Tych danych nie opublikuje Główny Urząd Statystyczny ani nie przedstawią ich dyrektorzy ośrodków Pomocy Społecznej. W 2,8-milionowej rzeszy osób żyjących w biedzie jest spora grupa cwaniaków, którzy wykorzystują system pomocy społecznej.
8-osobowa rodzina J. pochodzi z byłego PGR, jakieś 40 kilometrów od Olsztyna. Gdyby przystawić do nich miarę GUS, nie mają prawa przeżyć. Gdzie tam, powinni umrzeć z głodu jakieś 10 lat temu. Żadnego dochodu, żadnej pracy odkąd pani J. przestała doić krowy z PGR. A jednak jako jako pierwsi na osiedlu kupili sobie 50-calowy telewizor, 4-metrową trampolinę za 700 zł z marketu. Jest też samochód - no fakt Mercedes z autokomisu „taniej niż 10 tyś”.
Cud? Nie. Przeciętnemu pracownikowi pomocy społecznej zdobycie biegłości w kilku krzyżujących się ustawach grupujących świadczenia pomocy społecznej zabiera lata. Pani J. ma je w małym palcu – jest mistrzem korzystania z zasiłków. Zasiłek stały to 529 zł na osobę, do tego dochodzą celowe, a także świadczenia rodzinne z tytułu wielodzietności, pielęgnacyjne (dla babci), dodatki za wychowywanie dzieci w wieku szkolnym, dojazdy do szkoły. W sumie z kilkunastu dodatków miesięczna jałmużna od państwa to ponad 2 tys.zł
To oczywiście mało, poniżej progu skrajnego ubóstwa. Ale i koszty życia we wsi znikome. Nawet jak wyszło na jaw, że J. kradną prąd, to nie było z czego windykować. Teraz już gmina dopłaca im do utrzymania mieszkania. Są biedni jak mysz kościelna, więc otrzymali je za darmo. Nie mają pieniędzy na jego remont i utrzymanie, więc to opiekun socjalny zdobył środki na naprawę dachu i budowę szamba dla kilku popegeerowskich rodzin.
Gdyby J. ruszyli do pracy u prywatnego gospodarza i za płace minimalną kroili kurczaki w lokalnej przetwórni wędlin, na pewno tyle by nie zarobili. Wsiadają w samochód i jadą do ośrodka pomocy społecznej, stamtąd prosto do Caritasu. Ten daje talony na żywność do wykorzystania w sieciach handlowych. Potem do jeszcze jednej z fundacji po kaszę, makarony, oleje. I tak wydając tylko na paliwo mają zrobione zakupy na tydzień. Kieszonkowego na rozrywkę zostaje im więcej niż innym ciężko pracujących miastowym. To dlatego, kiedy media zaczęły grzać temat tragicznego położenia 2,8 mln biedaków w Polsce, najpopularniejsze komentarze odnosiły się do osób takich jak państwo J.
Polski ekspert od ubóstwa prof. Ryszard Szarfenberg z Instytutu Polityki Społecznej UW twierdzi, że statystyki GUS to najlepsze badania, jakie powstały. Jednak przyznaje, że nie opierają się na konkretach z ośrodków pomocy społecznej, ale szacunkach statystycznych i badaniach ankietowych budżetów gospodarstw domowych, które GUS prowadzi co roku na próbie kilkudziesięciu tysięcy rodzin.
Podobne praktyki można obserwować na uczelniach przy procesie przyznawania stypendiów socjalnych. Przeglądając listę dochodów można trafić na rodziny nawet z dochodem 0 zł na osobę. – Tata pracuje na czarno za granicą, mama jest bez pracy lub dorabia na boku – tłumaczył kiedyś jeden ze studentów na pytanie kolegów, jak to możliwe. Zbliżonych kwot jest więcej – 2,5 zł, 10 zł itd.
Życie na szaro
Urząd wskazuje na warmińsko-mazurskie jako na najbiedniejszy region w Polsce – co szósty mieszkaniec żyje poniżej progu ubóstwa 540 zł dochodu miesięcznie na członka rodziny. GUS nie uwzględnia, że tysiące rodzin żyją tam z handlu przemycanymi papierosami i paliwem. Opowiadał o tym Marek Miros, burmistrz Gołdapi zatrwożony planami urzędowego uszczelnienia granicy kilka lat temu. Przyszedł z pomocą przemytnikom. Zatrudnił prawników, którzy wykazali bezprawność nękania kontrolami przez celników. – Rozumiem potrzebę łatania dziury budżetowej, ale nie kosztem biednej Gołdapi, Suwałk lub Augustowa. Ludzie, którzy na granicy ciężko pracują na skarpetki, chleb i mleko dla dzieci zasługują na pomoc – powiedział na antenie lokalnego Radia 5.
Opisywaliśmy historie człowieka, który porzucił legalną pracę dla łatwiejszego zarobku na granicy. Jednak w statystkach GUS przemytnicze mrówki i szefowie ekip remontowych, którzy w życiu nie wystawili faktury to biedacy z zerowym dochodem.
Życiową prawdę potwierdza mazowiecki przedsiębiorca z branży owocowej. 10 lat temu przejmował się biedą i wpadł na genialny pomysł, że stworzy plantacje truskawek rozsiane od Pomorza Zachodniego po Suwalszczyznę. To regiony o odmiennym klimacie, a zarazem o wysokim bezrobociu, w dodatku sporo tam wolnej do wydzierżawienia ziemi. Truskawki miały dojrzewać tydzień po tygodniu. Zbiorem miały zajmować brygady bezrobotnych. Plan upadł, bo nie było chętnych do pracy. – Nie przeczę, PGR-owskie osady to siedlisko biedy, ale także lenistwa – mówi dziś.
– Są osoby, które wykorzystują system, ale zakładam, że to nieliczny margines – mówi naTemat Kazimierz Wosiek, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Ostródzie. To jedno z tych polskich zagłębi biedy. Ostróda liczy 33 tys. mieszkańców. Z pomocy korzysta 2,8 tys. rodzin – w sumie ponad 4 tys. osób.
Samochodem po zasiłek
Dyrektor Wosiek potwierdza, że zdarza się, iż podopieczni MOPS przyjeżdżają samochodami po zasiłek. – Ale o czym to świadczy? Że nie ma autobusów, a samochód staje się powszechnym dobrem – mówi. – Bezrobocie nie jest wyłączną przyczyną ubóstwa znam wiele pracujących rodzin, które ze względu na niskie zarobki i kilkoro dzieci spełniają kryteria pomocy społecznej i zasiłków rodzinnych. Jeśli według przepisów się należy nie możemy odmówić – mówi urzędnik.
Dopiero anonimowość rozwiązuje języki urzędnikom. – Niemal codziennie otrzymuję listy o rodzinach, które wykorzystują system pomocy społecznej. Owszem są biedni, ale sąsiedzi piszą, że mogliby bez problemu znaleźć pracę – mówi Karolina, która od 10 lat zajmuje się wypłatą świadczeń pomocy społecznej w MOPS w północno wschodniej Polsce.
Urzędniczka komentuje raport GUS. – Kwoty minimalnych dochodów mogą szokować w Warszawie, ale w małej gminie na Mazurach koszty życia są o wiele niższe. Z zasiłków pomocy społecznej żyje się skromnie, nie jak w serialu. Luksusem jest jednak czas wolny i brak zmartwień – dodaje.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
Reklama.
Internauta Kolorek o polskiej biedzie
A mówimy o prawdziwej biedzie czy tej na papierze? O ludziach kupujących najtańszy wczorajszy chleb czy o podopiecznych MOPS podjeżdżających mercedesami po zasiłki? O rolnikach i przedsiębiorcach deklarujących zero dochodu czy o osobach żyjących z zagranicznych przelewów krewnych?
Tadeus forum Gazeta.pl
No sorry, ale starczy pogadać chwilę z miejscowymi na jednej z tych prostszych polskich wsi, by szybko ogarnąć, że tam większość obrotu pieniądza jest nieoficjalna i z całą pewnością prawie nikt nie poda tam dobrowolnie żadnych prawdziwych danych.