Skarbonka w banku? Bardzo możliwe i dostępne nie tylko dla dzieci korzystających ze Szkolnych Kas Oszczędności - mBank i Multibank chcą zaokrąglać kwoty wydawane przez swoich klientów i nadwyżki przelewać na specjalne konta.
Mieliście kiedyś skarbonkę? Wrzucaliście do niej drobne, a po jakimś czasie rozbijaliście ją i - ku waszemy zdziwieniu - w środku była całkiem spora sumka? Na takiej samej zasadzie chce działać mBank i Multibank oferując swoim klientom konta - odpowiednio - mSaver i MultiSaver. O planach banków należących do grupy BRE jako pierwszy dowiedział się Maciej Samcik z Gazety Wyborczej.
Jego zdaniem klienci będą mieli do wyboru trzy sposoby na oszczędzanie. Każdy zakup będzie mógł być zaokrąglony do pełnych 10 zł - jak zapłacimy 66, bank pobierze 70, z czego 4 zł wylądują na rachunku oszczędnościowym. Można też ustalić, że od każdej transakcji (płatność kartą, wypłata w bankomacie, przelewy) konkretna kwota (na przykład 2 zł) będzie odkładana na koncie. Ostatnia możliwość to odkładanie pewnego procenta od transakcji. - Mechanizm działa automatycznie, dzięki czemu klient nie musi o nim pamiętać, nie ponosi też żadnych dodatkowych kosztów. Dzięki niemu na systematyczne oszczędzanie mogą pozwolić sobie także osoby z mniej zasobnymi portfelami - mówi Samcikowi Krzysztof Olszewski, rzecznik prasowy banku.
Z troski...
Pomysł mBanku i Mutibanku to nie pierwszyzna, o nasze oszczędności starają się dbać m.in. ING, BPH i Millennium, ale robią to nieco inaczej. Dzięki specjalnej aplikacji możemy ustalić na co i ile pieniędzy chcemy przeznaczyć, ustalić limity wydatków na konkretne kategorie, porównywać nasze wydatki i oszczędności z innymi posiadaczami kont w swoim banku.
Banki interesują się naszymi oszczędnościami nie tylko - i prawdopodobnie wcale nie głównie - dlatego, że odkładanie pieniędzy i dobre nimi zarządzanie jest bardzo ważne. Zeszłoroczne dyskusje na temat zmian w OFE i podwyższenie wieku emerytalnego mogły wzmocnić potrzeby oszczędnościowe.Dzięki oszczędzaniu możemy uniknąć zaskoczenia nagłymi wydatkami, a zbieranie pieniędzy na konkretny cel sprawi, że nie będziemy musieli brać kredytu gotówkowego w banku. Każdy kredyt mniej to więcej gotówki w kieszeni.
… czy ze strachu?
Polskie banki mają w depozytach i obligacjach ponad 100 miliardów złotych mniej, niż pożyczyli Polakom w ramach kredytów. Nic nowego? Prawda, problem w tym, że Komisja Nadzoru Finansowego wprowadzi od stycznia pakiet regulacji o nazwie Bazylea III. Pod stwierdzeniami o stabilności systemu finansowego i długoterminowej płynności banków kryje się… równowaga. Równowaga pomiędzy długoterminowymi kredytami (hipotecznymi), a długoterminowymi depozytami (lokaty, ale też obligacje). Cały proces ma zakończyć się w 2018 roku, ale dla wielu polskich banków - które z zasady mają więcej udzielonych kredytów niż przyjętych depozytów - przepisy mogą oznaczać kłopoty. Tym bardziej, że kto się nie dostosuje, tego czekają kary finansowe. - Ta dziura pomiędzy kredytami i depozytami faktycznie jest większa, niż jakiś czas temu, ale to nie znaczy, że kiedyś nie było jej w ogóle. Mamy na rynku banki, które finansują się u swoich spółek matek, u swoich właścicieli, nie potrzebują więc wielu depozytów. Tak powstaje ta dziura - mówi analityk Open Finance Michał Sadrak.
Na strachu będzie można prawdopodobnie nieźle zarobić. O ile po wprowadzeniu podatku Belki od wszystkich lokat spadły realne odsetki, które dostajemy za nasze oszczędności, o tyle w najbliższym czasie może czekać nas prawdziwa rynkowa licytacja. Banki będą chciały przekonać nas, że to właśnie u nich powinniśmy założyć lokatę, że to właśnie oni dadzą nam najwięcej i najlepiej. Jednocześnie będą prawdopodobnie mniej chętnie udzielać kredytów.
Zdaniem Michała Sadraka może czekać nas cenowa licytacja, choć nie do końca powinniśmy się z tego cieszyć. Banki zamiast bezrefleksyjnie placić wysokie oprocentowanie od lokat, powinny zachęcać klientów do długoterminowego oszczędzania w sposób kreatywny. Lepszym pomysłem niż stałe oprocentowanie są na przykład książeczki mieszkaniowe, czy lokaty antyinflacyjne. Zakładałyby oprocentowanie zmienne, które byłoby równe stopie inflacji powiększonej o jakąś marżę. Tak samo można zrobić (wzorując się na obligacjach korporacyjnych) oferując klientom oprocentowanie równe stawce WIBOR powiększonej o jakąś tam marżę. Wtedy byłaby szansa, że więcej niż co 20 złotówka wpływać będzie na lokaty dłuższe niż roczne - dodaje Sadrak.
Jego zdaniem kuszenie odsetkami nic nie da, bo nawet jeżeli klienci zdecydują się na 3-letnią lokatę na 7 procent z odsetkami wypłacanymi co miesiąc, może się okazać, że za rok stopy procentowe pójdą w dół i bank zostanie z drogim pieniądze. Zmiennie oprocentowane lokty oparte o inflację, albo wspomniany WIBOR są lepszym pomysłem na przyciąganie klientów. Cały czas jest ich mało, ale oferta się powiększa. - Jeżeli banki nie wykażą się kreatywnością, czekać nas będzie zacięta walka na depozyty. Pamiętajmy jednak, że to nie jedyna możliwość ratunku banków przez Bazyleą. Meritum Bank, Alior Bank i getin Noble wypuściły obligacje, które zostały bardzo dobrze przyjęte przez inwestorów.
Kredyty w dół
Na rynku nieruchomości widać spadające ceny, klienci czekają z zakupami, a banki przeczuwają spowolnienie gospodarki i zwolnienia. - To wszystko, nie tylko Bazylea wpływa na ograniczenie udzielania kredytów. Banki mocno sprawdzają swoich klientów, w tym roku udzielą zdecydowanie mniej kredytów, niż w zeszłym - mówi.