Krytyk teatralny i kulinarny Maciej Nowak jest zmęczony Krakowem. Ostatnio spędza tam dużo czasu - pracuje nad serialem dokumentalnym, który powstaje z okazji 250-lecia teatru publicznego w Polsce. Na swoim Facebooku opublikował felieton, który napisał dla "Gazety Wyborczej". Wynika z niego, że Kraków nie jest przyjaznym miastem dla ludzi pracujących.
– Kraków nie jest do roboty. Kraków jest do picia i tracenia czasu. Do robienia sobie selfiaczków i gadania głupot przy kawiarnianych stolikach. Do siedzenia w oparach absyntu i w arabeskach dymu papierosowego. Do pracy jest Warszawa z chropawą strukturą, otwartymi, corbusierowskimi planami osiedli, gorejącymi ranami po powstaniu i ciągłym rozwibrowaniem. Z dramatyczną, historią współczesną, tablicami przypominającymi o miejscach egzekucji i linią muru getta. Z tłumem arywistów, zdeterminowanych na wszystko – wyjaśnia Nowak.
Jak określił krytyk, warszawiak w Krakowie się szamocze. Twierdzi, że poruszanie się po dawnej stolicy Polski wymaga „mozołu”, a wzgórze wawelskie osacza bardziej niż Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Dodaje, że przejście głównymi ulicami krakowskiego Starego Miasta jest bardzo męczące.
– Owszem, gdy bywam tutaj prywatnie, gdy wpadam na dni parę w celach rozrywkowych lub by obejrzeć jakieś przedstawienie, albo pobadziarzyć u Luizy Trisno w Ramen Girl - żyć się da – pisze Maciej Nowak. – Jest zabawnie, niefrasobliwie i niezobowiązująco. Smacznie i alkoholowo. Gdy jednak zrealizować trzeba napięty plan zawodowy okazuje się, że miasto o ciągłych pierzejach ulic, krętych zaułkach, pełne malowniczych zabytków i nieprzeorane wojną, potrafi przydusić nieprzywykłego do tego człowieka. I nie chodzi nawet o smog. Dużo bardziej dotkliwy jest klimat nieustającego karnawału – wyjaśnia.
Okazuje się, że najbardziej zmęczyły go grupy zagranicznych turystów. Przewodnicy z megafonami, pełne knajpy i turystyczne meleksy stojące w korku są skutecznym utrudnieniem normalnego funkcjonowania w tym mieście. Do tego kupcy próbujący wcisnąć turystom pamiątki, oscypki i bajgle, oraz naganiacze na wycieczki i do klubów go-go. – Dlaczego nie mogę rozsiąść się Bunkrze albo Charlotte? Dlaczego nie dla mnie Alchemia i Singer na Kazimierzu? Krakowscy znajomi kuszą leniwymi posiadami, wineczkiem. Mają na wszystko czas, a ja funkcjonuję w stołecznym rytmie, który nie pozwala wyrwać się z kieratu, ustalonego planu pracy – zastanawia się Maciej Nowak.
W podsumowaniu felietonu stwierdza, że Kraków jest dla dzieci. Do zabawy - jak z bajki, misiowy i smokowy. Rozwiązaniem tej sytuacji może być według Nowaka pomysł burmistrzyni Barcelony, która chce schłodzenia koniunktury turystycznej poprzez ograniczenie ilości baz noclegowych i zwiększeniu opłat dla przyjezdnych.
O Krakowie pisaliśmy także kilka miesięcy temu, gdy pod adresem byłej stolicy Polski padały podobne zarzuty. Wyjątkowo gorzki obraz Krakowa przedstawiła wtedy "Krytyka Polityczna" publikując wywiad ze znanym artystą i animatorem kultury Sławomirem Shutym. Przekonywał on, że Kraków "zmienia się w makietę dla turystów otoczoną slumsami", a najzdolniejsi mieszkańcy tego miasta uciekają do Warszawy.