Córka aktualnie urzędującego premiera, Kasia Tusk, swoje konto na Facebooku prowadzi pod zmienionym nazwiskiem . Co zmusza znane osoby do ukrywania się? Na Facebooku jest już po prostu mnóstwo "Kaś Tusk", wszystkie ze zdjęciami córki premiera. Czy pseudonim to w tym przypadku jedyna forma obrony?
Na Facebooku znajdziemy dużo kont osób podających się za Katarzynę Tusk, córkę premiera. Jeden z najpopularniejszych to "Kasia Tusk na skype webcamie z kotem w ręku". Satyryczny profil między innymi "łączył się w bólu" z Jarosławem Kaczyńskim, kiedy ten stracił kota Alika. Jest jednak kilka profili, które do złudzenia przypominają faktyczne konta Tuskówny.
Również na Twitterze przeczytamy na jednym z jej profili: "Co to jest "Stan Wyjątkowy na Euro"? Bo tata coś tam szepcze przez telefon do wujka Bronka...". Inna Kasia Tusk deklaruje na tym samym serwisie: "To ja jestem Kasia Tusk. Trzecia najważniejsza osoba w państwie", przy okazji reklamując dietę cud. Żadne z kont nie należy do córki premiera.
Facebook, jak większość innych serwisów społecznościowych, wymaga od użytkowników podania prawdziwego imienia i nazwiska. Konto musi być zgodne z następującymi standardami autentyczności:
• Zabrania się używania fałszywych imion i nazwisk.
• Nie wolno zastępować pełnego imienia inicjałami.
• Pseudonimy mogą być używane wyłącznie wtedy, gdy są oparte na prawdziwym imieniu lub nazwisku, np. „Aga” zamiast „Agnieszka”.
• Zabrania się używania w nazwach tytułów religijnych i zawodowych.
• Zabrania się wykorzystywania w imieniu i nazwisku znaków specjalnych.
• Podawanie się za inną osobę lub podmiot jest niedozwolone
Podobne zasady obowiązują na Twitterze oraz Nk.pl
Fałszywe konta jednak powstają. Często ludzie zakładają je pod imieniem i nazwiskiem swojego idola, są wyrazem oddania, równie często jest to głupi żart. Część osób naruszających zasady to również oszuści.
Afera międzynarodowa
Podszywanie się pod znaną osobę na jakimkolwiek portalu społecznościowym może zmienić się w oszustwo o zasięgu międzynarodowym. Tak było między innymi kilka dni temu ze śmiercią znanego kolumbijskiego pisarza, Gabriela Garcii Marqueza. Informację taką podał na Twitterze niby Umberto Eco.
Najpierw na koncie mogliśmy przeczytać: "Gabriel Garcia Marquez nie żyje. Właśnie otrzymałem wiadomość z Nowego Jorku". Już to zelektryzowało nie tylko fanów, ale i media na całym świecie. Na portalach społecznościowych i forach internetowych fani zaczęli opłakiwać pisarza. Część z niedowierzaniem czekała jednak na potwierdzenie informacji. Wtedy pojawił się drugi tweet - "Śmierć Gabriela Garcii Marqueza potwierdziła jego siostra Aida". Kiedy już kilka poczytnych serwisów zdążyło uśmiercić kolumbijskiego pisarza, internauci ujawnili, że zarówno ta informacja, jak i konto Umberto Eco były fałszywe. Marquez, dzisiaj osiemdziesięciopięciolatek, ma się doskonale. Noblista rok temu wydał swoją ostatnią książkę "Nie przyszedłem by przemawiać", którą wciąż aktywnie promuje na całym świecie.
Żartowniś Komorowski, lakoniczny Wałęsa
Problemy z fałszywym kontem to nie lada utrapienie osób z pierwszych stron gazet. Polska piosenkarka, Ewa Farna ma na przykład na Twitterze kilkanaście kont. Każde opatrzone przypisem "oficjalne", każde prowadzone tak, jakby rzeczywiście prowadziła je polska gwiazda. Informacje z trasy, refleksje na temat nowej płyty, pozdrowienia dla fanów. Niedawno gazeta Bravo podała adres Ewy Farnej na Twitterze. W odpowiedzi fani usłyszeli "pono został podany link do mojego konta na Twiitterze. Nie wiem od kogo maja taka informacje, ale jest ona NIEPRAWDZIWA! Nie mam narazie konta na Twitterze, z pewnoscia to bedzie fake" - napisała artystka.
Swoje konta mają między innymi Lech Wałęsa (wyjątkowo lakoniczna twórczość, raptem kilka wpisów), czy Bronisław Komorowski (fałszywy prezydent ma w tym przypadku wyjątkowo siermiężny humor, z zacięciem na komentowanie bieżących wydarzeń). Pierwszy nic o tym nie wie, chociaż ma też prawdziwe konto na Twitterze, które prowadzi jako Instytut Lecha Wałęsy. Podobnie urzędujący prezydent udziela się wyłącznie z ramienia pełnionego urzędu, imiennego konta nie posiadając.
Do lat trzech, do lat dziesięciu
Podszywanie się pod tożsamość innej osoby nie ogranicza się wyłącznie do sieci. Rok temu w województwie pomorskim policja zatrzymała mężczyznę, podającego się za perkusistę zespołu Dżem, Zbigniewa Szczerbińskiego. Mężczyzna umówiony był na występy na festynach w miejscowych gminach. Sprzedawał też płyty Dżemu z własnym autografem. Pieniądze ze sprzedaży miały wspomóc biedne dzieci. Zawiedzeni fani nie zobaczyli jednak rześkiego pięćdziesięciolatka na scenie. Muzykowanie zakończył pobyt w areszcie.
Podszywanie się pod kogoś, czy to na Facebooku, innych portalach, czy w świecie rzeczywistym, jest karalne. Artykuł 190 paragraf drugi kodeksu karnego mówi: "Tej samej karze (do 3 lat) podlega, kto, podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej". W przypadku, jeśli komuś stanie się krzywda, wyrok może wzrosnąć nawet do 10 lat. Nieuczciwy proceder może się więc skończyć bardzo źle, ale tylko, jeśli o popełnionym przestępstwie poinformuje pokrzywdzony. To więc jest furtka, z której korzystają nieuczciwi użytkownicy, licząc na to, że "im się upiecze".
Drogocenne fałszywki
Fałszywe konto to w przypadku portali społecznościowych bardzo wartościowa rzecz. Aby profil był wiarygodny i nie kuł w oczy, trzeba się postarać o znajomych, solidną ilość "lajków" i wiarygodne życie towarzyskie, odzwierciedlone na Timeline (nowa usługa serwisu, która pozwala na graficznej osi czasu zaprezentować całą aktywność użytkownika). Takie konto sprzedaje się za duże pieniądze, najczęściej firmom reklamowym lub oszustom i cyberprzestępcom. Wycena dokonywana jest pod kątem ilości znajomych - im bardziej towarzyski jest nieistniejący Kowalski, tym więcej pieniędzy za jego "nieistnienie" można podyktować.
Fałszywe konta na Facebooku to jednak nie przelewki. Cyberprzestępcy coraz częściej wykorzystują nieprawdziwe profile, aby nakłaniać użytkowników do różnych, szkodliwych dla nich działań. Od najmniej dotkliwego wysyłania spamu i instalowania złośliwego oprogramowania a nawet wyłudzania pieniędzy.
Każdy jest narażony na niebezpieczeństwo
Oprócz powyższych zagrożeń musimy pamiętać o niebezpieczeństwie, jakie społecznym, jakie za tym płynie. Dostanie się do grona naszych znajomych oszusta jest wyjątkowo proste. Ten, kiedy już tam się znajdzie ma dostęp do wszystkich naszych danych, między innymi do numeru telefonu. I tak pewnego pięknego dnia zadzwonić może do nas "znajomy", który utknął na lotnisku i prosi o pomoc, najlepiej pieniężną. Częstą strategią jest prośba o dostęp do konta internetowego, bo w podbramkowej sytuacji straciliśmy dostęp do własnego.