
"Podczas jarmarku mieszczańskiego w 2014 podeszła do mojego stoiska kontrola Urzędu Skarbowego. Pani zamówiła towar i dostała paragon, a następnie stwierdziła, że ze swoją współpracownicą widziały, jak nie wydałem paragonu komuś przed nimi. Oczywiście odmówiłem przyjęcia mandatu naiwnie wierząc, że każdy sąd wyśmieje akt oskarżenia, w którym nie ma żadnych dowodów przeciwko mnie. Żadnych. W ubiegły czwartek przegrałem w sądzie, który nawet nie przesłuchał moich świadków. Polska to taki kraj, że każdego można załatwić".
Mieczysław Sajler potwierdził to, o czym już dawno mówili doradcy podatkowi oraz organizacje pracodawców. Że urzędnicy skarbowi okazują bezwzględność w przypadku drobnych przedsiębiorców i brak zainteresowania dużymi podmiotami zagranicznymi.
Relacja Marka, właściciela stacji paliw spod Warszawy: – Byli tak bezczelni, że zaraz po wejściu jeden odłączył z gniazdka wtyczkę i wpiął swoje przenośne radio. Obok postawił własny czajnik. Inna pani rozstawiła na stole swoje kanapki, ciastka i dopiero zażądali dokumentów – przedsiębiorca opisuje kontrolę podatkową w firmie.
Firmie groził domiar ok.170 tys. zł (bez odsetek) VAT za złe rozliczenia podatku naliczonego. Naszym zdaniem urząd się mylił, źle interpretując dokumenty celne, będące podstawą do odliczenia podatku. Przeciwko urzędowi była cała literatura podatkowa i wyroki sądowe, oprócz 2-3 wyroków NSA. Co powiedział urzędnik, młody facet koło 30-stki? Ja się z państwem zgadzam, ale niestety mój kierownik (szef działu VAT) uważa, że nie macie racji. Dlatego decyzja będzie dla was niekorzystna. Niech to sąd rozstrzygnie. Przegrali, muszą zwrócić 250 tys. z odsetkami i nikt nie poniósł konsekwencji.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
