Pisaliśmy już o tym, jak bardzo i z jakiego powodu wstydzimy się za naszych rodaków w Turcji, Egipcie czy Hiszpanii. Czas na wyjazdy krajowe, które w wielu przypadkach niczym nie odstają od zagranicznych. Oto kilka podejrzanych i zasłyszanych historii.
Białka Tatrzańska, ładny, nowy pensjonat. Czteroosobowa rodzina rezerwuje pokój dwuosobowy. – Do głowy mi nie przyszło, że będzie ich więcej. Chcieli dwójkę, to chyba powinny przyjechać dwie osoby? – pyta Anna, właścicielka. Przyjechały, ale z dziećmi. Jedno sześć lat, drugie 10. – Co miałam zrobić? Zarezerwowali, to wpuściłam. Ale jak oni się pomieścili na tych dwóch łóżkach, to ja naprawdę nie wiem – właścicielka przyznaje, że takie przypadki zdarzają się coraz częściej. Ludzie kombinują, żeby było taniej. Najgorsze jest, że nie chcą płacić za dodatkowe osoby. – A przecież takie duże dzieci też zużywają wodę, ładują tablety czy telefony. To wszystko kosztuje – tłumaczy Anna.
2. Biedny, czyli nie mam jak zapłacić
Inny pensjonat, też w górach. Pokój rezerwuje ojciec. Dla dwóch osób – siebie i żony. Po kilku dniach dzwoni i mówi, że jednak zabierają ze sobą dziecko, ale ”nie róbmy problemu z pokojem, zmieścimy się”. – Przyjechała 15-letnia córka. Pomyślałam, skoro się zmieszczą? Nie róbmy problemów. Ale żona tego pana zrobiła awanturę, w dodatku przy innych gościach. Domagała się większego pokoju, którego nie miałam. Jakoś spędzili ten urlop w mniejszym, ale na koniec odmówili zapłaty za córkę – opowiada właścicielka. Raz, w podobnej sytuacji, udawała, że wzywa policję. Kilkuosobowa grupa chciała uciec z samego rana. W ostatniej chwili zamknęła drzwi. Mówili, że nie mają pieniędzy. Tłumaczyli, że chcieli iść do bankomatu. – Z walizkami??? – pyta. Do bankomatu wypuściła tylko jedną osobę.
3. Imprezowicz, czyli cały budynek nasz
Przyjeżdżają całą bandą – najczęściej w kilka rodzin z dziećmi. Gdzie się nie ruszysz, wszędzie są. Kiedy chcesz zjeść śniadanie czy kolację masz wrażenie, że im przeszkadzasz, bo wspólną kuchnię czy jadalnię okupują od rana do nocy (albo też od nocy do rana). – Chodzili niemal na golasa po całym budynku. W piżamach, w czym popadło. Czuli się, jak u siebie. Nie można było przyrządzić posiłku w kuchni, nie można było zagrać w bilarda, czy usiąść przy kominku, bo ciągle oni. Ciągle trzaskanie drzwiami, ciągle krzyki i nocne śpiewy. Na korytarzu można się było zabić, bo wszędzie pełno porozrzucanych butów. Straciłam cierpliwość, gdy w moim pokoju przestał działać internet. Okazało się, że z korytarza zniknął router. Zabrali go, bo stwierdzili, że ten na ich piętrze działa za wolno – opowiada Magda z Warszawy.
4. Brudas, czyli niech właściciel sprząta
To już klasyka. Pensjonat czy willa ze wspólną kuchnią. I stos naczyń w zlewie, na szafkach pełno talerzy z zaschniętym jedzeniem. Chcesz ugotować jajko na śniadanie? Nie znajdziesz czystego garnka. Ha! Nie znajdziesz nawet czystej łyżeczki, żeby je zjeść. – Czegoś takiego w życiu na wakacjach nie widziałam. Patelnie kleiły się od tłuszczu, nie było w czym wypić herbaty. W jednym garnku stały jakieś resztki wczorajszej zupy, w drugim leżała parówka, też wczorajsza. Stół się lepił, wszędzie były brudne naczynia. Właścicielka załamała ręce – opowiada znajoma Agata. Nowa willa, pokoje super wykończone i wcale nie tanie. Goście byli przekonani, że zjedzą, a właściciel posprząta. W niektórych pensjonatach zdarza się, że właściciele proszą o zmianę obuwia przy wejściu. Bo ludzie w butach narciarskich szorują po posadzce. Albo w zabłoconych butach górskich.
5. Niszczyciel, czyli nic się nie stało
Pewien Góral pojechał swego czasu do Ameryki. Zarobił sporo, wrócił na Podhale, wybudował pensjonat, a przy nim saunę z jacuzzi. Jacuzzi przetrwało tylko jeden sezon. Nikogo za rękę nie złapał, więc nic zrobić nie mógł. – Kompletnie przestało działać, było ewidentnie uszkodzone. W tym roku ciągle jest zamknięte, bo koszt naprawy ogromny – mówi. Zniszczone lampy to już standard. – Przepraszam, w naszym pokoju miga światło. – Tak, tak, zaraz naprawimy, ktoś naderwał przewody.Albo odpływ w brodziku, który nagle ma problem z przyjęciem dużej ilości wody. Albo ściany, na których ktoś zostawia odcisk buta. Wybita szyba? Złamane krzesło?
6. Dama w klapkach, czyli zdobyć szczyt
To też już klasyka. Cienkie sandałki, japonki, czasem niemal szpilki w drodze na szczyt. Takie obuwie widać dosłownie na każdym polskim szlaku. Czasem na lekkim obcasie, czasem bez, ale nogi zawsze gołe. Do tego mała torebka przewieszona przez ramię. Obok towarzysz w adidasach, który nie niesie nic. Ale w góry idzie. Dla mnie szczytem ubiegłorocznego wyjazdu była pani w koronkach. Koronkowa bluzka, koronkowe krótkie spodenki i torebka. Ledwo weszła. A czekała ją jeszcze droga powrotna.
7. Golas, czyli wracam z plaży i chcę coś zjeść
Na zagranicznych wojażach typu all inclusive i nie tylko obowiązuje zasada, że do kolacji się przebieramy. W restauracjach widać wtedy niezły pokaz mody. W Polsce nie zawsze i niekoniecznie. Człowiek wraca późno z plaży, w normalnych warunkach zbliża się pora kolacji. On, z parawanem pod pachą, z gołym torsem, zasiada przy stoliku w restauracyjnym ogródku. Dobrze, nie jest to Sopot, ale np. Dźwirzyno czy Dębki. Ale niesmak wzbudza i tak.