
Kiedy 9 lipca 1947 roku szef MSZ Zygmunt Modzelewski oświadczał ambasadorom Francji i Wielkiej Brytanii, że polska delegacja nie stawi się w Paryżu, gdzie miano dyskutować o planie pomocy Zachodu dla zniszczonej wojną Europy, Polsce przechodziła właśnie "obok nosa" wielka szansa. I stało się, USA nie dały nam milionów dolarów - wystarczyło "nie" generalissimusa Stalina.
Jest rzeczą logiczną, że Stany Zjednoczone powinny uczynić wszystko, co leży w ich mocy, by pomóc w przywróceniu światu normalnego zdrowia gospodarczego, bez czego nie może być mowy o równowadze politycznej i zapewnieniu pokoju.
Weszlibyśmy na taką drogę, na jaką weszła Europa Zachodnia. W połowie XX wieku porównywano Polskę pod względem poziomu gospodarczego do Hiszpanii, przy czym mieliśmy wówczas lekką przewagę. (...) Gdybyśmy tę pomoc przyjęli, bylibyśmy dziś daleko z przodu.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
