Paweł Kukiz uwielbia wytykać mediom "manipulacje", "kłamstwa" i "przeinaczenia". W większości przypadków dziennikarze padają ofiarami specyficznego słownika muzyka. Zarzeka się, że nie tworzy "partii" tylko "ruch społeczny", że ma "strategię", a nie "program" i że reprezentują go "rzecznicy", a nie "pełnomocnicy". Po co to wszystko? By nabrać wyborców, że nie jest politykiem takim, jak wszyscy inni.
Kampania wyborcza i większość życia politycznego opiera się na słowie. Politycy żonglują słowem, by uwieść wyborców i nakłonić ich do oddania głosów. Robi to także Paweł Kukiz, ale w sposób zupełnie nieprzypominający tego, co znamy z dotychczasowej historii polityki.
Prywatny słownik Pawła Kukiza
Otóż Kukiz próbuje narzucić w dyskusji o polityce swój słownik. Nie tylko sam używa nowych nazw dla dobrze już znanych pojęć, ale też wymaga od innych, by robili tak samo. Kukiz złości się więc, gdy ktoś go nazywa politykiem. Mówi o sobie "muzyk", "ojciec" i dodaje, że tylko "czasem używa narzędzi politycznych". Ale czy pełnienie mandatu radnego, start w wyborach, zapowiedź objęcia funkcji premiera i budowanie partii to nie bycie politykiem?
Przepraszam. Bo Kukiz nie buduje partii tylko "ruch społeczny", który przyrównuje do Akcji Wyborczej Solidarność. I znowu: zwał jak zwał, ale zarówno AWS, jak i to, co tworzy Kukiz to partia polityczna. Ma taki sam cel, czyli wygranie wyborów, takie same metody, czyli robienie kampanii za pieniądze zebrane od ludzi, taką samą strukturę, czyli komórki w regionach i silny lider na czele (Kukiz zapowiedział, że to on zdecyduje o jedynkach na listach).
Recenzent
Kukiz ma też program, choć nieustannie nazywa je wielkim kłamstwem partiokracji. Dlatego swój dla niepoznaki nazywa strategią. Ale z tego, co dotychczas ujawnił Kukiz, nie różni się on niczym od tradycyjnych programów partii politycznych. To po prostu pomysły dotyczące konkretnych dziedzin życia, które po wygranej w wyborach mają być przekute na konkretne ustawy i wcielone w życie.
Były kandydat na prezydenta tworzy siatkę pojęć i wymaga, by wszyscy poruszali się w jego labiryncie. Jeśli tylko ktoś trąci nić, muzyk podnosi alarm. Na przykład kiedy "Wyborcza" napisała o "pełnomocnikach" strofował autorów, że to "rzecznicy", jakby była to różnica decydująca o życiu i śmierci.
Struktury vs struktury
Z kolei mówienie, że budowanie struktur przed referendum nie ma nic wspólnego z budowaniem struktur na wybory to zwykłe oszukiwanie wyborców. Referendum jest dla Kukiza darem z nieba, bo pozwala mu tworzyć struktury, rekrutować ludzi i testować ich w boju udając, że to nie polityka.
Potwierdził to pośrednio sam Kukiz, jeszcze na wieczorze wyborczym obiecując zjazd jego zwolenników i początek drogi do Sejmu. Kiedy rozpisano referendum zmienił plany i zamiast zjazdu partyjnego zorganizował referendalny. Być może jego ostra reakcja na zapowiedź, że na imprezie poznamy nazwę ruchu wynikała z obawy przed zburzeniem tak wytrwale budowanej iluzji apartyjności.
Co dalej?
Kampania wyborcza dopiero się zaczyna, można więc oczekiwać kolejnych zmagań Pawła Kukiza ze słownikiem. Może na przykład obiecać, że pod jego rządami Polacy przestaną płacić podatki. Zamiast tego mogą na przykład wykupować obowiązkowe udziały w państwie albo zostać sponsorami Polski. Brzmi ładnie, prawda?
Partia muzyka będzie w kampanii wydawała pieniądze na "źródła wiedzy o kandydacie", bo przecież standardowe plakaty są zbyt partyjniackie. To nic, że niemal dwa miesiące po pierwszej turze wyborów Paweł Kukiz nadal spogląda na mnie z kilkunastu plakatów w okolicach mojego domu. Nie będzie też spotów tylko, hmm, "filmiki edukacyjne" czy "nagrania uświadamiające".
Orwell 2015
Wymyślać można dalej, ale po co. Paweł Kukiz i jego ludzie sami zrobią to najlepiej. Mają już doświadczenie i pewnie przez kilkanaście tygodni kampanii doprowadzą tę sztukę do perfekcji. Wszak odmienność od polityków i zasad polityki, które znamy to największy kapitał Kukiza.
Taka walka z językiem to powtórka z "Roku 1984" Orwella. Tam Ministerstwo Pokoju zajmowało się prowadzeniem wojny, Ministerstwo Prawdy propagandą, a Ministerstwo Miłości egzekucjami. Jednak nadanie czemuś najbardziej wymyślnej i mylącej nazwy nie zmienia istoty rzeczy.
Dlatego Paweł Kukiz powinien przestać bawić się w Wielkiego Językoznawcę i zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Jako polityk aspirujący do rządzenia powinien pokazać, że ma cywilną odwagę by być traktowanym jak wszyscy inni, a nie jak polityczny stażysta, na którego nie można krzyczeć, bo dopiero się uczy.