
Poprawna polszczyzna – to nie brzmi specjalnie zabawnie, a już na pewno nie rozrywkowo. Większości osób kojarzy się pewnie z zasadniczą polonistką, która skwapliwie czerwonym długopisem kreśliła zeszyty niewinnych uczniów. Z kolei zdanie "Proszę wyciągnąć karteczki" u niejednego dorosłego wywołuje gęsią skórkę i zimne poty.
Czy w dobie smartfonów, aplikacji i tworzenia się specyficznej odmiany polszczyzny tzw. ponglisha (język polski z domieszką angielskiego), ktoś jeszcze może czerpać przyjemność ze słuchania wzorcowej polszczyzny tudzież posługiwania się nią?
Rok do roku kilkaset osób bierze udział niecodziennym wydarzeniu jakim jest Rymolirykdyktando. Jasne, pomyślisz, jakieś sztywniaki w sweterkach w romby piszą skomplikowane wyrazy w auli starego BUW-u. Nie, np. w tym roku ta słowna potyczka odbywa się w ramach festiwalu Open'er. Jej organizatorem jest L.U.C, a Rymolirykdyktando sfinansowane jest ze środków NCK, z programu dotacyjnego Ojczysty – dodaj do ulubionych.
Doprawdy,
miriady, hordy, nawet może hiperotchłań dni,
wprzód krzta szyku fraz chłonie mnie jak tłuszcze grill,
jak do brudu muchy mordę, jak PKP do podłużnych chwil –
tak ja garnę się do sylab, by w bój bujać je jak Egipcjan Nil.
– Dzieńdoberek! – wrzasnął do watahy osiemnastoipółlatków zhumanizowany wuefista, skądinąd ułanbatorczyk, urzynając co nieco półgęska. – Jako żem wpółżywy po nie lada remedium przeciwgośćcowym, to nie każę wam współzawodniczyć w pingpongowym przedmeczu, za to doprawdy marzę, iżby dowieść wszechpotęgi łódzkiej filmologii, nienadaremnie zwanej gdzieniegdzie filmoznawstwem wszech czasów.
Artykuł powstał we współpracy z Narodowym Centrum Kultury.
