Premier Aleksis Tsipras może być zadowolony. Grecy zagłosowali po jego myśli i odrzucili propozycję pomocy finansowej od zagranicznych instytucji. Teraz Grecja będzie musiała poszukać pieniędzy gdzie indziej. Czy receptą na wyjście z kryzysu okaże się opuszczenie strefy euro?
Znane są już wyniki referendum - te podało w nocy greckie MSW. Walka była wyrównana. Przeciwko negocjacjom z kredytodawcami odpowiedziało się 61,31 proc. mieszkańców Grecji; 38,69 proc. Greków chciało, żeby rząd grecki skorzystał z takiego rozwiązania.
Wieczorem na ateńskim placu Syntagma tysiące ludzi wiwatowały z powodu ogłoszenia wstępnych wyników referendum. "Nie" dla porozumienia Aten i międzynarodowych instytucji to dobra informacja dla premiera Tsiprasa, który w wieczornym przemówieniu zadeklarował gotowość do wznowienia negocjacji z wierzycielami. Jest jeszcze jeden "efekt" problemów finansowych Grecji oraz niedzielnego referendum: grecki minister finansów Janis Warufakis podał się do dymisji.
Wyrazem tego, że rząd grecki od początku był przeciwny zagranicznej pomocy finansowej, było, jak zaznaczają międzynarodowi komentatorzy, m.in. nietypowe sformułowanie referendalnego pytania – "Czy powinien zostać przyjęty plan porozumienia, który został przedłożony przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy na posiedzeniu eurogrupy 25 czerwca 2015 roku i który składa się z dwóch części, stanowiących ich wspólną propozycję?" – oraz układ karty do głosowania – odpowiedź "nie" została umieszczona jako pierwsza, a "tak" niżej, jako druga.
– Francja i Niemcy narzucają Grecji drastyczną kurację, której same nigdy nie wdrożyły, choć zdarzało się, że były w o wiele gorszej sytuacji finansowej – oceniał kilka dni temu Thomas Piketty, ekonomista i autor książki „Kapitał w XXI wieku” broniąc polityki Aten.
Podobnego zdania jest także ekonomiczny noblista Jospeh Stiglitz, który już kilka miesięcy temu w rozmowie z francuskim dziennikiem ekonomicznym „Les Echos” sugerował, że grecki dług najlepiej byłoby umorzyć. – Strategia, jaką pożyczkodawcy przyjęli wobec kryzysu w Grecji od początku była błędna i pogorszyła kondycję tamtejszej gospodarki. Przymus stosowania polityki drastycznych oszczędności, jaki narzucono Grecji, nie zostawił jej pola do manewru, zdusił wzrost gospodarczy i stworzył błędne koło: skoro nie ma wzrostu gospodarczego, to Ateny tym bardziej nie są w stanie spłacać zadłużenia. Za to nie można winić Greków – oceniał Stiglitz.
– Gdybym musiał, w greckim referendum zagłosowałbym na nie – pisze z kolei na swoim blogu w serwisie "New York Times" Paul Krugman, również ekonomiczny noblista. Za „upokarzającą” uznał natomiast propozycję kredytodawców premier Tsipras. Wezwał tym samym rodaków do głosowania na „nie” przekonując, że negatywna odpowiedź w referendum wzmocni pozycję negocjacyjną Aten.
Grecja na krawędzi bankructwa jest od pięciu lat. Od czasu, gdy w 2010 r. Ateny straciły możliwość pozyskiwania środków na rynkach, drastyczne zmniejszenie wydatków z budżetu państwa, postępująca recesja i wysokie podatki doprowadziły do zmniejszenia się dochodów Greków o jedną trzecią. Do 26 proc. wzrósł natomiast poziom bezrobocia. Nie pomogła nawet pomoc międzynarodowa. 240 mld euro, jakie trafiły do Aten z dwóch programów pomocowych niemal w całości przeznaczone zostały na pokrycie długów wynikających z wcześniejszych zobowiązań państwa.