
Ador – małe, niewyróżniające się specjalnie miasto leżące w hiszpańskiej Walencji stało się ostatnio sławne. A to wszystko za sprawą lokalnych władz, które wprowadziły prawo nakazujące mieszkańcom udawać się na popołudniową sjestę. Pomiędzy 14 a 17, każdy, włączając w to dzieci, ma obowiązek odpoczywać. Innymi słowy, praca w tych godzinach jest zabroniona.
Sjesta w warunkach polskich, ale także północno i wschodnioeuropejskich to zupełna abstrakcja. Nie ma ona żadnego uzasadnienia.
Odpowiednikiem sjesty w naszych realiach może być jedynie tzw. przerwa lunchowa trwająca około godziny. Poza tym, należy zauważyć też, że czas na odpoczynek nie jest dany za darmo. Zarówno sjestę, jak i przerwę lunchową trzeba później odpracować, co wiąże się np. z pozostaniem w pracy do późnego wieczoru, a wielu Polaków zwyczajnie nie może sobie na to pozwolić, choćby ze względu na dojazdy.
No właśnie, dojazdy. Należy zauważyć, że bardzo wielu Polaków nie mieszka bezpośrednio przy miejscu pracy, w związku z czym musi każdego ranka odbywać długą podróż do swojego zakładu. Przykładowo pan Jacek, pracownik warszawskiej firmy handlowej, każdego dnia pokonuje drogę z okolic Legionowa do siedziby firmy mieszczącej się przy Lotnisku Chopina. Około 50 km w jedną stronę.
Dla mnie dwu- trzygodzinna przerwa w ciągu dnia pracy oznaczałaby jedynie zmarnowany czas. Nie opłacałoby mi się wracać do domu, a i tak musiałbym zostać po godzinach. Wolę pracować w standardowym wymiarze czasowym z jedną kilkunastominutową przerwą w ciągu dnia, wcześniej wyjść z pracy i wieczorem móc poświęcić zaoszczędzony czas na odpoczynek, chwilę z rodziną lub drobne obowiązki domowe.
Napisz do autora: jakub.rusak@natemat.pl
