Masakra ok. 8 tys. bośniackich muzułmanów w Srebrenicy doszczętnie obnażyła niemoc Organizacji Narodów Zjednoczonych, której zadaniem było niedoprowadzenie do tej tragedii. A tak świat usłyszał o zbrodni, której nie znano od czasów II wojny światowej. Usłyszał w sporej mierze dzięki Polakowi - Tadeuszowi Mazowieckiemu.
Były premier dobrze wiedział, że trwająca od 1991 roku wojna w Jugosławii, to konflikt wielopłaszczyznowy i trudno będzie go zażegnać. Zdawał sobie sprawę, że instrumenty ONZ, stosowane w tego rodzaju sytuacjach, będą dalece niewystarczające. Ale wierzył, że można rzetelnie informować światową opinię o postępach mediacji. Tylko że jemu przez trzy lata przyszło zawiadamiać niemal wyłącznie o okropieństwach.
Od 1992 roku, gdy został specjalnym sprawozdawcą ONZ, zakładał - i miał ku temu pełne prawo - że międzynarodowa organizacja skupiające Narody Zjednoczone jest przynajmniej zdolna zapobiec eskalacji przemocy. Miała prestiż, autorytet. Ale szybko się zawiódł, spostrzegł, że jego sprawozdania trafiają w niebyt. Doskwierało mu bycie zwyczajnym buchalterem odnotowującym kolejne rzezie niewinnych osób.
Służbowe podróże po Serbii, Chorwacji, Macedonii, Bośni i Hercegowinie oraz Słowenii, były pełne wyrzeczeń. Polski wysłannik był już wtedy 65-latkiem, ale nie oszczędzał się.
– Mazowiecki nigdy jednak nie narzekał na warunki, bardziej denerwowało go, że nie mógł się doprosić, by na przykład zostały zabezpieczone miejsca masowych mordów - co uniemożliwiłoby sprawcom zacieranie śladów. Nie wynikało to nawet ze złej woli ONZ - po prostu organizacja ta była biurokratyczna i przyznawała jego misji niewielkie znaczenie – pisze Andrzej Brzeziecki, autor najnowszej biografii byłego szefa rządu.
Obserwacje i spotkania ze świadkami tylko utwierdziły go w przekonaniu o beznadziejności sytuacji na Bałkanach. Miejscowi byli w stosunku do niego zadziwiająco ufni, dzielili się tym co widzieli na własne oczy, a często były to widoki budzące grozę. Mazowieckie zawarł wspomniane relacje w 18 obszernych raportach. Wszystkie łączył wątek ustawicznego łamania praw człowieka.
Czarę goryczy przelały wydarzenia w Srebrenicy - bośniackiej wiosce, do której 11 lipca 1995 roku wkroczyły serbskie oddziały wierne gen. Ratko Mladicowi. Przez kolejne dni muzułmańscy mieszkańcy miejscowości byli systematycznie mordowani przez Serbów.
Zbrodni dokonano na terenach, które wchodziły w skład specjalnych stref bezpieczeństwa, o których utworzenia zabiegał wcześniej Mazowiecki. Kiedy przyszli Serbowie, chroniący ten obszar holenderski kontyngent wycofał się bez walki.
Wstrząśnięty Mazowiecki niedługo później zrezygnował. Mandat obserwatora był dla niego misją. Niewielu jednak w ONZ tak "ambitnie" widziało rolę, jaką przydzielono Polakowi. W ich mniemaniu człowiek, któremu nieobca była ludzka krzywda, miał skrupulatnie, bez emocji, informować o kolejnych mordach. Ale nie mógł.
Odważne słowa Mazowieckiego, "niezwykła" empatia na ludzką krzywdę i stawianie uczciwości ponad pokrętną dyplomację - wszystko to nie do końca trafiało do ONZ-owskich oficjeli. Ale Bośniacy, także matki i wdowy ofiar, po dziś dzień pamiętają zaangażowanie zasłużonego Polaka.
Świadek relacjonował, że po pojmaniu jeńcy byli przetransportowani w różnych kierunkach. Opisywał także morderczy upał w ciężarówkach, jak również to, że jeńcy byli pozbawieni wody i zmuszeni pić własny mocz. Świadek opisywał, że jeńcy byli bici kijami i karabinami, a niektórzy zostali zastrzeleni po tym, jak zostali wzięci do niewoli. Wreszcie w nocy mężczyźni zostali wywiezieni. Grupy od pięciu do dziesięciu ludzi były wyciągane z ciężarówek, ustawiane w szeregu i rozstrzeliwane przez bośniackich Serbów.
Tadeusz Mazowiecki, 27 VII 1995
Pogwałcenia praw człowieka są bezwzględnie kontynuowane, przeszkadza się w dostawach pomocy humanitarnej, ludność cywilna narażona jest na ostrzeliwanie, giną żołnierze "błękitnych hełmów" i przedstawiciele organizacji humanitarnych. Zbrodnie następują szybko i bezwzględnie, a reagowanie na nie przez społeczność międzynarodową jest opóźnione w czasie i niekonsekwentne.
Tadeusz Mazowiecki, 27 VII 1995
Charakter mojego mandatu sprawia, iż mógłbym dalej tylko opisywać zbrodnie i naruszenia praw człowieka. Ale obecny moment krytyczny jest momentem, w którym uświadomić sobie trzeba i naturę tych zbrodni, i odpowiedzialność Europy, i społeczności międzynarodowej za własną bezradność. Walczyliśmy w Polsce z totalitarnym systemem, z nadzieją patrząc na Europę przyszłości. Jak można wierzyć w Europę jutra tworzoną przez dzieci tych ludzi, których dziś się opuszcza?