
Reklama.
Debata senatorów o in vitro trwała 12 godzin i jak wszystkie posiedzenia Senatu została niezauważona. Ale przygotowany przez naTemat filmik z najbardziej absurdalnymi wypowiedziami "wybrańców" narodu w ciągu kilkunastu godzin obejrzało ponad pół miliona internautów. Komentarze pokazują, jak wielkim szokiem było dla nich to, co działo się przy Wiejskiej.
"Co oni tam biorą?"
"Włos na głowie się jeży !!! co oni tam biorą ?" – mówi najpopularniejszy komentarz z naszego fan page'a. "Ludzie wybrani do senatu powinni sobą coś reprezentować" – mówi inny. "Czyżby to byli sabotażyści pracujący na rzecz likwidacji senatu?! Jeżeli tak, to życzę im powodzenia!" – dodaje nasz czytelnik.
"Włos na głowie się jeży !!! co oni tam biorą ?" – mówi najpopularniejszy komentarz z naszego fan page'a. "Ludzie wybrani do senatu powinni sobą coś reprezentować" – mówi inny. "Czyżby to byli sabotażyści pracujący na rzecz likwidacji senatu?! Jeżeli tak, to życzę im powodzenia!" – dodaje nasz czytelnik.
Wydźwięk komentarzy jest podobny. Bo w powszechnej świadomości Senat to miejsce nieco obok polityki, poza codzienną walką PiS-u i PO, bez awantur przed głosowaniami (bo tylko wtedy jest transmisja). Zresztą wskazują na to nawet synonimy, którymi określamy Senat: "Izba wyższa", "izba refleksji", "izba zadumy". Taka opinia wynika z konstytucyjnej roli tego organu.
Maszynka do głosowania
Senat to w założeniu autorów ustawy zasadniczej miejsce, które patrzy na ręce Sejmowi. Po przegłosowaniu przez posłów ustawa trafia właśnie tam, senatorowie mogą zgłosić poprawki usuwające błędy posłów. Mają na to czas, bo nie piszą ustaw (choć oczywiście też mają inicjatywę), ale recenzują pracę Sejmu. Mogą też blokować podyktowane partyjnymi interesem niekorzystne rozwiązania.
Senat to w założeniu autorów ustawy zasadniczej miejsce, które patrzy na ręce Sejmowi. Po przegłosowaniu przez posłów ustawa trafia właśnie tam, senatorowie mogą zgłosić poprawki usuwające błędy posłów. Mają na to czas, bo nie piszą ustaw (choć oczywiście też mają inicjatywę), ale recenzują pracę Sejmu. Mogą też blokować podyktowane partyjnymi interesem niekorzystne rozwiązania.
Jak jest naprawdę? Senat jest całkowicie zdominowany przez Platformę Obywatelską (z jej list wybrano 63 senatorów), co jest efektem Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Swoich przedstawicieli ma jeszcze PiS (31), PSL (2) i Komitet Rafała Dutkiewicza (czyli inicjatywa Obywatele do Senatu). Do tego Marek Borowski, Włodzimierz Cimoszewicz i Kazimierz Kutz, którzy startowali ze swoich komitetów.
Tupnąć nogą
Efekt jest jednak taki, że Senat to w jeszcze większym stopniu maszynka do głosowania niż Sejm. Czasami senatorom udaje się usunąć jakieś defekty ustaw, nad którymi pracują. Czasami też stawiają opór partii-matce. Tak było w przypadku głosowania nad konwencją antyprzemocową – senatorowie wynegocjowali wtedy sfinansowanie przez rząd programu wsparcia dla opozycjonistów z czasów "Solidarności".
Efekt jest jednak taki, że Senat to w jeszcze większym stopniu maszynka do głosowania niż Sejm. Czasami senatorom udaje się usunąć jakieś defekty ustaw, nad którymi pracują. Czasami też stawiają opór partii-matce. Tak było w przypadku głosowania nad konwencją antyprzemocową – senatorowie wynegocjowali wtedy sfinansowanie przez rząd programu wsparcia dla opozycjonistów z czasów "Solidarności".
Dlatego też obrady Senatu nie są interesujące dla opinii publicznej, a więc i mediów – wiadomo, że i tak zagłosują zgodnie z wolą rządu. Dlatego do Senatu dziennikarze chodzą tylko na kawę (jest tania i smaczna) albo na posiedzenia klubu PO (partia używa jednej z dużych sal do spotkań przed głosowaniami). Senatorowie więc przypominają posłów do Parlamentu Europejskiego: po prostu są. Raz na kilka lat głosujemy na nich, kierując się logiem partyjnym, bo nazwiska zazwyczaj nic nam nie mówią.
Senat spokojnej starości
Chcą więc podnieść swoją rozpoznawalność, pokazać wyborcom, że są aktywni, że walczą o ich interesy. Dlatego wykorzystali nośny temat in vitro, by się pokazać. Nieważne jak. Byle się pokazać. Senatorowie są jednak takimi samymi politykami jak cała reszta. Zresztą wielu z nich to byli posłowie lub ministrowie.
Chcą więc podnieść swoją rozpoznawalność, pokazać wyborcom, że są aktywni, że walczą o ich interesy. Dlatego wykorzystali nośny temat in vitro, by się pokazać. Nieważne jak. Byle się pokazać. Senatorowie są jednak takimi samymi politykami jak cała reszta. Zresztą wielu z nich to byli posłowie lub ministrowie.
Podczas debaty równie księżycowe teorie przedstawiali Bogdan Pęk czy Jan Maria Jackowski. Obaj to senatorowie PiS i byli politycy LPR. Izabela Kloc, była posłanka PiS mówiła w debacie, że "koszty duchowe" in vitro są nie do oszacowania, a ponoszą je nie tylko rodzice, ale także politycy, którzy głosują nad ustawą. Izba to miejsce zsyłki polityków zepchniętych na margines lub zmierzających do emerytury (Kazimierz Kutz, Marek Borowski, Włodzimierz Cimoszewicz).
Po co nam taki Senat?
Utrzymanie Senatu kosztuje nas rocznie ok. 100 mln zł. Po co nam więc Senat? Jeszcze do niedawna izba wyższa zajmowała się rozdzielaniem pieniędzy dla Polonii, ale przegrała z ambicjami Radosława Sikorskiego, który wywalczył przejęcie tych kompetencji przez MSZ.
Utrzymanie Senatu kosztuje nas rocznie ok. 100 mln zł. Po co nam więc Senat? Jeszcze do niedawna izba wyższa zajmowała się rozdzielaniem pieniędzy dla Polonii, ale przegrała z ambicjami Radosława Sikorskiego, który wywalczył przejęcie tych kompetencji przez MSZ.
Debata taka, jak te o in vitro, daje argumenty tym, którzy Senat chcą zlikwidować. Wskazują, że wystarczającą blokadą dla lekkomyślności Sejmu jest prezydenckie weto. Pojawiają się też głosy, że prezydent nie powinien go mieć, a Senat wystarczy. W każdym razie dzisiaj zadania prezydenta i Senatu w tej dziedzinie się dublują. Zupełnie niepotrzebnie.
Warto więc zacząć nie od likwidowania Senatu, ale jego dogłębnej reformy. Popularny jest postulat przekształcenia jej w izbę samorządową, będącą głosem poszczególnych regionów. Tylko czy to podniesie poziom senatorów? Patrząc na środową debatę o in vitro mam poważne wątpliwości.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl