięki czemu wyprodukowano pierwsze gumowe prezerwatywy. Na początku były wielokrotnego użytku, ale kolejne odkrycia udoskonaliły metodę produkcji, a kondom stał się pierwszym masowym środkiem antykoncepcyjnym. To właśnie on królował w sypialniach nieprzerwanie do lat 60. XX wieku.
Zmierzch ery kondomów był jednocześnie kolejnym przełomem. Nowy środek antykoncepcyjny przeniósł świat w inny wymiar seksualności – tej niczym nieskrępowanej, wolnej i spontanicznej, bez widma niechcianego dziecka. Nastał czas tabletki hormonalnej, a wraz z nią seks stracił bezpowrotnie swój prokreacyjnych rys. Malutkie tabletki z hormonem stały się symbolem, a dzięki ich właściwościom, kobiety mogły w końcu odetchnąć i same mieć wpływ na to czy stosunek będzie zabezpieczony czy nie. Bądź co bądź mężczyźni jednak często odmawiali używania prezerwatywy. Kiedy pojawiła się po raz pierwszy w aptekach, za rogiem już czaiła się obyczajowa rewolta.
Tzw. rewolucja seksualna w latach 60. i 70. była oczywiście nie tylko pokłosiem seksualnego rozprężenia, ale i głębokich społeczno-politycznych przemian. Niemniej odkrycie małej tabletki antykoncepcyjnej, narobiło sporo szumu i między innymi za jej sprawą skruszały mury purytańskiego podejścia do spraw związanych z alkową.
Wojny antykoncepcyjne
Jej wprowadzenie do farmaceutycznego obiegu nie było proste – w wielu krajach antykoncepcja była na cenzurowanym, a tabletkę hormonalną traktowano, jak – nie przymierzając – zło wcielone. Konserwatywne środowiska stawały na głowie, żeby zablokować wprowadzenie "postępowej" pigułki. Tak było np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie od 1873 roku obowiązywało surowe prawo zabraniające badań klinicznych nad antykoncepcją i rozpowszechniania wszelkich informacji o możliwościach zabezpieczenia się. Podobnie w tym czasie działo się w innych krajach, np. w Niemczech czy Francji. Liberalizacja kursu nastąpiła dopiero w latach 70. W Polsce tabletkę można było zdobyć już w 1960, ale jej bardziej dostępna stała się po 1989 roku.
U nas zresztą nie toczyły się o antykoncepcję wielkie spory. Na sprawy intymne spuszczało się raczej zasłonę milczenia. Wiedza na temat antykoncepcji przekazywana była szeptem na ucho od koleżanki albo chyłkiem zaczytywano się w nielicznych rubrykach magazynów, tj. "itd". Chociaż nie brakowało pikantnych momentów, np. wtedy, kiedy na łamach tego samego czasopisma rozgorzała dyskusja na temat aborcji – wówczas legalnej i znacznie bardziej powszechnej niż dzisiaj. Jedynym z większych i namacalnych dowodów na to, że o bezpiecznym seksie nad Wisłą słyszano, była publikacja ginekolog Michaliny Wisłockiej. Jej kultowa już "Sztuka kochania" z 1976 roku rozeszła się podobno w 7 milionach egzemplarzy.
Co innego dzisiaj. Teraz Polska przypomina często pole bitewne, gdzie zwolennicy naturalnych metod zapobiegania ciąży i jednocześnie gorący przeciwnicy wszelkich sztucznych metod antykoncepcji, wytaczają ciężkie działa np. przeciwko tzw. antykoncepcji awaryjnej. To ona jest dzisiaj gorącym tematem antykoncepcyjnym.
Antykoncepcja awaryjna
Wprowadzenie tzw. pigułki "dzień po"również można zaliczyć do momentów przełomowych. Nie jest to już ten rozmach sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy na salony wprowadzano tabletkę hormonalną, ale wokół pigułki awaryjnej też piętrzy się sporo emocji.
Przeciwnicy nazywają ją "wczesnoporonną", "tabletką śmierci", tworząc iluzję, że jej zażycie może doprowadzić do śmierci płodu. Szczególnie głośno takie głosy daje się słyszeć od kiedy unijni dyplomaci z Brukseli nałożyli na państwa członkowskie obowiązek wprowadzenia nowych dyrektyw regulujących przepisy leków antykoncepcyjnych. Od drugiej połowy kwietnia za sprawą nowych przepisów tabletka jest dostępna bez recepty dla osób powyżej 15 roku życia w polskich aptekach.
To największa nowość na rynku, a podsycane przez niektóre konserwatywne środowiska lęki przynoszą tabletce spory rozgłos, a wokół niej narasta też pokaźna liczba mitów. Jak np. ten, że wywołuje poronienie. W rzeczywistości tabletka " po" jedynie opóźnia owulację o co najmniej pięć dni, a tyle wynosi długość życia plemników - w rezultacie nie dojdzie do zapłodnienia. Jeśli kobieta jest już w ciąży, to połknięcie tabletki nie powoduje jej przerwania, jak podkreśla Mikołaj Łypka, przedstawiciel dystrybutora ellaOne w Polsce. Co więcej, tabletka awaryjna dopuszczona do sprzedaży bez recepty w Polsce zawiera substancję , która nie jest w pełnym tego słowa znaczenia hormonem.
Jest jednak nie tylko skutecznym sposobem na zapobieganie ciąży, której nie chcemy, ale to również niezły barometr społecznych nastrojów. U nas barometr od czasu do czasu wariuje, a kalendarzyk płodności chce skutecznością konkurować z tabletką hormonalną.
Czy umiemy mądrze korzystać z antykoncepcji?
Antykoncepcja daje dzisiaj niesamowite możliwości. Te najbardziej popularne już omówiliśmy – to tabletki hormonalne i prezerwatywy. Coraz chętniej jednak sięgamy też po inne dostępne środki: wkładki domaciczne - takie jak spirale, krążki czy gąbki. Dla tych kobiet, które bywają zapominalskie świetnym rozwiązaniem są plastry albo zastrzyki hormonalne. W przypadku tej drugiej metody wystarczy jeden zastrzyk na trzy miesiące. Do tej listy należy jeszcze dopisać sterylizację, chociaż to rozwiązanie nieodwołalnie pozbawia nas możliwości posiadania potomstwa.
– Jestem ginekologiem z 40-letnią praktyką. Podejście do antykoncepcji na przestrzeni tych lat diametralnie się zmieniło. Nie boimy się jej i śmiało z niej korzystamy. Chociaż moim zdaniem, to ciągle mało. Chciałbym, żeby zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn była większa świadomość i wiedza na temat metod zabezpieczania się. Tymczasem niechcianych ciąż jest ciągle dużo. To wina edukacji seksualnej, która przypomina karykaturę samej siebie, niefrasobliwości i zwykłej ludzkiej głupoty. Sporo jeszcze pracy przed nami – przyznaje Jan Chmara, ginekolog-położnik.
WIĘCEJ ARTYKUŁÓW NA TEMAT ANTYKONCEPCJI ZNAJDZIESZ POD TYM ADRESEM